[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
Allan Cole & Chris Bunch        Flota PrzeklÄtych  czwarty tom cyklu Sten        PrzekĹad RadosĹaw Januszewski        Data wydania polskiego 1997               Dla oskarĹźonych wspĂłĹspiskowcĂłw:        Owena Locka, Shelly Shapiro i Russa Galena                                  KsiÄga pierwsza       W BITEWNYM SZYKU        RozdziaĹ pierwszy               KrÄ
Ĺźownik TahnĂłw okrÄ
ĹźyĹ umierajÄ
ce sĹoĹce. Kurs zostaĹ juĹź ustalony. W ciÄ
gu kilku godzin okrÄt miaĹ osiÄ
ĹÄ na szaro-biaĹej powierzchni Fundy, czyli na najwiÄkszym ciele niebieskim w Systemie Erebusa.        Prawdopodobnie Ĺźadna istota nie chciaĹaby siÄ wybraÄ do Erebusa z wĹasnej woli. Niemal wygasĹe sĹoĹce rzucaĹo sĹabe, bladoşóĹte ĹwiatĹo na kilka pokiereszowanych kraterami satelitĂłw. Zasoby mineralne tych ogoĹoconych planetek nie wystarczyĹyby na utrzymanie jednego gĂłrnika. W Erebusie moĹźna byĹo marzyÄ tylko o rychĹej Ĺmierci.        Lady Atago z niecierpliwoĹciÄ
przysĹuchiwaĹa siÄ prowadzonym przez radio pogaduszkom miÄdzy zaĹogÄ
jej statku a gĹĂłwnym centrum komunikacyjnym na Fundy. NiedbaĹe i rozlazĹe wypowiedzi osĂłb z tamtej strony ostro kontrastowaĹy z wartkim potokiem uporzÄ
dkowanych sĹĂłw pĹynÄ
cym z ust jej ludzi. Ten wyraĹşny dysonans draĹźniĹ TahnijkÄ. Â Â Â Â Â Â Â Fundy zbyt dĹugo pozostawaĹa bez nadzoru. Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago byĹa wysokÄ
kobietÄ
. GĂłrowaĹa wzrostem nad wieloma swoimi oficerami. Na pierwszy rzut oka wydawaĹa siÄ egzotycznÄ
piÄknoĹciÄ
. MiaĹa drugie, faliste, ciemne wĹosy, wielkie czarne oczy i zmysĹowe usta. WyróşniaĹa jÄ
szczupĹa, niezwykle ksztaĹtna sylwetka. Atago Ĺwietnie wyglÄ
daĹa w uniformie, ktĂłry teraz nosiĹa: ciemnozielony pĹaszcz, czerwona bluza mundurowa i zielone, obcisĹe spodnie. Â Â Â Â Â Â Â Jednak podczas dokĹadniejszej obserwacji lady Atago, ulatniaĹy siÄ wszelkie myĹli o piÄknie, a po plecach przebiegaĹ zimny dreszcz. StaĹo siÄ oko w oko z czĹonkiniÄ
tahnijskiej rodziny krĂłlewskiej. Skinienie gĹowy tej damy decydowaĹo o ludzkich losach, a wiÄkszoĹÄ decyzji budziĹa grozÄ. Â Â Â Â Â Â Â Gdy statek wszedĹ na orbitÄ, spojrzaĹa na kapitana, ktĂłry wĹaĹnie nadzorowaĹ dziaĹania zaĹogi. Â Â Â Â Â Â Â - JuĹź wkrĂłtce, pani. Â Â Â Â Â Â Â - BÄdzie mi potrzebna jedna kompania - powiedziaĹa i odwrĂłciĹa wzrok, pozwalajÄ
c kapitanowi odejĹÄ. MyĹlaĹa o tych niezdyscyplinowanych durniach oczekujÄ
cych jej na Fundy. Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Wielki statek przysiadĹ na lodzie o jakieĹ pĂłl kilometra od budynkĂłw portowych. Maszyny przestaĹy pracowaÄ. KadĹub przysĹoniĹa szara powĹoka nawiewanego przez ostry wiatr deszczu ze Ĺniegiem. Â Â Â Â Â Â Â Powierzchnia Fundy byĹa pokryta gĹĂłwnie lodem i czarnÄ
skaĹÄ
. To miejsce nie nadawaĹo siÄ do realizacji jakiegokolwiek przedsiÄwziÄcia, a jednak miaĹo speĹniÄ niezwykle waĹźne zadanie. Â Â Â Â Â Â Â Tahnijczycy przygotowywali siÄ do wojny przeciwko Imperatorowi. Odpowiednie zaĹ wykorzystanie Erebusa stanowiĹo podstawÄ ich planu. W wielkiej tajemnicy zmienili planety dogasajÄ
