[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
PowrĂłt do spisu KIPPIN PRZEDRUK CARLOS CASTANEDA AKTYWNA STRONA NIESKOĹCZONOĹCI (The Active Side of Infinity / wyd. orygin. 1998) Inne ksiÄ
Ĺźki Carlosa Castanedy wydane dotychczas w Polsce: NAUKI DON JUANA ODRÄBNA RZECZYWISTOĹÄ PODRĂĹť DO IXTLAN OPOWIEĹCI O MOCY DRUGI KRÄG MOCY DAR ORĹA WEWNÄTRZNY OGIEĹ POTÄGA MILCZENIA SZTUKA ĹNIENIA MAGICZNE KROKI SPIS TREĹCI: âJÄzyk" âInny jÄzyk" WstÄp DrĹźenie powietrza Podróş mocy Intencja nieskoĹczonoĹci Kim tak naprawdÄ byĹ Juan Matus? Koniec pewnej epoki GĹÄbokie troski powszedniego Ĺźycia Widok, ktĂłrego nie mogĹem znieĹÄ Nieuniknione spotkanie Moment zaĹamania Pomiary procesĂłw poznawczych PodziÄkowanie Poza granicami jÄzyka Klucz WspĂłĹgranie energii na horyzoncie Podróşe po mrocznym morzu ĹwiadomoĹci ĹwiadomoĹÄ nieorganiczna Czysty widok Bagienne cienie PoczÄ
tek ostatecznej podróşy Skok w przepaĹÄ PowrĂłt *    *    * Carlos Castaneda zmarĹ w 1998 roku ta ksiÄ
Ĺźka zostaĹa wydana po jego Ĺmierci  Spis TreĹci / Dalej KsiÄ
ĹźkÄ tÄ dedykujÄ dwĂłm ludziom, ktĂłrzy dali mi siĹÄ i zaopatrzyli w metody niezbÄdne w terenowych badaniach antropologicznych: profesorowi Clementowi Meighanowi i profesorowi Haroldowi Garfinkelowi. IdÄ
c za ich sugestiami, bez reszty oddaĹem siÄ pewnemu projektowi badawczemu, ktĂłry pochĹonÄ
Ĺ mnie na zawsze. JeĹźeli nie udaĹo mi siÄ urzeczywistniÄ ducha uprawianej przez nich nauki, trudno. Nie mogĹem na to nic poradziÄ. Zanim zdÄ
ĹźyĹem sformuĹowaÄ spĂłjne, naukowe hipotezy, zagarnÄĹa mnie siĹa jeszcze wiÄksza, ktĂłrÄ
szamani nazywajÄ
nieskoĹczonoĹciÄ
. JÄzyk CzĹowiek wnikliwie wpatrywaĹ siÄ w swoje rĂłwnania i rzekĹ, Ĺźe wszechĹwiat miaĹ swĂłj poczÄ
tek. â To byĹa eksplozja â rzekĹ. Wybuch nad wybuchami â i tak oto narodziĹ siÄ wszechĹwiat. â I ciÄ
gle siÄ rozszerza â rzekĹ. ObliczyĹ nawet dĹugoĹÄ jego Ĺźywota: dziesiÄÄ miliardĂłw obrotĂłw Ziemi dokoĹa SĹoĹca. Na caĹym globie zagrzmiaĹy wiwaty; wszyscy dostrzegli w obliczeniach naukÄ. Nikt nie pomyĹlaĹ, Ĺźe postulujÄ
c poczÄ
tek wszechĹwiata, czĹowiek odwzorowaĹ jedynie skĹadniÄ swojego jÄzyka; zwykĹÄ
skĹadniÄ, ktĂłrej dla stwierdzania faktĂłw potrzeba poczÄ
tkĂłw â jak narodziny, rozwiniÄÄ â jak dorastanie, i zakoĹczeĹ â jak ĹmierÄ. WszechĹwiat miaĹ swĂłj poczÄ
tek i wszechĹwiat siÄ starzeje, zapewniĹ nas, i wszechĹwiat umrze, tak jak wszystko, i jak on sam umarĹ, gdy juĹź znalazĹ matematyczny obraz skĹadni swojego jÄzyka. Inny jÄzyk Czy wszechĹwiat naprawdÄ miaĹ poczÄ
tek? Czy teoria Wielkiego Wybuchu jest prawdziwa? To nie sÄ
pytania, chociaĹź brzmiÄ
podobnie. Czy jÄzyk, w ktĂłrym stwierdzanie faktĂłw wymaga poczÄ
tkĂłw, rozwiniÄÄ i zakoĹczeĹ, jest jedynym istniejÄ
cym jÄzykiem? Oto prawdziwe pytanie. IstniejÄ
inne jÄzyki. Istnieje na przykĹad taki, ktĂłry postuluje, by faktami byĹy róşne stopnie natÄĹźenia. W tym jÄzyku nic siÄ nie rozpoczyna i nic nie koĹczy; i tak narodziny nie sÄ
wyraĹşnym, osobnym wydarzeniem, lecz jedynie szczegĂłlnym rodzajem natÄĹźenia; i tak teĹź jest z dorastaniem i tak jest ze ĹmierciÄ
. W tym jÄzyku czĹowiek wodzi wzrokiem po swoich rĂłwnaniach i odkrywa, Ĺźe wyliczyĹ juĹź tyle stopni natÄĹźenia, by z przekonaniem stwierdziÄ, iĹź wszechĹwiat nigdy nie miaĹ poczÄ
tku i nigdy nie bÄdzie miaĹ koĹca, przechodziĹ za to, i przechodzi nadal, i bÄdzie przechodziĹ przez nie koĹczÄ
