« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Aleksander Gieysztor Zarys dziejów pisma łacińskiego cz.2, Historia, Aleksander Gieysztor Zarys dziejów pisma łacińskiego | » All About History Issue 9 - 2014 UK, Tygodniki, prasa, magazyny, Tygodniki, prasa, magazyny | » Aleksander Krawczuk - Gajusz Juliusz Cezar, Historia, Krawczuk Aleksander | » Alina Kowalska- DZIEJE JĘZYKA POLSKIEGO NA GÓRNYM ŚLĄSKU W OKRESIE HABSBURSKIM (1526-1742), FILOLOGIA POLSKA, HISTORIA JĘZYKA POLSKIEGO | » Alfabetyczny spis bitew polskich wg G.Boczkowskiego, Historia, KONKURSY PRZEDMIOTOWE, LOSY ZOLNIERZA I DZIEJE ORĘŻA POLSKIEGO, OD OBERTYNA 1531 DO WIEDNIA 1683, LITERATURA OBOWIĄZKOWA | » Aleksander Fredro - Pan Jowialski, rok II, Historia literatury polskiej do 1918, Romantyzm, Streszczenia (romantyzm), Romantyzm | » Aleksander Puszkin - Dama pikowa (tłum. polskie), Filologia Rosyjska, Historia Literatury Rosyjskiej, Semestr I | » Aleksander Fredro śluby panieńskie, Historia literatury - oświecenie i romantyzm, Streszczenia - romantyzm | » Alfred Weber - History of Philosophy (excerpt on Spinoza), ebook, filozofia, spinoza | » Alexis de Tocqueville O demokracji w Ameryce, kulturoznawstwo-materiay, sEMESTR vi, Historia Kultury |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plonlycovers.opx.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Feather Jane Aksamit Prolog Francja, czerwiec 1806 rok. Sierp księżyca wisiał nisko na niebie nad lasem St. Cloud. Lis mykał zwinnie wśród paproci. Zając przysiadł na tylnych łapach, ze ślepiami utkwionymi wjeden punkt, i drgającymi nozdrzami chwytał zapach drapieżcy Nagle zniknął; tylko jego biały omyk błysnął w zaroślach. Nad polaną rozbrzmiało głuche pohukiwanie sowy U brzegu strumyka sączącego się z wysoka na płaskie kamienie gasił pragnienie jeleń. Rustykalny pałacyk był pogrążony w ciemności, a przynajmniej tak wydawało się człowiekowi, który przylgnął do pnia czerwonego buka na skraju niewiełkiej polany. Odziany w czerń, niemal stapiał się z otoczeniem — ot, ciemniejszy cień wśród leśnych cieni. Wytężał wzrok, wpatrując się w parterowy pawilon. Wysokie weneckie drzwi prowadziły na kolumnową werandę okalającą budynek. Z ciemnego otworu wychynęła trzepocząca smuga, gdy nocny wiatr wydął muślinową zasłonę. Mężczyzna obuty w skórzane mokasyny bezszelestnie wymknął się z kryjówki i zbliżył do portyku. Ubrany był w czarne spodnie i czarną koszulę, włosy ukrył pod czarnym kapeluszem, a bladą twarz miał uczernioną palonym korkiem. Tylko długi dwustronny sztylet, który trzymał u boku, połyskiwał jaśniejszą plamą. Był zabójcą i dobrze znał swoje rzemiosło.W pełnym ksiąg pokoju na tyłach okrągłego pawilonu płonęła pojedyncza świeca, tak mizerna, że jej światła nie dostrzegłby nikt Z zewnątrz. Charles-Maurice de Talleyrand-Perigord drzemał przy wygaszonym kominku z otwartą książką na kolanach i głową opuszczoną na piersi, z uchylonych ust o wąskich, arystokratycznych wargach dobywało się ciche pochrapywanie. Nagle drgnął, jak gdyby jakiś dźwięk przedarł się do jego snu, ale po chwili oddech znów się pogłębił. Zabójca, bezszelestny na miękkich podeszwach, podszedł do otwartych drzwi po drugiej stronie pawilonu. Jego zadanie nie miało nic wspólnego z monsieur Talleyrandem, ministrem spraw zagranicznych cesarza Napoleona — a przynajmniej tak sądził. Wysokie łoże stojące w pokoju było osłonięte przejrzystymi muślinowymi firankami, które wzdymały się i opadały na wietrze, niczym żagle okrętu na pełnym morzu. Wśród