cego sĹoĹca w ogromnÄ
stoczniÄ miÄdzyplanetarnych okrÄtĂłw wojennych. Â Â Â Â Â Â Â Erebus byĹ tak odlegĹy i odstrÄczajÄ
cy, Ĺźe prawdopodobieĹstwo odkrycia przez Imperatora idÄ
cych peĹnÄ
parÄ
zbrojeĹ byĹo nieomal rĂłwne zeru. Dlatego wybrano ten system, aby budowaÄ, wyposaĹźaÄ, przezbrajaÄ tysiÄ
ce statkĂłw. Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago widziaĹa niektĂłre oznaki tych wysiĹkĂłw, kiedy jej krÄ
Ĺźownik wszedĹ na orbitÄ Erebusa. MaĹe, silne holowniki ciÄ
gnÄĹy dĹugie na setki kilometrĂłw eszelony pustych skorup. Z tego budulca powstanÄ
potÄĹźne okrÄty bojowe, ktĂłre po przetransportowaniu na lÄ
d zostanÄ
uzbrojone. Na wszystkich planetach wzniesiono ogromne fabryki. Nocne niebo rozĹwietlaĹa Ĺuna bijÄ
ca od piecĂłw hutniczych. Â Â Â Â Â Â Â Tahnijczycy ĹciÄ
gnÄli na Erebus wszystkich robotnikĂłw, ktĂłrych udaĹo im siÄ zmobilizowaÄ. Nie wzgardzili nawet tymi o niedostatecznych kwalifikacjach. WĹaĹnie niska jakoĹÄ siĹy roboczej stanowiĹa jeden z powodĂłw skoncentrowania produkcji na planetach a nie w kosmosie. Praca w gĹÄbokiej próşni wymaga fachowej wiedzy, a przy tak wielkich zbrojeniach zgromadzenie odpowiedniej liczby specjalistĂłw nie byĹo moĹźliwe. Poza tym, umieszczenie fabryk w przestrzeni kosmicznej to niezwykle kosztowne przedsiÄwziÄcie, w tahnijskim skarbcu pozostaĹy juĹź ostatnie miedziaki.        MieszkaĹcy Tahnu chcieli wiÄc mieÄ moĹźliwie duĹźo statkĂłw za najniĹźszÄ
cenÄ. Wszelkie awarie i nieszczÄĹliwe wypadki przy pracy, pozostawaĹy problemem poszczegĂłlnych zaĹĂłg.        Ale Tahnijczycy naleĹźeli do rasy zajadĹych wojownikĂłw.               Lady Atago zatrzymaĹa siÄ na chwilÄ przy rampie. KobietÄ otaczaĹ doborowy oddziaĹ uzbrojonych po zÄby ĹźoĹnierzy. CzĹonkowie straĹźy przybocznej wyróşniali siÄ nie tylko doskonaĹymi umiejÄtnoĹciami wojskowymi, ale takĹźe sĹusznym wzrostem. W ich otoczeniu lady Atago wydawaĹa siÄ niska. Przenikliwe zimno sprawiaĹo, Ĺźe ĹźoĹnierze przestÄpowali z nogi na nogÄ, ale Atago nawet nie zapiÄĹa pĹaszcza termicznego.        Z niechÄciÄ
patrzyĹa na odlegĹe budynki portowej centrali. Dlaczego wylÄ
dowali tak daleko? Niekompetentni durnie. Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago zaczÄĹa z determinacjÄ
brnÄ
Ä przez Ĺnieg, oddziaĹ podÄ
ĹźaĹ za swÄ
podopiecznÄ
. SkĂłrzane pasy poskrzypywaĹy, a buty przebijaĹy oblodzonÄ
warstewkÄ na biaĹej pokrywie. Nie opodal przemykaĹy z rykiem wielkie grawisanie. CiÄ
gnÄĹy Ĺadunek czÄĹci i zapasĂłw. Na niektĂłrych pojazdach siedzieli przycupniÄci ludzie. Jechali do pracy albo wracali do domu po zmianie w jednej z fabryk dymiÄ
cych i parskajÄ
cych ogniem na obrzeĹźach portu. Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago nie odwracaĹa gĹowy, Ĺźeby przyglÄ
daÄ siÄ tym niezwykĹym scenom. Po prostu kroczyĹa przed siebie, pĂłki nie dotarĹa do budynkĂłw. Â Â Â Â Â Â Â Wartownik warknÄ