ce siÄ fale natÄĹźenia. CzĹowiek taki nie zawahaĹby siÄ orzec, Ĺźe caĹy wszechĹwiat jest jednym wielkim rydwanem natÄĹźenia, w ktĂłry moĹźna wsiÄ
ĹÄ i ruszyÄ w podróş poĹrĂłd zmian bez koĹca. OprĂłcz tego wysnuĹby wiele innych wnioskĂłw, a byÄ moĹźe nawet by mu przez myĹl nie przemknÄĹo, Ĺźe obrazuje jedynie skĹadniÄ swojego jÄzyka.  Wstecz / Spis TreĹci / Dalej WstÄp KsiÄ
Ĺźka ta jest zbiorem pamiÄtnych wydarzeĹ mojego Ĺźycia. ZebraĹem je, idÄ
c za radÄ
don Juana Matusa, szamana z indiaĹskiego plemienia Yaqui z Meksyku, ktĂłry byĹ moim nauczycielem i przez trzynaĹcie lat nie szczÄdziĹ wysiĹkĂłw, by otworzyÄ przede mnÄ
kognitywny Ĺwiat szamanĂłw ĹźyjÄ
cych w staroĹźytnoĹci w Meksyku. Don Juan zaproponowaĹ mi, bym sporzÄ
dziĹ sobie taki zbiĂłr pamiÄtnych wydarzeĹ, zupeĹnie mimochodem, wiedziony jakby spontanicznym odruchem. Taki byĹ styl nauczania don Juana. MaskowaĹ wagÄ pewnych posuniÄÄ, nadajÄ
c im pozĂłr banaĹu. W ten sposĂłb skrywaĹ szpilÄ ich nieodwoĹalnoĹci, przedstawiajÄ
c je tak, Ĺźe w ogĂłle nie róşniĹy siÄ od innych przyziemnych spraw. Z biegiem czasu don Juan wyjawiĹ mi, Ĺźe Ăłw proces gromadzenia pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia byĹ dla szamanĂłw staroĹźytnego Meksyku, ktĂłrzy go opracowali, uznawanÄ
metodÄ
pobudzania ukrytych w kaĹźdym czĹowieku pokĹadĂłw energii. W ich rozumieniu na pokĹady te skĹada siÄ pochodzÄ
ca z ciaĹa fizycznego energia, ktĂłra ulegĹa dyslokacji â zostaĹa wypchniÄta z naszego zasiÄgu poprzez okolicznoĹci powszedniego Ĺźycia. Tak wiÄc dla don Juana i szamanĂłw z jego linii Ăłw zbiĂłr pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia byĹ sposobem rozprowadzania nie wykorzystywanej energii. NiezbÄdnym warunkiem przystÄ
pienia do tworzenia zbioru byĹa absolutna szczeroĹÄ i pogrÄ
Ĺźenie siÄ bez reszty w proces ĹÄ
czenia w jednÄ
caĹoĹÄ wszystkich przeĹźytych emocji i objawieĹ, bez pomijania czegokolwiek. WedĹug don Juana, szamani jego linii byli przekonani, Ĺźe zbieranie pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia jest sposobem osiÄ
gniÄcia emocjonalnego i energetycznego dostrojenia, niezbÄdnego do podjÄcia ryzykownej podróşy w nieznane sfery postrzegania. WedĹug sĹĂłw don Juana, nadrzÄdnym celem stosowania dostÄpnej mu wiedzy szamaĹskiej byĹo przygotowanie do wyruszenia w ostatecznÄ
podróş: podróş, ktĂłrÄ
kaĹźdy czĹowiek musi podjÄ
Ä pod koniec swojego Ĺźycia. PowiedziaĹ, Ĺźe dziÄki dyscyplinie i stanowczoĹci szamani sÄ
w stanie zachowaÄ po Ĺmierci indywidualnÄ
ĹwiadomoĹÄ i wolÄ. Ăw nieokreĹlony, idealistyczny stan, okreĹlany przez wspĂłĹczesnego czĹowieka mianem âĹźycia po Ĺmierci", dla nich jest konkretnÄ
arenÄ
praktycznego dziaĹania, odmiennego w swej naturze od praktycznego dziaĹania w naszym codziennym Ĺźyciu, lecz cechujÄ
cego siÄ podobnÄ
funkcjonalnoĹciÄ
. Don Juan przypuszczaĹ, Ĺźe zbieranie pamiÄtnych wydarzeĹ swego Ĺźycia byĹo dla szamanĂłw przygotowaniem do chwili, gdy wkroczÄ
na owÄ
konkretnÄ
arenÄ, ktĂłrÄ
oni sami nazywali aktywnÄ
stronÄ
nieskoĹczonoĹci. Don Juan i ja rozmawialiĹmy ktĂłregoĹ dnia pod jego ramadÄ
; byĹa to lekka konstrukcja sklecona z cienkich bambusowych palikĂłw, rodzaj werandy, czÄĹciowo zacienionej, lecz zupeĹnie nie chroniÄ
