« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Aleksander Wojciechowski - malarstwo po 45 r., Historia sztuki, Historia sztuki | » ALEKSANDER KAMIĹSKI, Pedagogika, pedagogika społeczna | » Aleksander Krawczuk - Kleopatra(1), e-books, e-książki, ksiązki, , .-y | » Aleksander Dumas - Dartagnan, Literatura, Dumas Alexander | » Aleksandra Brylska - Reprezentacje ataków atomowych na Hiroszimę i Nagasaki oraz przedstawienia bomby atomowej w Polsce, Japonia | » Aleksander Wit Labuda Eksplikacja tekstu, edukacja,hobby,, Edukacja, teoria. lit., kulturoznawstwo, socjologia | » Aleksander Puszkin - Dama pikowa (tłum. polskie), Filologia Rosyjska, Historia Literatury Rosyjskiej, Semestr I | » Aleksander Bruckner - Mitologia słowiańska i polska.by anya, słowianie | » Aleksandra Pilsudska - Wspomnienia, Patron szkoły - Józef Piłsudski | » Aleksander Kwaśniewski- Izaak Stoltzman, Zachomikowane i Od Was, Od Was |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plefriends.pev.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Aleksander Fredro „Sztuka Obłapiania” Pieśń I Śpiewaj o Muzo, jakiemi przymioty Można jebura zyskać wieniec złoty! Śpiewaj rozkosznie pełna ognia Feba! Niech pozna Naród, jak jebać potrzeba! Wiem ja to wprawdzie, że nie jesteś rada, Gdy ci o huju rozprawa wypada. Lecz nie bądź tego-ć Panieneczko gładka, Abyś czasami nie wypięła zadka Na łechtające prośby Apollina, Pana Niebianów, cnego skurwysyna; Lub rozczulona jego wdzięcznem pieniem Nie nagrodziła palca poruszeniem. Różne są gusta to nikt nie zaprzeczy, Wiem o tem.. Ale wróćmy się do rzeczy. Ach śpiewaj Muzo! Jeszcze cię powtornie Proszę i wzywam i błagam pokornie. No... i cóż? Milczysz i odwracasz oczy? Wzgardzasz haniebnie mój zapał ochoczy? Jebał-że cię pies, moja Panno droga! Bez ciebie znajdę, gdzie Parnasu droga! Kpię z twej pomocy, gniewu się nie boję, śpiewać potrafię i już lutnię stroję! Głoszę więc sztukę, której liczne światy Ciągle hołdują niepomnemi laty, Sztukę jebania, z której to użycia Tryska zdrój czysty rozkoszy i życia. Próżno w niej, próżno, Młodzieńcze zuchwały, Dostąpić zechcesz pierszeństwa i chwały. Kiedy twa pyta palcami wytarta, By się wyprężyć, musi być podparta, A jajca zwiędłe, co ci długo wiszą, Często po piasku hieroglify piszą! Cóż wróżyć patrząc na te ściągłe boki, Na ową nogę, jak bambus wysoki? Łydka okrągła, co ją niby zdobi, Tę rękawnicznik za talara robi. I choć wyłożył dość miękkimi kłaki, Oko dostrzeże szwu twardego znaki. Twoja twarz blada, żółtem powleczona, Wymazuje cię z cnych Jeburów grona. Idź młody starcze, pókiś jeszcze żywy, Ognie tęgiemi wzmacniać korozywy. Smaruj maściami podrętwiałe członki, Albo dla świata staraj się małżonki! Hoży Junaku krwawego rumieńca, Ty dostać możesz czcigodnego wieńca! Portka opięta, co ledwie nie pryska, Lubieżne formy walnie ci wyciska; Półdupki pełne, jak gdyby toczone, Łydki tęgiemi żyłami plecione, W kroku narzędzie, choć go ręka tłoczy, Bezwolnie ściąga niewiniątek oczy. Są to najpierwsze trwałości zasady, Przy nich potrzebne doświadczenia rady! Niechaj twa kuśka, chcąc być bez przywary, Cali dwanaście dobrej trzyma miary. Od urojenia powinna być wolna. Po-cóż ma myśl ją podnosić swawolna? To miękkohuja chwalby jest przyczyna. Gdy mu wiatr nadmie lub spełni uryna, Pokazać pytkę w dowód oczywisty, Jak jeszcze tęgi i jak zamaszysty. Ale gdy jesteś