Ĺ coĹ z budki przed gĹĂłwnym wejĹciem. ZignorowaĹa go i przeszĹa obok, a jej gwardia przyboczna uniosĹa broĹ, Ĺźeby poĹoĹźyÄ kres wszelkim wÄ
tpliwoĹciom stojÄ
cego na straĹźy mÄĹźczyzny. Stukali gĹoĹno obcasami, idÄ
c wzdĹuĹź dĹugiego korytarza, ktĂłry wiĂłdĹ do centrum administracyjnego. Gdy skrÄcili za rĂłg, zobaczyli przysadzistego osobnika, ktĂłry prawie biegĹ na ich spotkanie, w pÄdzie poprawiajÄ
c admiralskÄ
tunikÄ. Lady Atago stanÄĹa i z niesmakiem spojrzaĹa na spoconÄ
, zaczerwienionÄ
twarz gospodarza. Â Â Â Â Â Â Â - Lady Atago - wybeĹkotaĹ. - Przepraszam. Nie miaĹem pojÄcia, Ĺźe zjawi siÄ pani tak szybko i... Â Â Â Â Â Â Â - AdmiraĹ Dien? - zapytaĹa wchodzÄ
c mu w sĹowo. Â Â Â Â Â Â Â - Tak, o pani? Â Â Â Â Â Â Â - BÄdzie mi potrzebne paĹskie biuro - stwierdziĹa i poszĹa dalej. Â Â Â Â Â Â Â Dien, potykajÄ
c siÄ, ruszyĹ za dostojnym goĹciem. Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago siedziaĹa w milczeniu, przeglÄ
dajÄ
c dane komputerowe. Dwaj straĹźnicy stali przy drzwiach z broniÄ
gotowÄ
do strzaĹu. Inni rozstawili siÄ strategicznie w wielkim biurze admiraĹa. Â Â Â Â Â Â Â Kiedy weszĹa do gabinetu, rozejrzaĹa siÄ bĹyskawicznie. Lekkim grymasem wyraziĹa to, co pomyĹlaĹa: bardzo tu nie po tahnijsku. Â Â Â Â Â Â Â WczytywaĹa siÄ w raporty, a z ust Diena pĹynÄ
Ĺ potok usprawiedliwieĹ. Â Â Â Â Â Â Â - O, tutaj... tutaj... widzi pani. Burza. StraciliĹmy dziennÄ
produkcjÄ. A te dane! MusieliĹmy wyrÄ
baÄ materiaĹami wybuchowymi nowe lÄ
dowiska dla frachtowcĂłw. Plany byĹy napiÄte do granic, o pani. Niebo aĹź czerniaĹo od statkĂłw. A my nie mieliĹmy wystarczajÄ
cej iloĹci... Â Â Â Â Â Â Â PrzerwaĹ nagĹe, gdy wyĹÄ
czyĹa komputer i zniknÄ
Ĺ obraz. Przez dĹugÄ
chwilÄ wpatrywaĹa siÄ w przestrzeĹ. Wreszcie wstaĹa, odwrĂłciĹa siÄ do admiraĹa i rzekĹa: Â Â Â Â Â Â Â - Admirale Dien, w imieniu lorda Fehrle i Wysokiej Rady TahnĂłw, odbieram panu dowĂłdztwo. Â Â Â Â Â Â Â Twarz Diena nagle zbielaĹa tak bardzo, Ĺźe lekarz na ten widok z pewnoĹciÄ
wpadĹby w przeraĹźenie. Atago poszĹa do wyjĹcia. Przed niÄ
ruszyĹ jeden z ĹźoĹnierzy.        - Pani, zaczekaj, proszÄ - wystÄkaĹ Dien.        ZrobiĹa póŠobrotu i lekko uniosĹa piÄknÄ
brew. Â Â Â Â Â Â Â - Tak? Â Â Â Â Â Â Â - Czy pozwolisz mi przynajmniej... Hm, czy mogÄ zachowaÄ broĹ bocznÄ
? Â Â Â Â Â Â Â ZastanawiaĹa siÄ przez moment. Â Â Â Â Â Â Â - Chodzi o honor? Â Â Â Â Â Â Â - Tak, pani. Â Â Â Â Â Â Â ZnĂłw minÄĹa dĹuĹźsza chwila. Â Â Â Â Â Â Â - Nie - powiedziaĹa wreszcie. - Nie zezwala panu na zatrzymanie broni. Â Â Â Â Â Â Â Lady Atago wyszĹa. Drzwi zamknÄĹy siÄ za niÄ
cicho.        RozdziaĹ drugi               Sten i Lisa Haines brnÄli przez dziki tĹum wypeĹniajÄ
cy port kosmiczny. W gĹĂłwnym terminalu Starego Ĺwiata zawsze byĹ przepeĹniony. Jednak obecnie panujÄ