cej przed deszczem. StaĹo w niej kilka maĹych, mocnych skrzynek, ktĂłrych uĹźywano jako Ĺaweczek. Napisy na skrzynkach wyblakĹy i bardziej sĹuĹźyĹy ozdobie niĹź identyfikacji. SiedziaĹem na jednej z nich. Plecami byĹem zwrĂłcony w kierunku frontowej Ĺciany domu. Don Juan siedziaĹ na innej skrzynce, oparty o drÄ
g wspierajÄ
cy caĹÄ
ramadÄ. ZajechaĹem samochodem pod jego dom dopiero kilka minut wczeĹniej. PodróşowaĹem przez caĹy dzieĹ w gorÄ
cym, parnym powietrzu. ByĹem podenerwowany, spocony i wierciĹem siÄ niespokojnie. Zaledwie wygodnie rozsiadĹem siÄ na skrzynce, don Juan zaczai mĂłwiÄ. UĹmiechajÄ
c siÄ szeroko, zauwaĹźyĹ, Ĺźe ludzie grubi w zasadzie nie wiedzÄ
, jak walczyÄ ze swojÄ
otyĹoĹciÄ
. Z uĹmiechu, ktĂłry igraĹ na jego twarzy, domyĹliĹem siÄ, Ĺźe nie stroi sobie ĹźartĂłw. Niezwykle bezpoĹrednio, a zarazem bardzo oglÄdnie, zwrĂłciĹ mojÄ
uwagÄ na to, Ĺźe mam nadwagÄ. Tak mnie to zdenerwowaĹo, Ĺźe wychyliĹem siÄ za daleko w tyĹ na mojej skrzynce i z wielkÄ
siĹÄ
wyrĹźnÄ
Ĺem plecami o cienkÄ
ĹcianÄ. Uderzenie zatrzÄsĹo caĹym domem aĹź po fundamenty. Don Juan spojrzaĹ na mnie badawczo, ale zamiast spytaÄ, czy nic mi siÄ nie staĹo, zapewniĹ, Ĺźe Ĺciany nie popÄkaĹy. NastÄpnie dĹugo mi wyjaĹniaĹ, Ĺźe dom sĹuĹźy mu tylko za tymczasowe schronienie i tak naprawdÄ mieszka gdzie indziej. Kiedy zapytaĹem go, gdzie to w takim razie jest, utkwiĹ we mnie wzrok. Jego spojrzenie nie byĹo groĹşne; byĹo bardziej skutecznym paralizatorem niewĹaĹciwych pytaĹ. Nie pojÄ
Ĺem, czego ode mnie oczekuje. JuĹź miaĹem powtĂłrzyÄ pytanie, ale mnie powstrzymaĹ. â Tutaj siÄ nie zadaje podobnych pytaĹ â powiedziaĹ stanowczo. â MoĹźesz pytaÄ do woli o procedury i pojÄcia. Kiedy bÄdÄ gotĂłw ci powiedzieÄ, gdzie mieszkam â jeĹli w ogĂłle bÄdÄ â powiem ci sam i nie bÄdziesz musiaĹ mnie pytaÄ. Natychmiast poczuĹem siÄ odrzucony. Moja twarz oblaĹa siÄ rumieĹcem. CzuĹem siÄ dotkniÄty do Ĺźywego. Wybuch Ĺmiechu don Juana tylko podsyciĹ moje upokorzenie. Nie doĹÄ, Ĺźe mnie odrzuciĹ, to jeszcze mnie poniĹźyĹ i wyĹmiaĹ. â Mieszkam tutaj tymczasowo â ciÄ
gnÄ
Ĺ, nie zwaĹźajÄ
c na mĂłj paskudny humor â poniewaĹź jest to magiczne miejsce. PrawdÄ powiedziawszy, mieszkam tutaj z twojego powodu. Jego oĹwiadczenie powaliĹo mnie na Ĺopatki. Nie mogĹem w to uwierzyÄ. PomyĹlaĹem, Ĺźe pewnie tak mĂłwi, Ĺźeby zĹagodziÄ moje rozdraĹźnienie faktem, iĹź mnie obraziĹ. â NaprawdÄ mieszkasz tutaj z mojego powodu? â zapytaĹem, niezdolny pohamowaÄ ciekawoĹci. â Tak â odparĹ beznamiÄtnie. â MuszÄ ciÄ odpowiednio przygotowaÄ. JesteĹ taki jak ja. PowtĂłrzÄ ci teraz coĹ, co juĹź ci wczeĹniej mĂłwiĹem: wyzwaniem dla kaĹźdego naguala, czyli przywĂłdcy, kaĹźdego pokolenia czarownikĂłw jest odszukanie nowego mÄĹźczyzny czy nowej kobiety, ktĂłra podobnie jak on wykazuje podwĂłjnÄ
strukturÄ energetycznÄ
; zobaczyĹem tÄ cechÄ w tobie, kiedy byliĹmy na dworcu autobusowym w Nogales. Gdy widzÄ twojÄ
energiÄ, widzÄ dwie naĹoĹźone na siebie Ĺwietliste kule, jednÄ
na drugiej, i ta cecha wiÄ
Ĺźe nas ze sobÄ
. Ani ja nie mogÄ zrezygnowaÄ z ciebie, ani ty nie moĹźesz zrezygnowaÄ ze mnie. Jego sĹowa wywoĹaĹy we mnie niezwykle dziwne roztrzÄsienie. Jeszcze chwilÄ przedtem byĹem zĹy, teraz zbieraĹo mi siÄ na pĹacz. Don Juan mĂłwiĹ dalej. PowiedziaĹ, Ĺźe chce mnie zapoznaÄ z czymĹ, co szamani nazywajÄ
drogÄ
wojownika, wykorzystujÄ
c do tego siĹÄ okolicy, w ktĂłrej mieszka, gdyĹź jest ona miejscem bardzo silnych emocji i gwaĹtownych reakcji. Od tysiÄ
cleci zamieszkuje jÄ