pomiętych prześcieradeł z białegojedwabiu i adamaszkowych narzut leżały dwie nagie postacie splecione w uścisku. Kobieta spoczywała na plecach, bezwładnym ramieniem otaczając szyję kochanka, który opierał ciemną głowę na jej piersi niczym na poduszce, a nogę przerzucił w poprzek jej ud. Jego plecy były wygięte w łuk, pod gładką skórą rysowały się żebra. Zabójca wbił nóż między trzecie i czwarte żebro. Guillaume de Granyille drgnął, gdy ostry ból wdarł się wjego sny o miłości. Cichy jęk protestu i zdumienia przeszedł po chwili w ciche westchnienie. Jego ciało zwiotczało i opadło bezwładnie na ciało kochanki. Morderstwo dokonało się w takiej ciszy, że Gabrielle nie powinna była się budzić, ale jej ciało wciąż było zestrojone z ciałem Guillaume”a po długich godzinach miłości. W chwili, kiedy opuściło go życie, zbudziła się i usiadła. Ciało kochanka zsunęło się na bok, a jej zamglone od snu oczy wpatrzyły się z niedowierzaniem w szkarłatną plamę na jego plecach. Rana była mała, ale Gabrielle, choć oszołomiona snem, od razu pojęła jej znaczenie. Śmiertelna plama poczęła się rozlewać powolną, niepowstrzymaną powodzią. Od wejścia mordercy do pokoju upłynęło ledwie kilka sekund. Gabrielle podniosła pełen osłupienia wzrok i napotkała zimne, twarde spojrzenie bladych oczu w uczernionym obliczu. Oczu bez życia, bez uczuć. Otworzyła usta do krzyku i mężczyzna skoczył ku niej ze sztyletem, by przebić jej gardło. Rzuciła się na bok, pociągając za sobą martwe ciało Guillaume”a z nadludzką siłą, jaką daje przerażenie. Jej krzyk rozdarł ciszę wytwornego pawilonu. Przez sekundę zabójca wahał się, trzymając nóż w uniesionej ręce. Krzyk Gabrielle nie milkł, jakby nigdy nie miało zabraknąć jej tchu. Nagle zawtórował mu dźwięk dzwonka, a potem gwałtowne ujadanie ogarów Zabójca odwrócił się w stronę szklanych drzwi i umknął ze zwinnością leśnego stworzenia. Gdy rozległ się krzyk, Talleyrand ocknął się z drzemki i sięgnął do sznura dzwonka obok fotela. Na jego wezwanie ludzie, wyćwiczeni, by reagować szybko jak myśl, ruszyli biegiem w stronę źródła krzyku. W psiarni na zewnątrz dozorca, wypełniając stały rozkaz, wypuścił ogary Drzwi sypialni otwarły się z impetem. Mężczyźni ledwie spojrzeli na łóżko, na którym kobieta tuliła ciało kochanka, wciąż krzycząc. Z pistoletami w dłoniach pobiegli ku otwartym drzwiom na werandę. Krzyk Gabrielle zamarł, kiedy wreszcie zabrakło jej tchu. Spojrzała w dół na ciało Guillaume”a; spomiędzy żeber krew płynęła obfitą falą. Pogłaskała go po włosach, jakby wciąż nie mogła uwierzyć, że jest martwy. Do pokoju wszedł Talleyrand. Utykając, podszedł do łóżka. Podniósł narzutę, okrył nią ramiona kobiety, by osłonić jej nagość, i dopiero potem zbadał ciało dc Granyille”a, szukając pulsu na szyi. — Kto? — Gabrielle wypowiedziała szeptem jedno jedyne słowo. Szaleństwo zniknęło z jej oczu, a ciało sprężyło się w przypływie nieokiełznanej energii, którą Talleyrand — znający ją od dzieciństwa — rozpoznawał i rozumiał. — Pomścisz jego śmierć? — zapytał cicho. — Wiesz, że tak. — Odpowiedź była taka, jakiej się spodziewał. Podszedł do rozsuniętych drzwi. Ujadanie ogarów cichło, w miarę jak zapuszczały się coraz głębiej w las w pogoni za zbiegiem. Talleyrand wiedział, że za parę minut będą mu deptać po piętach i w końcu go schwytają, chyba że ten morderca nie ma zapachu i nie zostawia śladów Talleyrand nie miał doświadczeń z duchami. Działał w realnym świecie, w którym podstęp i intryga były jedynymi skutecznymi środkami obrony ijedyną