cy Ĺcisk przechodziĹ wszelkie pojecie - istoty przepychaĹy siÄ, staĹy jedna przy drugiej, ramiÄ w ramiÄ, macka w mackÄ, czuĹek w czuĹek. Â Â Â Â Â Â Â Sten wraz z Lisa, coraz bardziej zdziwieni i zaniepokojeni, torowali sobie drogÄ do wynajÄtego grawichodu. Â Â Â Â Â Â Â - Co siÄ dzieje, do diabĹa? - zapytaĹ Sten, nie oczekujÄ
c, Ĺźe ktoĹ mu odpowie. Â Â Â Â Â Â Â - Nie wiem, ale jeĹli szybko siÄ stÄ
d nie wydostaniemy, to zwymiotujÄ - stwierdziĹa Lisa. Â Â Â Â Â Â Â - Daj mi odsapnÄ
Ä - powiedziaĹ Sten. - Detektywi do spraw zabĂłjstw nie wymiotujÄ
. To jeden z wymogĂłw tego zawodu. Â Â Â Â Â Â Â - Popatrz wiÄc na mnie - odparĹa Lisa. Â Â Â Â Â Â Â Sten zĹapaĹ jÄ
za ramiÄ i przeprowadziĹ obok potykajÄ
cego siÄ ĹźoĹnierza. Â Â Â Â Â Â Â - Od czasĂłw rekruckich nie widziaĹem tylu mundurĂłw naraz - powiedziaĹ Sten. Â Â Â Â Â Â Â WĹlizgnÄli siÄ do grawichodu. Sten poprosiĹ lokalne centrum kontroli lotĂłw o pozwolenie na start. Niestety, kazano im zaczekaÄ co najmniej czterdzieĹci minut. Potem jeszcze parokrotnie wstrzymywano ich na pĹycie terminala, tĹumaczÄ
c, Ĺźe wszystkie trasy sÄ
zablokowane przez wojsko. Wreszcie po pĂłĹtorej godziny mogli ruszyÄ.        Po drodze do mieszkania Lisy wcale nie byĹo luĹşniej. MaĹo nie utknÄli w trĂłjwymiarowym korku. Jechali w milczeniu, dopĂłki nie wyrwali siÄ na przedmieĹcia. Skierowali pojazd w stronÄ ogromnego lasu, gdzie poĹrĂłd konarĂłw tkwiĹa przycumowana ĹĂłdĹş mieszkalna Lisy.        - Czy zawsze tak byĹo? - zapytaĹa Lisa. - A moĹźe ja po prostu siÄ do tego przyzwyczaiĹam?        Komandor Sten, eks-gwardzista paĹacowy Wiecznego Imperatora nie odpowiedziaĹ. Widok licznych grup ĹźoĹnierzy oraz setek wojskowych pojazdĂłw i konwojĂłw, ktĂłre mijali czyniĹ sprawÄ caĹkiem oczywistÄ
. Â Â Â Â Â Â Â Wszystko wyglÄ
daĹo niemal tak, jakby Centralny Ĺwiat szykowaĹ inwazjÄ. Sten wiedziaĹ, Ĺźe to niemoĹźliwe. Ale Imperator najwyraĹşniej mobilizowaĹ siĹy do jakiegoĹ wielkiego militarnego przedsiÄwziÄcia. Tak czy inaczej, Sten nie miaĹ wÄ
tpliwoĹci, Ĺźe znĂłw bÄdzie musiaĹ ryzykowaÄ odstrzelenie swojego tyĹka. Â Â Â Â Â Â Â - Nie chcÄ nawet o tym myĹleÄ... na razie - powiedziaĹ. - PozostaĹo nam jeszcze kilka dni urlopu. Wykorzystajmy je zatem. Â Â Â Â Â Â Â Haines przytuliĹa siÄ do Stena i zaczÄĹa delikatnie gĹaskaÄ wewnÄtrznÄ
stronÄ jego uda. Zanim dotarli do mieszkalnej Ĺodzi Lisy, powrĂłciĹo poczucie wszechogarniajÄ
cego spokoju, ktĂłre towarzyszyĹo im w ostatnich miesiÄ
cach. Â Â Â Â Â Â Â ĹĂłdĹş koĹysaĹa siÄ leniwie na linach cumowniczych ponad rozĹoĹźystymi konarami. RozciÄ
gajÄ
cy siÄ dookoĹa pierwotny las byĹ jednym z tych dzikich zakÄ
tkĂłw, ktĂłre Imperator objÄ
Ĺ ochronÄ
. Jako Ĺźe stoĹeczna planeta ogromnego cesarstwa byĹa przeludniona, a czynsze i ceny ziemi przyprawiaĹy o zawrĂłt gĹowy, ludzie wynajdowali rozmaite wymyĹlne sposoby, Ĺźeby znaleĹşÄ dla siebie jakieĹ niedrogie mieszkanie.        WysokoĹÄ zarobkĂłw w policji pozostawiaĹa wiele do Ĺźyczenia, dlatego Lisa wraz z innymi musiaĹa wykorzystaÄ lukÄ w ustawie o ochronie przyrody. Otóş prawo zabraniaĹo budowaÄ w lesie, ale nic nie mĂłwiĹo o zagospodarowywaniu przestrzeni ponad gruntem.        ToteĹź wĹaĹciciel ziemski wynajÄ