bardzo wojowniczy lud, ktĂłry nasÄ
czyĹ tÄ ziemiÄ swoim zamiĹowaniem do wojny. W owym czasie don Juan mieszkaĹ w stanie Sonora w pĂłĹnocnym Meksyku, okoĹo stu szeĹÄdziesiÄciu kilometrĂłw na poĹudnie od miasta Guaymas. Tam zawsze jeĹşdziĹem go odwiedzaÄ, pod pozorem prowadzenia badaĹ w terenie. â Don Juanie, czy bÄdÄ musiaĹ toczyÄ jakÄ
Ĺ wojnÄ? â spytaĹem powaĹźnie zaniepokojony jego oĹwiadczeniem, Ĺźe zamiĹowanie do wojny bÄdzie mi pewnego dnia potrzebne. NauczyĹem siÄ juĹź traktowaÄ jego sĹowa z absolutnÄ
powagÄ
. â Nie ulega wÄ
tpliwoĹci â odrzekĹ z uĹmiechem. â Kiedy juĹź wchĹoniesz wszystko, co moĹźna w tej okolicy wchĹonÄ
Ä, ja wyjadÄ. Nie miaĹem Ĺźadnych podstaw, by powÄ
tpiewaÄ w to, co mĂłwi, ale nie potrafiĹem sobie wyobraziÄ jego Ĺźycia gdzie indziej. ByĹ bez reszty czÄĹciÄ
wszystkiego, co go otaczaĹo. JednakĹźe jego dom faktycznie sprawiaĹ wraĹźenie tymczasowego schronienia. ByĹa to typowa lepianka farmerĂłw z plemienia Yaqui; miaĹa splatane Ĺciany obrzucone glinÄ
, przykryte pĹaskÄ
strzechÄ
. WnÄtrze stanowiĹo jedno duĹźe pomieszczenie sĹuĹźÄ
ce do jedzenia i spania oraz nie zadaszona kuchnia. â Bardzo ciÄĹźko o dobry kontakt z grubymi ludĹşmi â powiedziaĹ. Jego stwierdzenie wydawaĹo siÄ nie na temat, ale faktycznie byĹo inaczej. Don Juan po prostu wrĂłciĹ do kwestii, ktĂłrÄ
poruszyĹ, zanim mu przerwaĹem, uderzajÄ
c plecami w ĹcianÄ. â MinutÄ temu walnÄ
ĹeĹ w mĂłj dom jak meteor â powiedziaĹ, krÄcÄ
c powoli gĹowÄ
. â AleĹź to byĹo uderzenie! Uderzenie godne solidnego mÄĹźczyzny. MiaĹem nieprzyjemne uczucie, Ĺźe rozmawia ze mnÄ
tak, jakby spisaĹ mnie na straty. Natychmiast przyjÄ
Ĺem postawÄ obronnÄ
. Z drwiÄ
cym uĹmieszkiem na ustach sĹuchaĹ moich pospiesznych zapewnieĹ, Ĺźe moja waga jest normalna, zwaĹźywszy na gruboĹÄ koĹÄca. â To prawda â Ĺźartobliwym tonem przyznaĹ mi racjÄ. â Masz grube koĹci. Zapewne swobodnie mĂłgĹbyĹ waĹźyÄ piÄtnaĹcie kilo wiÄcej i nikt, dajÄ sĹowo, nikt by nic nie zauwaĹźyĹ. Ja na pewno bym nie zauwaĹźyĹ. Z jego ironicznego uĹmiechu wyczytaĹem, Ĺźe faktycznie muszÄ wydawaÄ mu siÄ bardzo tÄgi. NastÄpnie spytaĹ mnie o ogĂłlny stan zdrowia, a ja siÄ rozgadaĹem, usilnie starajÄ
c siÄ uniknÄ
Ä wszelkich dalszych komentarzy na temat mojej wagi. Don Juan sam zmieniĹ temat. â Jak tam twoje dziwactwa i wariactwa? â spytaĹ z kamiennym wyrazem twarzy. Idiotycznie odrzekĹem mu, Ĺźe w porzÄ
dku. âDziwactwami i wariactwami" don Juan ochrzciĹ moje zainteresowania kolekcjonerskie. W owym czasie bowiem ze wzmoĹźonym zapaĹem powrĂłciĹem do mojego starego hobby, ktĂłre trwaĹo przez caĹe Ĺźycie: do kolekcjonowania wszystkiego, co tylko daĹo siÄ kolekcjonowaÄ. ZbieraĹem czasopisma, znaczki, pĹyty, militaria z czasĂłw drugiej wojny Ĺwiatowej â sztylety, heĹmy, flagi i tym podobne przedmioty. â Jedyne, don Juanie, co mogÄ ci powiedzieÄ o moich wariactwach, to to, Ĺźe staram siÄ sprzedaÄ moje zbiory â powiedziaĹem, przybierajÄ
c maskÄ mÄczennika, ktĂłrego zmuszajÄ
do popeĹnienia ohydztwa. â Kolekcjonowanie to nie jest wcale taki zĹy pomysĹ â wyrzekĹ takim tonem, jakby naprawdÄ byĹ o tym przekonany. â Sedno sprawy nie tkwi w samym zbieraniu, ale w tym, co siÄ zbiera. Ty zbierasz Ĺmieci, przedmioty bez wartoĹci, ktĂłre uwiÄ
zujÄ
