« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Allegri-Renzo---Cuda-ojca-Pio, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Allegri Renzo - Cuda ojca Pio [PL] [][] | » Alistair MacLean - Athabaska, książki e, Alistair MacLean | » Alchemy, Ksiazki, ALCHEMIA | » Aldiss Brian W. - Na zewnątrz, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Altman John - Obserwatorzy, E Książki także, Altman, John | » Alistair MacLean - Na poludnie od Jawy, książki e, Alistair MacLean | » Alistair Maclean - Tabor do Vaccares, książki e, Alistair MacLean | » Alex Kava - Zło konieczne, E Książki także, Alex Kava | » Aldiss Brian W. - Nieobliczalna gwiazda, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alex Kava - W ułamku sekundy, E Książki także, Alex Kava |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plefriends.pev.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ALINA I CZESŁAW CENTKIEWICZOWIE OSACZENI WIELKIM CHŁODEM BŁĘKITNĄ WSTĘGĘ PRZECIĄŁ AJSBERG Głuszony mgłą ryk syreny nie docierał do sali balowej. Na pierwsze dźwięki straussowskiego walca, rzęsiście oświetlona, wypełniła się setkami wirujących par. Czerń nienagannie skrojonych fraków i olśniewająca biel gorsów odcinały się od przepychu barwnych, dekoltowanych zuchwale toalet, z których każda warta była fortunę. Migotały tęczowo kryształowe pająki u sufitu, połyskiwały rzadkiej wielkości brylanty i perły w diademach, w naszyjnikach, w koliach i bransoletach strojnych kobiet. W drugiej sali wzdłuż lustrzanych ścian, pomiędzy stołami zastawionymi starą porcelaną, kryształami i srebrem, prześlizgiwali się bezszelestnie kelnerzy w białych frakach, roznosząc wyszukane trunki. Skupioną ciszę przyległych pomieszczeń wyłożonych kosztowną boazerią przerywały głosy licytujących się graczy. Gdy pierwsze wstęgi serpentyn przeszyły salę balową, szum wzmógł się jeszcze, deszcz confetti różnobarwnym dywanem zasłał błyszczącą taflę posadzki. W oranżerii, w cieniu palm rój kobiet cisnął się wokół postawnego mężczyzny w mundurze. — To najpiękniejszy rejs w moim życiu, drogi kapitanie. Szkoda, że tak krótki! — I co wieczór bal! Czy tak będzie do końca? Cieszę się, że zabrałam córki, są oczarowane — szczebiotały jedna przez drugą. Męża, niestety, zatrzymały w Londynie interesy. Zawsze to samo... Będzie żałować, kiedy mu opowiem. Proszę zarezerwować mi miejsce na powrotny rejs do Europy. Koniecznie, niech pan nie zapomni! Surową twarz kapitana rozjaśnił uśmiech. Rad z pochwał, prześliznął się wzrokiem po pełnych zachwytu twarzach. Rzeczywistość przekroczyła istotnie najśmielsze marzenia jego mocodawców. Szumnie rozreklamowany dziewiczy rejs z Europy do Nowego Jorku zgromadził na pokładzie s/s Titanic największe nazwiska międzynarodowej finansiery, największe fortuny Starego i Nowego Świata. W okrętowym skarbcu złożono pieniędzy i kosztowności na kwotę wielu milionów funtów. Niejeden z obecnych na pokładzie bankierów mógłby nabyć na własność cały statek-pałac, bez wielkiego uszczerbku dla swej fortuny. — Nasz transatlantyk istotnie nie ma sobie równego — odpowiedział z dumą. — Jestem szczęśliwy, że pod koniec życia przypadł mi w udziale zaszczyt prowadzenia największego statku świata. I to w łask uroczym gronie — skłonił głowę w stronę pań. — Największego i najszybszego. Czterdzieści tysięcy ton wyporności to się już liczy. Płyniemy z rekordową prędkością ponad dwadzieścia dwa węzły. Dwadzieścia dziewięć kotłów pod parą, maszyny pracują z mocą pięćdziesięciu tysięcy koni. — Dość