pewną drogą do awansu i wpływów, zarówno w życiu osobistym, jak i w polityce. A napoleoński minister spraw zagranicznych był bez wątpienia najwybitniejszym mistrzem intrygi w Europie. Odwrócił się w stronę łóżka. Wjego chłodnych oczach błysnęła iskra współczucia, kiedy spojrzał na nieruchomą, bladą twarz młodej kobiety. Ale współczucie nie przynosi żadnego pożytku, a Gabrielle dość długo była w tym fachu, by to wiedzieć. Chciała dostać do ręki narzędzie zemsty; Zemsty; która miała być użyteczna i dla Francji, i dla samego Talleyranda. Zaczął mówić swoim modulowanym głosem, cichym, lecz dźwięczącym wyraźnie w komnacie śmierci. Rozdział I Anglia, styczeń 1807 rok. Czmże jest ta tycjanowska piękność, Miles? — Nathaniel Praed założył monokl, by lepiej się przypatrzyć. Miles Bennet podążył za spojrzeniem przyjaciela, choć jego słowa mogły się odnosić tylko do jednej z kobiet obecnych w salonie lady Georgiany yanbrugh. — Hrabina de Beaucaire — odrzekł. — Daleka kuzynka Georgie po kądzieli. Znają się niemal od kołyski. Nathaniel opuścił monokl i stwierdził kwaśno: — Zapewne jest ijakiś hrabia de Beaucaire. — Już nie — odparł Miles, odrobinę zaskoczony takim przejawem zainteresowania. Nathaniel zwykle pozostawał obojętny na wdzięki pań z towarzystwa. — Zmarł wkrótce po ślubie. Zabrała go jakaś gorączka, zupełnie nagle... dwa dni i było po wszystkim, o ile mi wiadomo. — Wzruszył ramionami. — Gabrielle właściwie nie jest już w żałobie, ale wciąż nosi czerń. — Wie, w czym jej do twarzy — stwierdził lord Praed, na powrót wkładając monokl. Miles nie mógł mieć mu za złe tej uwagi. Gabrielle wyróżniała się w pokoju pełnym kobiet odzianych w zwiewne pastele. Suknia z czarnego aksamitu podkreślała jej wysoką sylwetkę i tworzyła uderzający kontrast z burzą ciemnorudych loków, które niesforną chmurą okalały bladą twarz. — Wspaniałe szmaragdy — stwierdził Nathaniel, oceniając okiem konesera klejnoty na jej szyi, w uszach, na nadgarstkach i we włosach. — Część skarbu Hawksworthów,jak mniemam — powiedział Miles. — Jej matką była Imogen Hawksworth, żona księcia de Geryais. Oboje oddali szyje madame Guillotine w czasach Terroru. Gabrielle była ich jedynym dzieckiem. Niewiele zostało zjej dziedzictwa po rewolucji, ale klejnoty matki jakoś udało się uratować. — Spojrzał na przyjaciela. — Skąd to zainteresowanie? — Chyba przyznasz, że to wyjątkowo piękna kobieta. Musiała być dzieckiem w czasach Terroru. Jakim cudem ocalała? Miles wyjął z kieszeni tabakierkę z Syres i uraczył się niewielką szczyptą. — Jej rodzice zostali straceni w najgorętszym okresie, pod koniec roku dziewięćdziesiątego, zdaje się. Przyjaciele rodziny zdołali przemycić Gabrielle za granicę Francji. Musiała mieć wtedy jakieś osiem lat. Właśnie wtedy ona i Georgie stały się nierozłączne; są w podobnym wieku, a Gabrielle była niemal członkiem rodziny, zanim mogła bezpiecznie wrócić do Francji. Ma potężne koneksje... Madame de Stal, Talleyrand, by wymienić tylko dwa nazwiska. Mieszkała we Francji przez ostatnie sześć czy siedem lat, ale od czasu do czasu przyjeżdżała z wizytą do Georgie i Simona. — To by tłumaczyło, dlaczego nic o niej nie wiem... i dlaczego ty, przyjacielu, jak zwykle wiesz wszystko. — Nathaniel zaśmiał się pod nosem. Miles słynął z tego, że pilnie nadstawiał ucha, a jego informacje zawsze były rzetelne. — Georgie jest przecież moją powinowatą — odparł Miles, jakby chciał bronić źródła swojej wiedzy. — Więc jesteś odpowiednim człowiekiem, by dokonać prezentacji. — Srebrzysta