ciÄ przy sobie rĂłwnie skutecznie jak domowy pies. Nie moĹźesz tak po prostu sobie wyjechaÄ, kiedy ci siÄ podoba, jeĹli masz psa, ktĂłrym musisz siÄ zajmowaÄ, albo gdy nie moĹźesz przestaÄ myĹleÄ, co by siÄ staĹo z twoimi zbiorami, gdybyĹ musiaĹ je zostawiÄ. â NaprawdÄ szukam kupcĂłw, don Juanie, uwierz mi â staraĹem siÄ go przekonaÄ. â Nie, nie, nie, w porzÄ
dku; niech ci siÄ nie wydaje, Ĺźe ciÄ o cokolwiek posÄ
dzam â odpowiedziaĹ pospiesznie. â PrawdÄ rzekĹszy, podoba mi siÄ ta twoja ĹźyĹka kolekcjonerska. Nie podobajÄ
mi siÄ tylko twoje zbiory, to wszystko. ChciaĹbym siÄ jednak odwoĹaÄ do twej natury zbieracza. ChciaĹbym zaproponowaÄ ci zgromadzenie kolekcji, ktĂłrej warto poĹwiÄciÄ nieco zachodu. Don Juan zrobiĹ dĹugÄ
pauzÄ. SprawiaĹ wraĹźenie, jakby zastanawiaĹ siÄ nad doborem sĹĂłw; a moĹźe byĹ to po prostu teatralny, dobrze przemyĹlany moment zawahania. ObrzuciĹ mnie gĹÄbokim, ĹwidrujÄ
cym spojrzeniem. â KaĹźdy wojownik w ramach swych obowiÄ
zkĂłw tworzy specjalny album â ciÄ
gnÄ
Ĺ. â Album ten daje Ĺwiadectwo okolicznoĹciom jego Ĺźycia. â Dlaczego nazywasz coĹ takiego kolekcjÄ
, don Juanie? â spytaĹem zaczepnie. â Albo â lepiej jeszcze â albumem? â PoniewaĹź jest tym i tym â odparowaĹ. â Nade wszystko jednak jest to poniekÄ
d album z obrazami, ktĂłre powstaĹy ze wspomnieĹ; obrazami, ktĂłre powstaĹy z siÄgania pamiÄciÄ
do pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia. â Czy owe pamiÄtne wydarzenia Ĺźycia sÄ
pamiÄtne w jakimĹ szczegĂłlnym sensie? â zapytaĹem. â SÄ
pamiÄtne, poniewaĹź majÄ
szczegĂłlne znaczenie w Ĺźyciu czĹowieka â odrzekĹ. â ChciaĹbym ci zaproponowaÄ, ĹźebyĹ stworzyĹ taki album, zawierajÄ
c w nim wyczerpujÄ
ce relacje z róşnych zdarzeĹ, ktĂłre miaĹy dla ciebie gĹÄbokie znaczenie. â Don Juanie, kaĹźde zdarzenie w moim Ĺźyciu miaĹo dla mnie gĹÄbokie znaczenie! â odparĹem z emfazÄ
, raĹźony natychmiast siĹÄ
wĹasnego patosu. â NiezupeĹnie â odrzekĹ z uĹmiechem, najwyraĹşniej niezwykle ubawiony moimi reakcjami. â Nie kaĹźde zdarzenie w twoim Ĺźyciu miaĹo dla ciebie gĹÄbokie znaczenie. ByĹo jednak kilka takich, ktĂłre w moim odczuciu prawdopodobnie coĹ w twoim Ĺźyciu odmieniĹy, ktĂłre oĹwieciĹy twÄ
drogÄ. Zazwyczaj wydarzenia, ktĂłre zmieniajÄ
bieg naszej drogi, nie dotyczÄ
nas osobiĹcie; a jednak â pomimo to â dotykajÄ
nas w niezwykle osobisty sposĂłb. â Nie prĂłbujÄ utrudniaÄ ci zadania, don Juanie, ale uwierz mi, Ĺźe wszystko, co mi siÄ przydarzyĹo, speĹnia te kryteria â powiedziaĹem Ĺwiadomy tego, Ĺźe kĹamiÄ. Zaledwie wypowiedziaĹem te sĹowa, chciaĹem go przeprosiÄ, ale don Juan nie zwrĂłciĹ na mnie uwagi. ZupeĹnie, jakbym siÄ w ogĂłle nie odezwaĹ. â Niech ci siÄ nie wydaje, Ĺźe ten album to zbiĂłr banaĹĂłw albo trywialnych historyjek o tym, co ci siÄ przydarzyĹo w Ĺźyciu â rzekĹ. WziÄ
Ĺem gĹÄboki oddech, zamknÄ
Ĺem oczy i staraĹem siÄ uciszyÄ umysĹ. W myĹlach gorÄ
czkowo waĹkowaĹem problem, ktĂłrego nie potrafiĹem rozwiÄ
zaÄ: nie miaĹem najmniejszej wÄ
tpliwoĹci co do tego, Ĺźe nie znoszÄ wizyt u don Juana. W jego obecnoĹci czuĹem siÄ zagroĹźony. NapastowaĹ mnie sĹownie i nie dawaĹ mi Ĺźadnych okazji, by mu pokazaÄ, co jestem wart. Nie mogĹem znieĹÄ tego, Ĺźe tracÄ twarz za kaĹźdym razem, kiedy otwieram usta; nie mogĹem znieĹÄ tego, Ĺźe to ja wychodzÄ zawsze na durnia. Ale przemawiaĹ do mnie wewnÄ