już, dość, to dla mnie zbyt skomplikowane* głowa mi zawsze pęka od cyfr — przerwała niecierpliwie jedna z dam. — Proszę nam lepiej zdradzić, jakie szaleństwa szykuje pan na pożegnalny wieczór, kapitanie? Maseczki, bal kostiumowy? | Pani daruje, ale to niespodzianka. Po cóż zresztą wybiegać myślą tak daleko w przyszłość? Nie potrzebuję zapewniać państwa, że dołożę wszelkich starań, by ten pierwszy rejs Titanica pozostał na zawsze w pamięci naszych pasażerów. — Panie kapitanie — usłyszał szept. Zgięty w głębokim ukłonie boy podawał mu na srebrnej tacy arkusik papieru. — Drogi dowódca tak rzadko przebywa z nami, ale bilecikiem miłosnym nie gardzi — przekomarzały się rozbawione panie nie zwracając uwagi na głęboką zmarszczkę, jaka przecięła czoło kapitana. - Powiedz, że zaraz przyjdę — rzucił krótko. A mój kadryl, pan mi obiecał, nie zrobi mi pan tego afrontu! — Niestety, obowiązek — Smith westchnął rozkładając ręce. — Postaram się wrócić jak najszybciej, przyrzekam. — Dokąd to, kapitanie? — szpakowaty mężczyzna z kielichem szampana w dłoni zagrodził mu drogę. — Na mostek, panie prezesie. Sygnalizują nowe ajsbergi, lękam się mgły na tych wodach. wm — Po cóż oni zawracają panu głowę? Cóż to dla nas mgła czy jakieś tam lodowe góry! — żachnął się prezes, a zarazem współwłaściciel towarzystwa „White Star Line", które finansowało budową statku. — Pan ma za sobą czterdzieści lat żeglugi, a nasz Titanic... Jak to powiedział mi przed chwilą konstruktor?... „dzięki swym szesnastu komorom poprzedzielanym wodoszczelnymi grodziami jest niezatapialny". Świetne określenie: „niezatapialny" ■— powtórzył smakując to słowo i przez chwilę rozmarzonym wzrokiem śledził za oszklonymi drzwiami sali balowej wirujące pary. — Wszyscy są zachwyceni, niejeden już gratulował mi sukcesu. Tylko nie zmniejszać szybkości, drogi kapitanie — dodał poważniejąc. — Titanic musi prześcignąć Mauritanię, zdobyć w tym rejsie Błękitną Wstęgę Atlantyku. To zwycięstwo zapewni nam w przyszłości komplet takich jak ci, pasażerów, najbogatszych. Żądają luksusu i rekordu szybkości, a ja chciałbym w zamian zwrotu tych milionów funtów, jakie wyłożyłem na budowę statku. No, i oczywiście trochę zysków — roześmiał się hałaśliwie.— Liczę na pana, mój drogi. Niech się pan nie da zastraszyć mgłą i ajsbergami. Rekord szybkości za wszelką cenę, proszę pamiętać! Jękliwa skarga syreny okrętowej ostrym zgrzytem rozdarła melodię skocznej polki. — Po co to, kapitanie? Niech pan ją każe uciszyć. Ten ponury dźwięk psuje nastrój! — rzucił niecierpliwie. Błękitna Wstęga Atlantyku, rekord szybkości" — powtarzał z goryczą Smith wspinając się pośpiesznie na mostek. Wciąż słyszał to samo polecenie, odkąd zgodził się objąć dowództwo na nowoczesnym olbrzymie. Czy dobrze uczynił? Czy nie powodowała nim ambicja, by chlubną karierę marynarską zakończyć mocnym akordem? Największy z wielkich, najdłuższy, najwyższy, z najlepszą załogą, z najbogatszymi tego świata na pokładzie — s/s Titanic miał pobić wszystkie rekordy, zabłysnąć w historii pasażerskiej żeglugi olśniewającym fajerwerkiem sukcesu. Wycie syreny rozdzierało powietrze i zamierało powoli na fa- lach głuszone mgłą. Wkrótce po wypłynięciu ż Liverpool niczym ciężka kosmato czapa przywaliła statek, odgrodziła od świata nie- przebitym murem, przyssała sią do burt. Dokuczliwa, złowroga. Ściśle wypełniając kategoryczne rozkazy mocodawców kapitan ani na chwilę nie zwolnił biegu. Czynił to jednak wbrew własnemu przekonaniu. Pocieszał się, że i tym razem