Ĺ nienadajÄ
cy siÄ do zasiedlenia teren, a wszystkich, ktĂłrzy mogli pozwoliÄ sobie na pĹacenie ustalonego czynszu, zaopatrzyĹ w wielkie Ĺodzie mieszkalne z napÄdem McLeana. Cena byĹa wyĹrubowana, ale Lisa jeszcze mogĹa jÄ
zaakceptowaÄ. Â Â Â Â Â Â Â Zacumowali przy burcie i przeszli na pokĹad. Drzwi rozsunÄĹy siÄ, gdy Lisa przycisnÄĹa kciuk do pĹytki zamka. Zanim przestÄ
piĹa prĂłg, starannie rozejrzaĹa siÄ po wnÄtrzu - byĹ to gliniarski nawyk, ktĂłrego nie moĹźna siÄ pozbyÄ przez caĹe Ĺźycie. Sten reagowaĹ podobnie. Lata sĹuĹźby w Modliszce zrobiĹy swoje. Sten zawsze najpierw upewniaĹ siÄ, Ĺźe wszystko jest w porzÄ
dku, a dopiero potem wkraczaĹ do pokoju.        Kilka minut później leĹźeli rozciÄ
gniÄci na tapczanie. Przez szeroko otwarte okna napĹywaĹo ĹwieĹźe powietrze. Â Â Â Â Â Â Â Sten popijaĹ piwo, majÄ
c nadziejÄ, Ĺźe smak trunku przyÄmi nieco uczucie smutku. ByĹ juĹź kiedyĹ zakochany, wiÄc wiedziaĹ, co Ăłw nastrĂłj oznacza. Od wielu lat nie zdarzyĹo mu siÄ tak dĹugo przebywaÄ z jednÄ
kobietÄ
i to wyĹÄ
cznie w celach towarzyskich. Â Â Â Â Â Â Â Lisa ĹcisnÄĹa go za rÄkÄ. Â Â Â Â Â Â Â - Szkoda, Ĺźe to juĹź prawie koniec - powiedziaĹa cicho. Â Â Â Â Â Â Â Sten odwrĂłciĹ siÄ do niej. Â Â Â Â Â Â Â - Ale jeszcze siÄ nie skoĹczyĹo. - PrzyciÄ
gnÄ
Ĺ jÄ
do siebie. Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Â Wszyscy przyznawali, Ĺźe Sten i Lisa Ĺwietnie poradzili sobie z udaremnieniem spisku skierowanego przeciwko Imperatorowi. Nie byĹa to perfekcyjna robota, ale nie moĹźna przecieĹź wymagaÄ zbyt wiele. Â Â Â Â Â Â Â Oboje zostali awansowani i nagrodzeni kilkumiesiÄcznymi urlopami. DziÄki Idzie, starej kumpelce Stena z Modliszki, pieniÄdzy mieli doĹÄ, by sobie pohulaÄ. Â Â Â Â Â Â Â Kupili zatem bilety na odlegĹÄ
planetÄ skĹadajÄ
cÄ
siÄ gĹĂłwnie z ogromnego oceanu oraz tysiÄcy idyllicznych wysepek. WynajÄli amfibiÄ i spÄdzali jeden rozkoszny tydzieĹ za drugim, skaczÄ
c z wyspy na wyspÄ, albo po prostu dryfujÄ
c po spokojnych morzach, opalajÄ
c siÄ i rozkoszujÄ
c wĹasnym towarzystwem. Â Â Â Â Â Â Â Przez te miesiÄ
ce celowo unikali wszelkich kontaktĂłw ze Ĺwiatem. Chcieli uspokoiÄ zszargane nerwy. Â Â Â Â Â Â Â Sten nie bardzo wiedziaĹ, jak bÄdzie wyglÄ
daĹa jego najbliĹźsza przyszĹoĹÄ. Imperator nie tylko awansowaĹ, ale teĹź bardzo doradzaĹ rezygnacjÄ ze sĹuĹźby w armii i przeniesienie siÄ do imperialnej marynarki wojennej. Rada Jego WysokoĹci byĹa rĂłwnoznaczna z rozkazem. Â Â Â Â Â Â Â Gdy Sten myĹlaĹ o tym, co wkrĂłtce nastÄ
pi, ogarniaĹo go uczucie trwogi a zarazem lekkiego podniecenia. ZaciÄ
gniÄcie siÄ do marynarki wojennej, nawet w stopniu starszego oficera, oznaczaĹo rozpoczÄcie wszystkiego od poczÄ
tku. CzekaĹ go kurs w szkole lotniczej. Sten zastanawiaĹ siÄ, czy mĂłgĹby powrĂłciÄ do swego dawnego zajÄcia, gdyby zrezygnowaĹ z rang. MiaĹ nawet ochotÄ znĂłw staÄ siÄ nic nieznaczÄ