trz rĂłwnieĹź inny gĹos; gĹos, ktĂłry dobiegaĹ gdzieĹ z gĹÄbi, z dala, niemal niedosĹyszalny. Poprzez rozgwar znajomego dialogu dochodziĹy do mnie moje wĹasne sĹowa, Ĺźe jest juĹź za późno i nie mogÄ siÄ wycofaÄ. Ale tak naprawdÄ to, co pobrzmiewaĹo w mojej gĹowie, nie byĹo moim gĹosem ani moimi myĹlami; byĹ to raczej jakiĹ obcy gĹos, ktĂłry mĂłwiĹ, Ĺźe juĹź zbyt daleko zabrnÄ
Ĺem w Ĺwiat don Juana i Ĺźe potrzebujÄ go bardziej niĹź powietrza. â MĂłw, co ci siÄ Ĺźywnie podoba â zdawaĹ siÄ przemawiaÄ do mnie Ăłw obcy gĹos â ale gdybyĹ nie byĹ takim egocentrykiem, nie czuĹbyĹ siÄ teraz tak upokorzony. â To gĹos twojego drugiego umysĹu â rzekĹ don Juan, zupeĹnie jakby sĹyszaĹ moje myĹli albo czytaĹ z nich jak z ksiÄ
Ĺźki. Moim ciaĹem szarpnÄĹo mimowolne drgniÄcie. MĂłj strach urĂłsĹ do takich rozmiarĂłw, Ĺźe oczy zaszĹy mi Ĺzami. ZwierzyĹem siÄ don Juanowi, w czym tkwi sedno mojego roztrzÄsienia. â TwĂłj konflikt jest najzupeĹniej naturalny â odrzekĹ. â I moĹźesz mi wierzyÄ, Ĺźe ja go wcale tak bardzo nie podsycam. Nie jestem z tych. Ale musiaĹbyĹ posĹuchaÄ, co wyrabiaĹ ze mnÄ
mĂłj nauczyciel, nagual Julian. Nie cierpiaĹem go caĹym sercem i duszÄ
. ByĹem bardzo mĹody i widziaĹem, jakim uwielbieniem darzyĹy go kobiety, jak oddawaĹy mu siÄ tak po prostu, a kiedy ja prĂłbowaĹem siÄ do nich odzywaÄ, rzucaĹy siÄ na mnie jak lwice, gotowe odgryĹşÄ mi gĹowÄ. Mnie nienawidziĹy z caĹego serca, jego zaĹ kochaĹy. Jak myĹlisz, jak siÄ wtedy czuĹem? â I jak rozwiÄ
zaĹeĹ ten konflikt, don Juanie? â spytaĹem z niekĹamanÄ
ciekawoĹciÄ
. â Niczego nie rozwiÄ
zaĹem â obwieĹciĹ. â Moja sytuacja â konflikt czy jak to sobie nazwiesz â byĹa wynikiem starcia moich dwĂłch umysĹĂłw. KaĹźdy z nas, kaĹźdy czĹowiek, ma dwa umysĹy. Jeden caĹkowicie naleĹźy do nas i przypomina cichutki gĹos, ktĂłry zawsze przynosi ze sobÄ
Ĺad, szczeroĹÄ, ukierunkowanie. Drugi umysĹ to obca instalacja. Przynosi ze sobÄ
konflikt, zadufanie w sobie, wÄ
tpliwoĹci, beznadziejÄ. ByĹem tak zaabsorbowany gonitwÄ
moich myĹli, Ĺźe w ogĂłle nie dotarĹo do mnie nic z tego, co powiedziaĹ don Juan. DokĹadnie zapamiÄtaĹem kaĹźde jego sĹowa, ale nic one dla mnie nie znaczyĹy. Don Juan spojrzaĹ mi prosto w oczy i bardzo spokojnie powtĂłrzyĹ swojÄ
wypowiedĹş. Nadal nie potrafiĹem pojÄ
Ä, co ma na myĹli. Nie potrafiĹem siÄ skupiÄ na j ego sĹowach. â Z niezrozumiaĹego powodu nie potrafiÄ siÄ skoncentrowaÄ na tym, co do mnie mĂłwisz, don Juanie â powiedziaĹem. â Doskonale wiem, dlaczego â odrzekĹ, uĹmiechajÄ
c siÄ od ucha do ucha â i pewnego dnia ty rĂłwnieĹź siÄ dowiesz. Tego samego dnia rozwikĹasz swĂłj dylemat, czy mnie lubisz, czy nie, i wtedy teĹź przestaniesz uwaĹźaÄ siÄ za centrum wszechĹwiata i powtarzaÄ ciÄ
gle âja, ja, ja". Tymczasem jednak â ciÄ
gnÄ
Ĺ dalej â odĹóşmy temat dwĂłch umysĹĂłw na bok i powrĂłÄmy do kwestii przygotowania twojego albumu pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia. Powinienem tu dodaÄ, Ĺźe jest to Äwiczenie z dyscypliny i bezstronnoĹci. Traktuj przygotowywanie swojego albumu jak prowadzenie wojny. Niezachwiana pewnoĹÄ don Juana, Ĺźe mĂłj wewnÄtrzny konflikt â fakt, iĹź rĂłwnoczeĹnie lubiÄ i nie lubiÄ go odwiedzaÄ â zostanie rozwiÄ
zany, gdy tylko siÄ wyzbÄdÄ egocentryzmu, nic mi nie dawaĹa. PrawdÄ powiedziawszy, jego sĹowa jeszcze bardziej mnie rozzĹoĹciĹy, co z kolei pogĹÄbiĹo tylko moje rozgoryczenie. A kiedy usĹyszaĹem, jak przyrĂłwnuje przygotowywanie albumu do prowadzenia wojny, wybuchnÄ
Ĺem i wylaĹem wreszcie caĹÄ
mojÄ