nie opuści go łut szczęścia, do jakiego przywykł na morzu. Ale od początku prześladował go jakiś pech. Niewiele brakowało, a w chwili gdy holowniki odciągały statek od nabrzeża, zderzyłby się z s/s New York, który zerwał się z cum. A te kłopoty z rusztami olbrzymich kotłów? Teraz znowu ta przeklęta mgła i te rozkazy z Londynu... Któż z pasażerów domyślał się, jak niebezpieczny był taki szaleńczy, bezrozumny pęd? Kto mógł przypuszczać, ile go troski kosztował, ile ciężkiego wysiłku palaczy? Jakie zasadzki kryło nieopatrznie rzucone morzu wyzwanie? Ogromna stalowa masa pruła wody Oceanu Atlantyckiego, wysokim dziobem cięła otaczającą mgłę, gęstą chwilami jak śmietana. Natrętny ryk syreny raz po raz spowijał statek, kładł się na fali, spędzał z kursu kutry rybackie. Jeden z nich poprzedniej nocy uskoczył w ostatniej chwili, otarł się prawie o burtę Titanica. Kapitan Smith wzdrygnął się mimo woli na to wspomnienie. Doświadczenie długich lat pracy na morzu nakazywało zwolnić bieg, ale każda iskrówka z Londynu brutalnie, natarczywie przypominała o rekordzie szybkości — „za wszelką cenę". * * * —- Wszystko w porządku — meldował pierwszy oficer nie spuszczając wzroku z ciężkiej, jednolitej, burej zasłony. Od czasu do czasu jakiś silniejszy podmuch czy prąd powietrza zmiatały ją z szarych grzbietów fal, pozwalając coś niecoś dojrzeć, ale to były krótkie chwile. Mostek nawigacyjny tonął w ciemności. Nie rozpraszało jej nikłe światełko nad różą kompasu. Człowiek przy sterze ginął także w mroku. Na obu skrzydłach czuwali dwaj młodsi oficerowie starając się wzrokiem przebić gąbczastą zasłonę przed dziobem, nasłuchiwali pilnie, czy z monotonnego plusku fal nie wyłowią w porę rozpaczliwego buczenia rybackiego rogu. Rytmicznę drganie maszyn pracujących w dole, o wiele pięter poniżej mostku, monotonny szum wody młóconej wielkimi śrubami dawały złudzenie bezpieczeństwa, ale niepokój nurtował wciąż starego marynarza. Mgła, duża fala, ajsbergi — to nie nowina w kwietniowych dniach na północnym Atlantyku. Gdybyż nie ci mocodawcy żądni rekordu, gdybyż mógł zwolnić pęd statku, jak nakazywał rozsądek, byłby spokojny. Tym razem jednak nie był panem swej woli. „Już nigdy w życiu nie zgodzę się na podobny rejs. Na morzu ja muszę decydować o wszystkim" — postanowił. Głuche, przeciągłe buczenie syreny rozdarło znów ciszę. Kapitan szybko podniósł lornetkę do oczu i opuścił zniechęcony. Szkła przybliżały tylko przelewające się odwiecznym rytmem fale powleczone nieprzebitą warstwą mgły. — Szybkość? — zapytał. — Dwadzieścia dwa. — Straciliśmy znów jeden węzeł — w głosie kapitana brzmiała troska. — Duże trudności z paleniskiem. Trzeba je będzie zapewne przebudować. Wszyscy palacze przy łopatach, od początku rejsu. Spodziewają się dużej premii za Błękitną Wstęgę. Zresztą nic więcej nie da się obecnie wydusić z maszyn, panie kapitanie. Przed chwilą miałem meldunek z kotłowni — dobiegł go z ciemności głos pierwszego oficera. Gwizd generatora narastał zza ścianki mostku nawigacyjnego. Kapitan Smith niechętnie wchodził do stacji telegrafu bez drutu. Drażniły go tysiące niebieskich płomyków z trzaskiem przeskakujących pomiędzy tarczami iskiernika, pojąć nie mógł skąd biorą się w słuchawce te szumy, gwizdy, poświsty, z których radiooperatorzy potrafili bezbłędnie wyławiać słowa biegnące z dali i wiązać je w zdania. Raziły go swą obcością olbrzymie szpule, cewki i butle lejdejskie, wśród których ci młodzi ze słuchawkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|