brew Nathaniela podskoczyła do góry — Ależ oczywiście — zgodził się natychmiast Miles. — Sam jestem ciekaw, jakie zrobicie na sobie wrażenie. — A cóż to ma znaczyć? Miles się roześmiał. — Zobaczysz. Chodź. Nathaniel ruszył za przyjacielem do niewielkiej grupki przy oknie, w której stała Gabrielle de Beaucaire. Obserwowała go znad brzegu kieliszka z szampanem. Doskonale wiedziała, kim jest. To dla niego tu przyszła, tak jak i on był tu dla niej, choć —jeśli Simon dotrzymał słowa —jeszcze o tym nie wiedział. Cieszyło ją, że ma nad nim przewagę w tym względzie. Mogła choć w części go ocenić, kiedy nie krępowała go jeszcze rola, którą bez wątpienia przybierze, gdy tylko dowie się, z kim ma do czynienia. — Gabrielle, pozwól przedstawić sobie lorda Praeda. — Miles ukłonił się, wskazując swego towarzysza. — Milordzie. — Podała Praedowi dłoń wjedwabnej rękawiczce, równie chłodnąjak jej uśmiech. — Bardzo mi miło. — Enchantć, hrabino. — Skłonił się nad jej dłonią. — Rozumiem, że niedawno przybyła pani z Francji. — Moje urodzenie czyni ze mnie persona grata po obu stronach kanału — odparła. — Pozycja godna pozazdroszczenia, z pewnością się pan ze mną zgodzi. Jej oczy pod czarnymi brwiami, okolone gęstymi czarnymi rzęsami, miały kolor grafitu. — Wręcz przeciwnie — rzekł Nathaniel, zirytowany ledwie uchwytnym błyskiem drwiny wjej spojrzeniu. —Ja uznałbym za niezręczne stać jedną nogą w obu obozach, kiedy trwa wojna. — Chyba nie kwestionuje pan mojej lojalności, lordzie Praed? — Czarna brew uniosła się. —Jedyna rodzina,jaką mam, jest w Anglii... i to w tym pokoju. Moi rodzice i wszyscy krewni ze strony ojca zginęli w czasie rewolucji. — Zimny uśmiech wypłynął najej pełne wargi. Przechyliła głowę, ciekawa, jak zachowa się Nathaniel, postawiony w tak niezręcznej sytuacji. Nie dał się zbić z tropu. Nawet najmniejsza oznaka irytacji nie pojawiła się na jego ascetycznej twarzy. — Nie chciałem być impertynencki, madame, zwłaszcza że znamy się tak krótko. Pozwoli pani złożyć sobie kondolencje z powodu śmierci męża. Jestem pewien, że był wiernym stronnikiem Burbonów, nawetjeśli doraźne względy nakazywały mu przybrać pozory posłuszeństwa cesarzowi. No, to jej wytrąci broń z ręki, pomyślał, zadowolony, że tak ostro odbił piłeczkę. — Był Francuzem, sir. I kochał swój kraj — odparła cicho, wytrzymując jego spojrzenie. Nathaniel był średniego wzrostu, więc jej oczy znajdowały się niemal na wysokości jego oczu, ale mimo bliskości nie potrafił odczytać ich wyrazu. Wyczuwał jednak, że Gabrielle de Beaucaire bawi się nim — że wie coś, czego on nie wie. Było to uczucie zupełnie mu obce, i wcale mu się nie podobało. — Tak się cieszę, że zostaliście sobie przedstawieni. — Lady Georgiana Vanbrugh popłynęła ku nim. Była piękną kobietą o krągłych kształtach otulonych zwiewną mgiełką gazy w kolorze bzu. Wsunęła dłoń pod ramię Gabrielle i uśmiechnęła się ciepło.Swiadomość, że jej przyjaciele dobrze się bawią, zawsze sprawiała jej przyjemność. — Wielka szkoda, że Simon musiał tak nagle wyjechać do miasta, lordzie Praed. Prosił, bym przekazała panu jego ubolewanie, iż nie będzie go tutaj, by się z panem przywitać. Ale kiedy obowiązek wzywa... — Uśmiechnęła się i wzruszyła krągłymi ramionami, aż miła dla oka wypukłość jej biustu uniosła się odrobinę nad dekoltem. — Zapewnił mnie, że zrobi, co wjego mocy by wrócić najutrzejszą kolację. Trudno by znaleźć dwie bardziej niepodobne kobiet pomyślał Nathaniel, kiedy stanęły ramię w ramię — surowa czerń obok liliowej