şóĹÄ. â JuĹź samo stwierdzenie, Ĺźe jest to zbiĂłr wydarzeĹ, jest trudne do zrozumienia â powiedziaĹem w tonie sprzeciwu. â Ale jakby tego byĹo maĹo, ty nazywasz to jeszcze âalbumem" i mĂłwisz mi, Ĺźe przygotowywanie tego albumu jest prowadzeniem wojny â to juĹź dla mnie za duĹźo. Zbyt pogmatwane. Pogmatwana metafora traci sens. â A to dziwne! Ze mnÄ
jest na odwrĂłt â odparĹ spokojnie don Juan. â Tylko wtedy, gdy traktujÄ przygotowywanie takiego albumu jak prowadzenie wojny, ma to dla mnie sens. Nie wyobraĹźam sobie, by mĂłj album pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia mĂłgĹ byÄ czymĹ innym niĹź prowadzenie wojny. ChciaĹem dalej siÄ z nim kĹĂłciÄ i wyjaĹniÄ mu, Ĺźe tak naprawdÄ rozumiem, co oznacza album pamiÄtnych wydarzeĹ Ĺźycia. MiaĹem obiekcje co do sposobu opisu, ktĂłry zupeĹnie mÄ
ciĹ mi w gĹowie. W owym czasie uwaĹźaĹem siebie za rzecznika klarownoĹci i funkcjonalnoĹci w posĹugiwaniu siÄ jÄzykiem. Don Juan nie komentowaĹ moich agresywnych reakcji. KiwaĹ jedynie gĹowÄ
, jakby caĹkowicie siÄ ze mnÄ
zgadzaĹ. Po krĂłtkiej chwili albo zupeĹnie straciĹem energiÄ, albo poczuĹem jej potÄĹźny przypĹyw. Nieoczekiwanie, bez Ĺźadnego wysiĹku z mojej strony, uzmysĹowiĹem sobie bezsens moich wybuchĂłw. PoczuĹem bezgraniczne zaĹźenowanie. â Co we mnie wstÄ
piĹo? â spytaĹem zupeĹnie powaĹźnie don Juana. W tym momencie czuĹem siÄ kompletnie zbity z tropu. ByĹem tak wstrzÄ
ĹniÄty tym, co sobie uĹwiadomiĹem, Ĺźe zupeĹnie mimowolnie zaczÄ
Ĺem szlochaÄ. â Nie przejmuj siÄ gĹupimi drobiazgami â powiedziaĹ don Juan uspokajajÄ
cym tonem. â Wszyscy, kobiety i mÄĹźczyĹşni, jesteĹmy tacy sami. â Chcesz mi powiedzieÄ, don Juanie, Ĺźe jesteĹmy z natury maĹostkowi i wewnÄtrznie rozdarci? â Nie, nie jesteĹmy z natury maĹostkowi i wewnÄtrznie rozdarci â odrzekĹ. â Wynika to raczej z pewnego transcendentalnego konfliktu, ktĂłrym zostaliĹmy wszyscy dotkniÄci, choÄ jedynie udziaĹem czarownikĂłw jest cierpienie i beznadziejnoĹÄ pĹynÄ
ca z jego uĹwiadomienia; chodzi o konflikt naszych dwĂłch umysĹĂłw. Don Juan przyglÄ
daĹ mi siÄ z uwagÄ
; jego oczy przypominaĹy dwa czarne wÄgielki. â Bez przerwy mi o tym mĂłwisz â odezwaĹem siÄ â ale do mojego mĂłzgu to nie dociera. Dlaczego tak jest? â Dowiesz siÄ, dlaczego, w swoim czasie â odrzekĹ. â Tymczasem zaĹ wystarczy, jak ci powtĂłrzÄ to, co wczeĹniej powiedziaĹem o naszych dwĂłch umysĹach. Jeden z nich jest naszym prawdziwym umysĹem, wytworem naszych doĹwiadczeĹ Ĺźyciowych, i rzadko do nas przemawia, gdyĹź zostaĹ pokonany i zdegradowany do poziomu niejasnego podszeptu. Drugi, ten ktĂłrego uĹźywamy na co dzieĹ we wszystkim, co robimy, to obca instalacja. â SÄk chyba w tym, Ĺźe koncepcja umysĹu jako jakiejĹ obcej instalacji jest tak dziwaczna, iĹź nie potrafiÄ traktowaÄ jej powaĹźnie â powiedziaĹem z odczuciem, Ĺźe dokonaĹem prawdziwego odkrycia. Don Juan nie skomentowaĹ mojej wypowiedzi. Dalej tĹumaczyĹ zagadnienie dwĂłch umysĹĂłw, jakbym w ogĂłle siÄ nie odezwaĹ. â RozwiÄ
zanie konfliktu dwĂłch umysĹĂłw jest kwestiÄ
jego zamierzenia â rzekĹ. â Szamani przywoĹuj Ä
intencjÄ, siĹÄ istniejÄ
cÄ
we wszechĹwiecie, wymawiajÄ
c sĹowo âintencja" gĹoĹno i wyraĹşnie. Kiedy jÄ
przyzywajÄ
, przychodzi do nich i wyznacza im ĹcieĹźkÄ prowadzÄ
cÄ
do realizacji celu; znaczy to tyle, Ĺźe czarownicy zawsze osiÄ
gajÄ
to, do czego zmierzajÄ
. â Chcesz przez to powiedzieÄ, don Juanie, Ĺźe czarownicy zdobywajÄ