cym szeregowcem.               Sten budziĹ siÄ powoli. Gdy obrĂłciĹ siÄ na bok, stwierdziĹ, Ĺźe jest w Ĺóşku sam. Lisa siedziaĹa po drugiej stronie wielkiego pokoju i przekopywaĹa pliki komputera, szukajÄ
c poczty i telefonĂłw. Â Â Â Â Â Â Â - Rachunek, rachunek... - mruczaĹa. - List, skĹadki na zwiÄ
zek policjantĂłw, list... Cholera! Dajcie mi spokĂłj, chĹopcy, byĹam na wakacjach. Â Â Â Â Â Â Â - CoĹ dla mnie? - zapytaĹ leniwie Sten. Nie miaĹ staĹego miejsca zamieszkania, wiÄc zawsze wskazywaĹ tymczasowy adres, pod ktĂłry naleĹźaĹo przesyĹaÄ informacje. Â Â Â Â Â Â Â - Tak. Jest do ciebie okoĹo piÄÄdziesiÄciu telefonĂłw. Wszystkie od tego samego faceta. Â Â Â Â Â Â Â Sten usiadĹ. OgarnÄĹo go jakieĹ nieprzyjemne uczucie. Â Â Â Â Â Â Â - Co za jeden? Â Â Â Â Â Â Â - Kapitan Hanks. Â Â Â Â Â Â Â Sten podszedĹ i pochyliĹ siÄ nad jej ramieniem. NacisnÄ
Ĺ klawisze, Ĺźeby otworzyÄ plik. Telefony, jeden za drugim, od kapitana Hanksa. Lisa niewiele przesadziĹa, komputer zarejestrowaĹ prawie piÄÄdziesiÄ
t nagraĹ. Â Â Â Â Â Â Â Sten lekko uderzyĹ w klawisz, Ĺźeby uzyskaÄ informacje przesĹane przez Hanksa. UsĹyszaĹ ostry, skowyczÄ
cy ton, ktĂłry najpierw sygnalizowaĹ, Ĺźe sprawa jest pilna, potem zaĹ obwieszczaĹ alarm co najmniej dziesiÄ
tego stopnia. Stena pilnie poszukiwano. DostaĹ rozkaz przerwania urlopu i stawienia siÄ w Imperialnej Szkole Lotniczej. Â Â Â Â Â Â Â - Drakh - zaklÄ
Ĺ Sten.        OdszedĹ od komputera i zapatrzyĹ siÄ w zielony, rozkoĹysany las. W gĹowie miaĹ zamÄt. PoczuĹ, Ĺźe Lisa stoi za nim. Ĺagodnie go objÄĹa ramionami.        - Zaraz siÄ rozpĹaczÄ - wyszeptaĹa. - Ĺmieszne, nie myĹlaĹam, Ĺźe kiedykolwiek to zrobiÄ.        - WiÄc po prostu zmruĹź oczy i nie myĹl o niczym - powiedziaĹ Sten.        Nie zameldowaĹ siÄ natychmiast, jak mu polecono. MusiaĹ siÄ jeszcze poĹźegnaÄ z Lisa.        RozdziaĹ trzeci               Wieczny Imperator miaĹ wyrobione zdanie na temat piknikĂłw.        Ĺagodny, kilkuminutowy kapuĹniaczek, ktĂłry skoĹczyĹ siÄ na chwilÄ przed nadejĹciem goĹci, nasyciĹ powietrze wilgociÄ
.        Deszczyk byĹ zamĂłwiony; dostarczono go co do minuty.        Imperator uznaĹ, Ĺźe powiew rzeĹkiego wietrzyku zaostrzy apetyty. W późniejszych godzinach dnia wiatr powinien staÄ siÄ Ĺagodniejszy, Ĺźeby uczestnicy pikniku mogli poszukaÄ w cieniu drzew schronienia przed palÄ
cymi promieniami sĹoĹca. Â Â Â Â Â Â Â Delikatny, zmienny zefirek zostaĹ zatem takĹźe zamĂłwiony. Â Â Â Â Â Â Â Wieczny Imperator planowaĹ urzÄ
dziÄ barbecue, ktĂłre uwaĹźaĹ za najlepszÄ
formÄ pikniku. KaĹźde danie miaĹo byÄ osobiĹcie przygotowane przez gospodarza. Â Â Â Â Â Â Â Wieczny Imperator przyglÄ
daĹ siÄ terenowi majĂłwki w Arundel z rosnÄ
cym rozczarowaniem. JednoczeĹnie dodawaĹ przyprawy do swojego sĹynnego sosu. PiÄÄdziesiÄciu kucharzy, obsĹugujÄ
cych piÄÄdziesiÄ
t przenoĹnych rusztĂłw, dokĹadnie powtarzaĹo ruchy Jego WysokoĹci, przyprawiajÄ
c znamienite danie. Â Â Â Â Â Â Â Organizowane przez Imperatora barbecue stanowiĹo juĹź wielowiekowÄ