pajęczyny. Wysoka, rudowłosa i Gabrielle o wydatnych kościach policzkowych, podbródku z dołeczkiem i lekko zadartym nosie byłaby prawdziwą pięknością dla mężczyzny, który uważa za atrakcyjne wyraziste, nieregularne rysy, krzywy uśmiech i wysoką, wiotką sylwetkę. Ale ktoś, kto nie gustował w tym typie urody, uznałby ją za pozbawioną wdzięku. Z kolei Georgiana była po prostu urocza ze swoimi kobiecymi krągłościami, mleczną cerą, drobnymi, regularnymi rysami i złocistymi włosami. — Członkowie rządu nie są panami swojego czasu, zwłaszcza podczas wojny — odparł gładko. — Mówi panjak ktoś, kto dobrze to wie, lordzie Praed — powiedziała Gabrielle. — Czy i pan jest zaangażowany w prace rządu? Dlaczego zabrzmiało to, jakby chciała mi wbić szpilę? Spojrzawszy na nią, napotkał spokojne, chłodne spojrzenie i ten krzywy uśmieszek. — Nie — rzekł szorstko. — Nie jestem. Uśmiechnęła się szerzej,jakby znów delektowała się jakąś tajemniczą wiedzą. W końcu zwróciła się do Milesa, wielce ubawionego, alejak dotąd milczącego obserwatora tej potyczki. — Wybierasz się jutro na polowanie? — Tak,jeśli ty się wybierasz — odrzekł z szarmanckim ukłonem. — : Chociaż wątpię, bym zdołał dotrzymać ci kroku. — Spojrzał na Nathaniela. — Gabrielle jest nieustraszoną amazonką, kiedy pędzi za ogarami. Lepiej nie pozwalać, by jechała przodem. — Och,jestem pewna, że lord Praed przesadzi każdy płot, jaki się nadarzy — powiedziała, wciąż się uśmiechając. — Jak dotąd żaden płot mnie nie pokonał, hrabino. — Nathaniel skłonił się sztywno i odszedł, zły, że pozwolił jej się sprowokować, i równocześnie zaintrygowany wbrew samemu sobie... Jak królik oczarowany przez kobrę, pomyślał z irytacją, biorąc kolejny kieliszek szampana od lokaja. Gabrielle de Beaucaire roztaczała bardzo niepokojącą aurę. — Zdaje się, że nie spodobał ci się lord Praed. — Georgiana spojrzała na nią z niepokojem. — Czy cię zdenerwował? Skądże, on tylko zabił człowieka, którego życie było mi droższe niż moje własne, pomyślała Gabrielle. — Oczywiście że nie — odparła. — Czyżbym była nieuprzejma? Wiesz, jaki ostry potrafi być mój język, kiedy nie trzymam go na wodzy. — Myślałem, że znajdziesz w nim godnego siebie przeciwnika w słownych potyczkach — wtrącił Miles. — Ale tę rundę wygrałaś ty, więc lepiej pójdę ugłaskać jego nastroszone piórka. — Odszedł ze złośliwym uśmiechem człowieka, który znajduje przyjemność w burzeniu dobrego samopoczucia bliźnich. — Miles jest podły — stwierdziła Georgie. — Nathaniel Praed to jego najbliższy przyjaciel. Nie wiem, dlaczego z taką lubością snuje podobne intrygi. — To moja wina — powiedziała GabrieHe. — Czy powinnam poprosić lorda Praeda o wybaczenie? — Była zupełnie odmieniona. Uśmiechała się ciepło do kuzynki, ajej twarz, wcześniej pozbawiona wyrazu, jaśniała życiem. — Nie chciałam narobić ci wstydu, Georgie, obrażając twojego gościa. — Nie przejmuj się — oznajmiła Georgie. —Ja sama nie bardzo go lubię, choć jest bliskim przyjacielem Simona. —Wzruszyła ramionami. — Chyba jednak ma coś wspólnego z rządem. Ale jest taki sztywny. Zawsze czuję się przy nim skrępowana. — Cóż, mnie nie onieśmiela — odparła Gabrielle — choć jego oczy przypominają kamienie na dnie sadzawki. Wtej chwili kamerdyner oznajmił, że podano kolację. Gabrielle przeszła do jadalni pod ramię z Milesem Bennetem. Nathaniel Praed siedział naprzeciw niej, mogła więc obserwować gu ukradkiem, odpowiadając swoim sąsiadom po obu stronach, którzy zabawiali ją rozmową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|