wszystko, czego chcÄ
, nawet jeĹli kieruje nimi maĹostkowoĹÄ i kaprys? â spytaĹem. â Nie, nie to chciaĹem powiedzieÄ â odparĹ. â MoĹźna oczywiĹcie zawezwaÄ intencjÄ z kaĹźdego powodu, ale metodÄ
mozolnych prĂłb i bĹÄdĂłw czarownicy ustalili, Ĺźe pojawia siÄ ona jedynie wĂłwczas, gdy powĂłd jest abstrakcyjny. To taki wentyl bezpieczeĹstwa czarownikĂłw; gdyby go nie byĹo, czarownicy byliby nie do zniesienia. JeĹli chodzi o ciebie, przywoĹanie intencji w celu rozwiÄ
zania konfliktu twoich dwĂłch umysĹĂłw albo po to, by dosĹyszeÄ gĹos prawdziwego umysĹu, nie jest maĹostkowoĹciÄ
ani kaprysem. WrÄcz przeciwnie â jest to sprawa eteryczna i abstrakcyjna, a jednak ma ona dla ciebie niezwykle Ĺźywotne znaczenie. Don Juan zrobiĹ krĂłtkÄ
przerwÄ, po czym znowu zaczÄ
Ĺ mĂłwiÄ o albumie. â Przygotowywanie albumu, ktĂłre byĹo dla mnie rĂłwnoznaczne z prowadzeniem wojny, zmusiĹo mnie do przeprowadzenia nadzwyczaj starannego doboru â rzekĹ. â Teraz mĂłj album stanowi precyzyjnie opracowanÄ
kolekcjÄ niezapomnianych momentĂłw z mojego Ĺźycia i tego wszystkiego, co do nich wiodĹo. ZamieĹciĹem w nim to, co miaĹo, ma i bÄdzie mieÄ dla mnie olbrzymie znaczenie. Jestem zdania, Ĺźe album wojownika jest czymĹ nadzwyczaj konkretnym, czymĹ tak gĹÄboko wnikajÄ
cym w istotÄ rzeczy, Ĺźe musi budziÄ grozÄ. ChoÄ nie miaĹem bladego pojÄcia, czego chce ode mnie don Juan, jednak w rzeczywistoĹci doskonale go zrozumiaĹem. PoradziĹ mi, bym usiadĹ w samotnoĹci i nie blokowaĹ swobodnego przepĹywu myĹli i wspomnieĹ. ZaleciĹ, bym siÄ postaraĹ i pozwoliĹ mojemu gĹosowi wewnÄtrznemu przemĂłwiÄ i podpowiedzieÄ mi, ktĂłre wspomnienia mam wybraÄ. NastÄpnie nakazaĹ mi iĹÄ do domu i poĹoĹźyÄ siÄ na posĹaniu, ktĂłre sobie przygotowaĹem. SkĹadaĹy siÄ naĹ drewniane skrzynki i kilkadziesiÄ
t pustych workĂłw jutowych, sĹuĹźÄ
cych za materac. ByĹem caĹy obolaĹy i kiedy poĹoĹźyĹem siÄ na tym legowisku, stwierdziĹem, Ĺźe w istocie jest nadzwyczaj wygodne. WziÄ
Ĺem sobie sugestie don Juana gĹÄboko do serca i zaczÄ
Ĺem myĹleÄ o swojej przeszĹoĹci, starajÄ
c siÄ przypomnieÄ sobie wydarzenia, ktĂłre odcisnÄĹy na mnie swoje piÄtno. Szybko zdaĹem sobie sprawÄ z tego, Ĺźe moje przekonanie, iĹź kaĹźde zdarzenie w moim Ĺźyciu miaĹo dla mnie gĹÄbokie znaczenie, byĹo absurdalne. Gdy usiĹowaĹem coĹ sobie przypomnieÄ, stwierdziĹem, Ĺźe nie wiem nawet, od czego naleĹźaĹoby zaczÄ
Ä. Przez mĂłj umysĹ rwaĹ nie koĹczÄ
cy siÄ strumieĹ myĹli i wspomnieĹ, ale nie potrafiĹem okreĹliÄ, czy wydarzenia te miaĹy dla mnie jakiekolwiek znaczenie. OdniosĹem wraĹźenie, Ĺźe absolutnie nic siÄ dla mnie w Ĺźyciu nie liczyĹo. ZupeĹnie jakbym przeszedĹ przez nie niczym automat zdolny mĂłwiÄ i chodziÄ, lecz niezdolny do odczuwania czegokolwiek. Nie bÄdÄ
c w stanie siÄ bardziej skoncentrowaÄ i wykonaÄ zadania, zrezygnowaĹem i zapadĹem w sen. â No i co, zĹapaĹeĹ coĹ? â spytaĹ mnie don Juan, gdy siÄ przebudziĹem z tego dĹugiego snu. Zamiast czuÄ siÄ rozluĹşniony i wypoczÄty, znĂłw miaĹem kiepski humor i wojowniczy nastrĂłj. â Nie, nie zĹapaĹem! â warknÄ
Ĺem. â SĹyszaĹeĹ gĹos dochodzÄ
cy gĹÄboko z twego wnÄtrza? â indagowaĹ dalej. â Chyba tak â skĹamaĹem. â Co ci powiedziaĹ? â zainteresowaĹ siÄ don Juan z nutÄ
napiÄcia w gĹosie. â Nie potrafiÄ o tym myĹleÄ, don Juanie â wymamrotaĹem. ...
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|