« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Akta Golgoty - Philipp Vandenberg, ► Ebooki ◄, • Thriller •, • Akta Golgoty Philipp Vandenberg • | » Alysson Noel Nieśmiertelni 03 Shadowland(W cieniu klątwy) Całość, ebooki, Wersje , alyson noel, Nieśmiertelni, Nieśmiertelni 03 Shadowland | » Aleksandra Ruda - Odnaleźć swą Drogę, Ebooki, Aleksandra Ruda | » Alkohole 3, Użytkowe, Ebooki, Alkohole | » Alkohole 7, Użytkowe, Ebooki, Alkohole | » Alkohole 2, Użytkowe, Ebooki, Alkohole | » Albrecht Karl - inteligencja praktyczna. sztuka i nauka zdrowego rozsądku pełna wersja, ! EBOOKI, A, Albrecht Karl | » Alfred Adler, Psychologia, Psychologia rozwojowa | » Alfred Adler, Psychologia, Psychologia rozwoju człowieka | » Alfred Weber - History of Philosophy (excerpt on Spinoza), ebook, filozofia, spinoza |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plaramix.keep.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ALFRED HITCHCOCK TAJEMNICA ZABÓJCZEGO SOBOWTÓRA PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW Przełożyła: ANNA IWAŃSKA Wstęp Alfreda Hitchcocka Witajcie, miłośnicy tajemniczych opowieści. Oto kolejna z przygód Trzech Detektywów. Zwykła wyprawa do wesołego miasteczka przeobraża się tu w koszmar, a cała pomysłowość chłopców zostaje wystawiona na nie byle jaką próbę. Na każdym kroku czyhają na nich niebezpieczeństwa i komplikacje. Młodzi detektywi zmagają się z porywaczami, z groźnym wrogiem, który tropi ich bezlitośnie. Chłopcy wplątują się w międzynarodową intrygę, a wywikłanie się z niej jest niemal ponad ich siły. Te sprawy wymagają zdolności dedukcyjnych wszystkich trzech chłopców. Jupiter Jones, zazwyczaj pełniący funkcję mózgu zespołu, staje się w zagadkowy sposób obiektem ataku przestępców i nie może w pełni kierować operacją. To stawia na czołowej pozycji Pete'a Crenshawa, najbardziej sprawnego fizycznie członka zespołu. Pete musi opanować swe lęki i działać z jeszcze większą niż zazwyczaj odwagą. Bob Andrews zaś, skrupulatny dostarczyciel potrzebnych informacji, ma szansę dowieść, że jest tyleż sprytny, co odpowiedzialny. Chłopcy tropią i są tropieni; od ukrytej w składzie złomu Jonesa przyczepy kempingowej aż po granicę z Meksykiem. Sami odkryjecie niebawem, kto w końcu zwycięży oraz jaki to zdumiewający zbieg okoliczności przewrócił do góry nogami życie Trzech Detektywów. Alfred Hitchcock Rozdział 1 Fałszywy alarm — Niech nikt się nie rusza! — krzyknął Pete Crenshaw. Bob Andrews i Jupiter Jones zastygli. Chłopcy znajdowali się w swojej dobrze zamaskowanej siedzibie, mieszczącej się w starej przyczepie kempingowej. Przyczepa była starannie ukryta pod stertami złomu w składzie Jonesa, ale zawsze istniało niebezpieczeństwo, że ktoś natrafi na jedno z wiodących do niej wejść. Bob i Jupe rozejrzeli się uważnie po małym biurze i nasłuchiwali z napięciem. Czyżby Pete usłyszał coś niepokojącego? — Co... co się stało, Pete? — szepnął Bob. Pete przeszywał spojrzeniem obu przyjaciół. — Ktoś ukradł moje drugie śniadanie! — oświadczył. Bob wytrzeszczył oczy. — Twoje... twoje śniadanie? To wszystko? — Twoje drugie śniadanie, Pete? — zawtórował mu Jupiter z niedowierzaniem. Smukły Drugi Detektyw wybuchnął śmiechem. — Nie, nic, tak tylko zażartowałem. Ale moje śniadanie to ważna sprawa. Zaczynam być głodny. — Kiepski żart — powiedział Jupiter surowo. — Fałszywy alarm bywa niebezpieczny. Znasz historię o chłopcu, który podnosił krzyk dla żartu. Tego rodzaju zabawa może... Jupiter, tęga głowa Trzech Detektywów, bywał nieco napuszony, zwłaszcza kiedy wygłaszał pouczające mowy. Bob i Pete często musieli sprowadzać go z powrotem na ziemię. — Gadaniem się nie wymigasz — przerwał mu Pete. — Założę się, że kiedy byliśmy z Bobem na zewnątrz, w pracowni, nie mogłeś się oprzeć pokusie. To ty zwinąłeś moje drugie śniadanie. Jupiter poczerwieniał. — Nieprawda! — wykrzyknął zapalczywie. Zażywny, a właściwie już po prostu gruby przywódca detektywów nie znosił żadnych aluzji do swego apetytu. — A jednak ktoś je zjadł — upierał się Pete. — Może wziąłeś je do pracowni i tam zostawiłeś? — podsunął Bob. — W każdym razie, można z tym poczekać — powiedział Jupiter, odzyskując pewność siebie. — Nie zdecydowaliśmy jeszcze, dokąd się jutro wybierzemy. To nasza ostatnia szansa na jakieś rozrywki przed rozpoczęciem roku szkolnego. Całe lato przepracowaliśmy w składzie, więc chyba zasłużyliśmy na prawdziwą