tradycjÄ. PoczÄ
tkowo byĹo to wydarzenie o randze pĂłĹoficjalnej. WĹadca zaczÄ
Ĺ je urzÄ
dzaÄ, bo kochaĹ gotowanie i uwielbiaĹ patrzeÄ, jak inni zjadajÄ
to, co przygotowaĹ. Dawniej zapraszaĹ tylko bliskich przyjaciĂłĹ, jakieĹ dwieĹcie osĂłb, i obsĹugiwaĹ goĹci, majÄ
c zaledwie kilku pomocnikĂłw. DziÄki temu mĂłgĹ dokĹadnie kontrolowaÄ przyrzÄ
dzanie kaĹźdej potrawy i udoskonalaÄ smak. Â Â Â Â Â Â Â Ăwczesne przyjÄcia byĹy skromne, wiÄc wszyscy zgromadzeni bez problemu mieĹcili siÄ w niewielkim, ocienionym ogrodzie przylegajÄ
cym do olbrzymiego paĹacu. Â Â Â Â Â Â Â Potem Jego WysokoĹÄ zdaĹ sobie sprawÄ z narastajÄ
cej wĹrĂłd dworzan zazdroĹci. NiektĂłrzy byli zirytowani, Ĺźe nie naleĹźÄ
do krÄgu bliskich Imperatora, choÄ w rzeczywistoĹci takie grono w ogĂłle nie istniaĹo. Tak czy inaczej wĹadca poszerzyĹ listÄ goĹci, co z kolei wywoĹaĹo zazdroĹÄ w mieszkaĹcach najdalszych zakÄ
tkĂłw imperium, ktĂłrzy nie zostali zaproszeni. Ostatecznie lista rozrosĹa siÄ do gigantycznych rozmiarĂłw. Â Â Â Â Â Â Â Teraz Imperator oczekiwaĹ co najmniej oĹmiu tysiÄcy osĂłb. Sam oczywiĹcie nie zdoĹaĹby przygotowaÄ jedzenia w takiej iloĹci. Wszystko zatem zaczÄĹo wymykaÄ siÄ spod kontroli. IstniaĹo niebezpieczeĹstwo, Ĺźe piknik stanie siÄ jeszcze jednym wydarzeniem oficjalnym. Â Â Â Â Â Â Â Imperatora kusiĹo, aby poĹoĹźyÄ kres tej piknikowej tradycji. Ale barbecue byĹo jednÄ
z nielicznych okolicznoĹci towarzyskich, ktĂłre naprawdÄ lubiĹ. Nie naleĹźaĹ do ludzi Ĺatwo nawiÄ
zujÄ
cych kontakty. Â Â Â Â Â Â Â RozwiÄ
zanie kwestii dotyczÄ
cych przyrzÄ
dzania potraw okazaĹo siÄ proste: wĹadca kazaĹ zbudowaÄ kilkadziesiÄ
t przenoĹnych rusztĂłw i automatycznych kucharzy do ich obsĹugi. Roboty bezbĹÄdnie powtarzaĹy kaĹźdy ruch szefa. DosypywaĹy przyprawy z dokĹadnoĹciÄ
co do molekuĹy. W koĹcu barbecue zyskaĹo status imprezy oficjalnej, wiÄc Imperator postanowiĹ to wykorzystaÄ. Zgodnie z formuĹÄ
tego typu przyjÄÄ mĂłgĹ zapraszaÄ tylko najwaĹźniejsze osobistoĹci imperium, nie naraĹźajÄ
c siÄ pozostaĹym mieszkaĹcom. Mahoney zaĹ uznaĹ, Ĺźe to dobry sposĂłb, aby wyciÄ
gnÄ
Ä prominentĂłw za tyĹki z krzakĂłw. Â Â Â Â Â Â Â Imperator powÄ
chaĹ bulgoczÄ
cy sos: Mniam... doskonaĹy. Przed obrĂłbkÄ
byĹa to obrzydliwa breja, tak ĹmierdzÄ
ca, Ĺźe Marr i Senn - paĹacowi dostawcy artykuĹĂłw ĹźywnoĹciowych - odmawiali asystowania przy gotowaniu. Za kaĹźdym razem, kiedy wĹadca rozpoczynaĹ pracÄ przed barbecue, udawali siÄ na wakacje w jakieĹ odlegĹe miejsce. Â Â Â Â Â Â Â Zaczyn powstawaĹ w czterdziestolitrowym garncu. Imperator zawsze przygotowywaĹ swĂłj specjaĹ z wyprzedzeniem wielu dni, aby daÄ mu pooddychaÄ. Marr i Senn mĂłwili âpoĹmierdzieÄâ, ale Jego WysokoĹÄ nie zwracaĹ na to uwagi i dopiero po pewnym czasie stopniowo przyprawiaĹ wstrÄtnie pachnÄ
cÄ