bliski już rozprawy, Niechaj cię nagle wzruszy ogień żwawy, I niepotrzebny kobiecej pomocy Bindę postawi w jeborodnej mocy. Jako cięciwa od baszkirskiej dłoni, Silno ciągnięty twardy łuk nakłoni, Gdy już grot ostry w powietrze wyrzuci, I w miejsce pędem niezocznym powróci, Siłą rozchwiana spokojnie nie staje, Chwilę się trzęsie i dźwięki wydaje Tak to potężnie wyprężona kucha Ręką swawolną ciągnięta od brzucha, Puszczona... uciąć powinna z łoskotem, A pępek tylnym odezwać się grzmotem. Przy dupie twarde, niezbyt wielkie gały, Niechaj się trzymają jak muszla u skały. Na tym kolorze niemałe zalety (Przynajmniej wierzyć tak każą kobiety). Każdy z swych członków człek chętniej utraci, Jak ony worek nikczemny z postaci. Jęczał Abelard żywota ciąg cały, Że mu okrutnie oberżnięto gały. Wolałby cierpieć bez ręki lub nogi, A Zeloizie dogodzić niebogi, Która nieszczęsna trąc dupą o ścianę, Płakała ciągle stratę ukochaną. W jajcach zbiór rozkosz od natury dany Pamiętaj bratku nie jest nieprzebrany. Pstrykaj obficie, nie oszczędzaj zdroju, Lecz tam, gdzie warci są tego napoju. Mało użyje lubieżności daru, Kto jej nie tłumiąc nagłego pożaru, Na lada kurwę obceś się pakuje, Kiwa się, kiwa, na końcu popluje. Z ohydą wyjmie korzeń zapieniały, I niesie prędko zapocone gały Dwakroć zanurzać do zagrzanej wody, Chroniąc się z strachem od jakowej szkody. Klnie swe zapały, gdyż szybko wychodzi; Miejsce rozkoszy obrzydzenie rodzi. A odebrane fałszywe pieszczoty Często przepłaca długiemi kłopoty. O! jakie żale widok ten nie wznieci W dzień upłyniony drugi albo trzeci! Gdy ręka cisnąc grzeszące narzędzie Perłę zieloną z kanału dobędzie! Przybywaj wtedy rano medycyny! Zielem dopomóż pędzenie uryny! Zapisuj hojnie konfekta chłodzące, Proszki, orżadki boleści gojące! Łykaj biedaku te nowe potrawy. Unikaj długo skaczącej zabawy, By krople zsiadłe przez różne spacery W jajcach nadętych nie wzięły kwatery. Wino i ponczyk, co wesołość daje, Straszną, o Nieba, trucizną się staje. Jak serce bije, jakie drżenie ciała, Gdy potrzebujesz nagle urynała! Drepcesz na miejscu i zgrzytasz zębami, świat cały w gniewie przeklinasz djabłami, Przysięgę czynisz być mądrym Sokratem, Już nie obłapiać, zrobić się kastratem. Jaka zaś przykrość, gdy ci sny zwodnicze W nocy rozkoszy wystawią słodycze! Budzi cię w bolu ostateczna chwila, Kiedy się żyła skurczona wysila, Rzyga sok mętny, piekąc zdarte rany, A ty dopychasz i sykasz w przemiany. Chceszli nieważnie zbyt mocnemi leki Trypra zatrzymać uporczywe ścieki W pachwinie bombon gwałtownie narywa, Sześć niedziel w łóżku boleść cię twa skrywa. Cyrulik z brodą co nie chcą doktory Płytkiem żelazem zgala ci kędziory. Jako botanik naturę śledzący Prątek zasadzi kwiat obiecujący, Pilnie podlewa, umacnia, podpiera, I co dzień pączka lubego wyziera Tak kataplazmem, co ci boki grzeje, Ty patrzysz, kiedy griczoł się zbieleje, Kiedy z pomocą chirurgicznej ręki, Wyzionie sapor boleści i męki. Nie tu się kończą sromotne kłopoty, Co człek kupuje za swój pieniądz złoty! Szankier gorliwy więcej działa szkody, Gdy główkę ściągnie piekącymi wrzody. Wtedy się karmisz pigułki srebrnemi, Smarujesz ciało maściami tęgiemi, Usta cię świerzbią, a ząb zaś przy zębie Jako klawisze latają po gębie. I szczęście, jeśli przy końcu leczenia, Nie trza złotego kupić podniebienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|