wycieczkę. W Disneylandzie byliśmy już wiele razy, wybierzmy się teraz do “Magicznej góry”. Nigdy tam nie byłem. — Ja też nie. Jak tam jest? — zapytał Pete. — To jest jedno z największych i najzabawniejszych wesołych miasteczek na świecie — powiedział Bob z zapałem. — Nie ma tam krainy fantazji, jak w Disneylandzie, ale są cztery lunaparkowe kolejki wysokościowe. W jednej zatacza się pętlę głową w dół! Są dwie ślizgawki wodne, na których można przemoknąć do suchej nitki! Są też specjalnego rodzaju diabelskie młyny, mające więcej niż półtora tysiąca metrów wysokości, i dziesiątki innych atrakcji. Wszystko po przystępnej cenie. Nie trzeba żadnego karnetu, raz kupujesz bilet i możesz jeździć, na czym chcesz. — Wygląda to kusząco — powiedział Pete. — Jedziemy więc — zdecydował Jupiter. — Żeby było jeszcze fajniej, pojedziemy tam z fasonem... rolls-royce'em! Telefonowałem już do Worthingtona i samochód jest jutro do wzięcia. — Cha, cha! — zaśmiał się Bob. — Pomyślą, że jesteśmy milionerami! Ale będą tam mieli miny, jak zajedziemy rollsem. Nie mogę się doczekać! — Wątpię, czy tego dożyję — jęknął Pete. — Umieram z głodu. Lepiej przyznajcie się, gdzie schowaliście moje śniadanie. — Pete, nie schowaliśmy — zapewnił Bob. — Nikt nie tknął twego śniadania — dodał Jupiter zmęczonym tonem. — Wyniosłeś je prawdopodobnie do pracowni. Chodźmy poszukać, bo nigdy nie ułożymy żadnych planów. Przechodząc od stów do czynów, Jupiter podniósł klapę w podłodze przyczepy i wcisnął się przez otwór pod nią do Tunelu Drugiego. Było to główne wejście do przyczepy, czyli Kwatery Głównej. Tunel stanowiła obszerna rura metalowa, biegnąca pod stertami złomu aż pod przyczepę. Pete, wysoki i krzepki, musiał się w niej praktycznie rozpłaszczyć na brzuchu. Ślizgał się jednak przez rurę z łatwością za sapiącym, pulchnym przywódcą. Na końcu Bob, najmniejszy z chłopców, czołgał się bez trudu na czworakach. Po wyjściu z tunelu znaleźli się na zewnątrz pracowni Jupitera, usytuowanej w narożniku składu. Od deszczu chroniło ją zadaszenie, które biegło wokół całego placu po wewnętrznej stronie ogrodzenia, a od reszty składu odgradzały ją góry rupieci. Chłopcy mieli tu prasę drukarską i różne narzędzia, którymi posługiwali się, przekształcając zalegające skład stare przedmioty w użyteczny sprzęt detektywistyczny. Stało tam również krzesło, kilka skrzynek i warsztat. Na nim właśnie Bob zobaczył torebkę Pete'a. — Widzisz? Tu zostawiłeś. Pete podniósł podartą torebkę. — Ale kto zjadł zawartość? — Pewnie sam zjadłeś, tylko o tym zapomniałeś — powiedział zniecierpliwiony Jupiter. — Ja? Miałbym zapomnieć, że zjadłem dobrą kanapkę z szynką? — Założę się, że to szczury — Bob oglądał poszarpaną torebkę. — Do wszystkiego się dobiorą. — Myślisz, że ciocia Matylda by pozwoliła, żeby tu biegały szczury? Nie ma mowy! — wykrzyknął Pete. — Ciocia się stara — roześmiał się Jupiter — ale nawet ona nie może przegonić ze składu wszystkich szczurów. Ciocia Jupitera była osobą groźną i prowadziła skład złomu żelazną ręką. Jej mąż, Tytus, spędzał większość czasu w rozjazdach, poszukując nowego towaru. Jupe, wcześnie osierocony, mieszkał z wujostwem, odkąd sięgała jego pamięć. — Chodźcie, może ciocia Matylda da nam wszystkim drugie śniadanie. — Jupe skierował się do biura składu, ale gdy znaleźli się bliżej głównej bramy, zwolnił kroku. — Chłopaki, czy widzieliście już przedtem ten samochód? Bob i Pete spojrzeli w kierunku otwartej bramy. Naprzeciw niej, po drugiej stronie ulicy stał zielony mercedes. — Zauważyłem go, kiedy tu podjeżdżał — mówił Jupiter z namysłem. — A raczej się podtoczył i w końcu stanął. — No to co, Jupe? — powiedział Pete. — Samochód może się tu zatrzymać. Może przyjechał jakiś klient. — Możliwe — przyznał Jupe. — Ale nikt z niego nie wysiada i myślę, że widziałem już ten sam samochód rano. Przejeżdżał koło bramy równie wolno. — Czekajcie! — zawołał Bob. — Ja go też chyba widziałem! Jakąś godzinę temu jechałem tu rowerem, a ten samochód stał na ulicy za składem. — Może to oni ukradli moje śniadanie! — Pewnie to międzynarodowy gang złodziei śniadań — powiedział Bob z powagą. — Przestań już z tym śniadaniem — burknął Jupiter niecierpliwie, nie spuszczając oczu z samochodu. — Jeśli go nie zjadłeś, to tak jak mówi Bob: szczury je zjadły. Miałbym ochotę się dowiedzieć, czego tu szuka ten samochód.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|