ciecz.        ZanurzyĹ w sosie kromkÄ twardego chleba i nadgryzĹ kawaĹek. Sos byĹ prawie gotĂłw. Imperator znĂłw rozejrzaĹ siÄ po terenie, wyznaczonym na piknik. Rozpalono juĹź pod rusztami. Upchane w zamraĹźarkach miÄso czekaĹo, aĹź zostanie nadziane na roĹźny. Przystawki chĹodziĹy siÄ lub wrzaĹy. W beczkach staĹo piwo. WystarczyĹo tylko wybiÄ szpunty.        Ale gdzie podziali siÄ goĹcie? WĹadca uĹwiadomiĹ sobie, Ĺźe niektĂłrzy zaproszeni albo bardzo siÄ spóźniajÄ
albo w ogĂłle nie zamierzajÄ
przyjĹÄ. SĹudzy juĹź przykrywali pokrowcami stoĹy, przy ktĂłrych najwyraĹşniej nikt nie zasiÄ
dzie. Â Â Â Â Â Â Â Do diabĹa z tym, pomyĹlaĹ Imperator. Nie pozwolÄ, Ĺźeby nieobecnoĹÄ paru mrĂłwek zepsuĹa mi zabawÄ. Przede wszystkim naleĹźy skoncentrowaÄ siÄ na sosie. Â Â Â Â Â Â Â Tajemnica wyĹmienitego smaku tkwiĹa w doborze miÄsa. Dopiero po wielu latach rzeĹşnik pojÄ
Ĺ, o jaki gatunek Imperatorowi chodziĹo. Nie chciaĹ on kawaĹkĂłw najlepszej polÄdwicy. Potrzebne mu byĹy ochĹapy woĹowe, prawie zepsute. Takie juĹź z gorzkim i zşóĹkniÄtym tĹuszczem. Jego WysokoĹÄ wcieraĹ w ten kawaĹ padliny czosnek, rozmaryn, sĂłl i pieprz, ale nie zmniejszaĹo to odoru. âJeĹli poczujesz, Ĺźe ciÄ mdliâ, mawiaĹ do Mahoneya, âpowÄ
chaj czosnek, ktĂłry masz na rÄkachâ. Â Â Â Â Â Â Â NadjechaĹo kilka grawichodĂłw. Wysypali siÄ z nich goĹcie. Dym z rusztĂłw sprawiaĹ, Ĺźe mrugali oczami. Imperator zauwaĹźyĹ, Ĺźe zbierali siÄ w maĹe grupki i o czymĹ po cichu rozprawiali. W jego stronÄ kierowaĹo siÄ wiele spojrzeĹ. Powietrze aĹź zgÄstniaĹo od plotek. MĂłgĹ je wyczuÄ poprzez aromat wydzielany przez sos. Â Â Â Â Â Â Â Stosy zwalonego na ruszty miÄsa wyglÄ
daĹy obrzydliwie. Na tym etapie przygotowaĹ, wedle przepisu, potrzeba byĹo duĹźo dymu. DawaĹy go pĹonÄ
ce szczapy twardego drewna. Imperator miaĹ upodobanie do hikory. Bez ustanku przerzucaĹ kawaĹy miÄsa tak, Ĺźeby dym mĂłgĹ wszÄdzie siÄ przedostaÄ. Porowata struktura podeschniÄtych ochĹapĂłw sprawiaĹa, Ĺźe smugi z ĹatwoĹciÄ
przenikaĹy do Ĺrodka. Â Â Â Â Â Â Â Po paru minutach Imperator oraz mechaniczni kucharze wĹoĹźyli miÄso do garnkĂłw, napeĹnili naczynia wodÄ
i dusili woĹowinÄ na wolnym ogniu, dodajÄ
c czosnku, parÄ liĹci laurowych, pĂłĹtorej garĹci oregano i dwa razy wiÄcej innych przypraw, by zabiÄ gorycz tego ostatniego ziela.        Potem sos musiaĹ siÄ dusiÄ dwie lub trzy godziny, co zaleĹźaĹo od iloĹci tĹuszczu - im wiÄcej go byĹo, tym dĹuĹźej naleĹźaĹo pozostawiÄ garnce na ogniu. W caĹej okolicy ĹmierdziaĹo tak, jak na planecie o atmosferze skĹadajÄ
cej siÄ gĹĂłwnie z siarki. Â Â Â Â Â Â Â Imperator dostrzegĹ Tanza SullamorÄ. KsiÄ
ĹźÄ kupcĂłw nadchodziĹ w towarzystwie niezwykle licznej Ĺwity, dla ktĂłrej naleĹźaĹoby przeznaczyÄ co najmniej trzy stoĹy. Imperator nie lubiĹ tego bĹazna, ale go potrzebowaĹ. Sullamora miaĹ ogromne wpĹywy w sferach przemysĹowych, a ponadto juĹź od dawna utrzymywaĹ ĹcisĹe kontakty z Tahnijczykami, ktĂłrzy wĹaĹnie zaczÄli przysparzaÄ imperium wielu kĹopotĂłw. WĹadca miaĹ nadziejÄ, Ĺźe Tanz okaĹźe siÄ pomocny w przywracaniu przyjaznych stosunkĂłw z mieszkaĹcami Tahnu. ...
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|