« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Aldiss Brian W. - Na zewnątrz, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian Wilson - Opowiadania I, e-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian Wilson - Kryptozoik, e-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian W. - Nieobliczalna gwiazda, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alex Joe - Cicha jak ostatnie tchnienie, e-book, Alex Joe | » Alistair MacLean - Łamacz kodów, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Alistair MacLean - Rzeka Śmierci, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Aldiss Brian W. - Kamyczki Poety Tu Fu, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alistair MacLean - Air Force One zaginął, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Al-Râzî's Book of Secrets - The Practical Laboratory in the Medieval Islamic World by Gail Marlow Taylor (2008), Alchemia i spagiryka |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plets2.xlx.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Teresa Medeiros AKSAMIT T ħ ksi ĢŇ k ħ dedykuj ħ ameryka ı skim autorom powie Ļ ci romantycznych... wszystkim siostrom i braciom we wspólnym boju, którzy sercem, atramentem i łzami pomagaj Ģ mi trwa ę przy zdrowych zmysłach: Emily Alward, Elizabeth Bevarly, Melissie Bregenzer, Normie Brown, Gwen Duzenberry, Elizabeth Lynn Gray, Kristin Hannah, Karen Harper, Mary Hooper, Lori i Toniemu Karayiannim, Rebece Lee, Stephanie Spearman, Shirley Turner oraz, Jean Marie Willet. Andrei, która mi przypomniała, Ň e s Ģ , sprawy, o które warto walczy ę . I — jak zawsze — Michaelowi. Prolog Północna Szkocja - Pogórze. Rok 1773 S ukinsyn wygl Ģ dał, jakby wyzion Ģ ł ducha. Sebastian musn Ģ ł ciało stop Ģ , spodziewaj Ģ c si ħ , Ň e lada chwila wysunie si ħ stwardniała od odcisków łapa, szarpnie go za chude łydki i przewróci na ziemi ħ . Zesztywniał w oczekiwaniu na wybuch grubia ı skiego rechotu, lecz zamiast tego ze sflaczałych ust pociekła stru Ň ka piwa. Sebastian zebrał odwag ħ i szturchn Ģ ł bardziej zdecydowanie, wbijaj Ģ c bosy paluch w obna Ň ony kałdun. Nic. Cisza, ani słychu pijackiego pochrapywania. Sukinsyn rzeczywi Ļ cie wyzion Ģ ł ducha! Sebastian przykucn Ģ ł nad trupem. Jak to si ħ stało, Ň e odszedł tak spokojnie? Zawsze wyobra Ň ał sobie, Ň e tej chwili towarzyszy ę b ħ dzie gromowy ryk, furia bestii, która wzdraga si ħ podda ę , a Ň pulsuj Ģ ce Ň yły na skroniach nap ħ czniej Ģ i trysn Ģ posok Ģ . Tymczasem wszystko odbyło si ħ inaczej: ojciec zgarbił si ħ , osun Ģ ł z głuchym siekni ħ ciem... i przemin Ģ ł. Grzbietem dłoni odgarn Ģ ł lepki od brudu kosmyk, który opadł mu na czoło. Bezwiednie podniósł wzrok na rze Ņ bione belki, podpieraj Ģ ce wysokie sklepienie sali. Wstrzymał oddech i wsłuchał si ħ w niezm Ģ con Ģ cisz ħ . Jakby wszystkie dzwony Ļ wiata równocze Ļ nie przestały bi ę i tylko powietrze dr Ň ało jeszcze echem uderze ı . Dopiero teraz, niezagłuszane brz ħ kiem tłuczonej zastawy i waleniem w stół rozjuszonej pi ħĻ ci, zacz ħ ły dobiega ę go inne odgłosy: trzepotanie jaskółczych skrzydeł w poszyciu, szelest sosen za oknami, po Ļ wist wiatru na wrzosowisku. Pochylił głow ħ , czuj Ģ c si ħ w tej ciszy jak w katedrze. Był bliski łez, ale wiedział, Ň e nie ma czasu na szlochy. Zaraz nadejdzie MacKay. Odwieczny wróg ojca przyb ħ dzie do zamku Dunkirk, by go sobie przywłaszczy ę , o czym nieustannie ostrzegał zmarły rodzicie!. Sebastian zacisn Ģ ł usta. Niech sobie zabiera zamczysko, ale jego nigdy nie złapie! Zacisn Ģ ł palce na cholewach ojcowskich butów. Brendan Kerr po Ļ mierci nie pachniał bynajmniej gorzej ni Ň za Ň ycia, lecz je Ļ li pole Ň y jeszcze troch ħ w skwarze pełnego lata, sytuacja wnet ulegnie zmianie. Chłopiec szarpn Ģ ł raz i drugi. Miał ramiona chuderlawe, bo mi ħĻ nie nie nad ĢŇ ały za tempem, w jakim rósł, ale nie brakowało mu zawzi ħ to Ļ ci i wła Ļ nie dzi ħ ki niej udało mu si ħ poci Ģ gn Ģę bezwładne ciało po kamiennych flizach. Nieboszczyk podskakiwał na ba Ň ancich ko Ļ ciach, za Ļ miecaj Ģ cych posadzk ħ . Dotarłszy do trawiastego podwórca, zatrzymał si ħ . Dygotał z utrudzenia. Głód Ļ ciskał Ň oł Ģ dek bolesnym skurczem. Na g ħ stych, ciemnych rz ħ sach zawisły krople potu. Otarł je niedbale dłoni Ģ . „Chłopcze, masz oczy dzieweczki... i równie mdłego ducha!” Sebastian drgn Ģ ł i zatoczył si ħ do tyłu, długoletnim nawykiem uchylaj Ģ c si ħ przed spodziewanym ciosem. W popłochu potkn Ģ ł si ħ o własne nogi i grzmotn Ģ ł o ziemi ħ , lecz nie wydał okrzyku bólu. Ale ojciec nie podniósł si ħ , by go ukara ę . Brendan Kerr le Ň ał skulony na trawie. Nad skroni Ģ zmarłego kr ĢŇ yła zaaferowana mucha. Chłopak zacisn Ģ ł z ħ by, tłumi Ģ c ch ħ tk ħ , która naszła go znienacka: popchn Ģę ciało rodzica, a Ň potoczy si ħ po urwistym stoku i legnie na wrzosach kilkaset metrów ni Ň ej. Otrz Ģ sn Ģ ł si ħ . Nie, mama nie Ň yczyłaby sobie tego. Powinien urz Ģ dzi ę ojcu przyzwoity chrze Ļ cija ı ski pochówek. 1 Dobrze wi ħ c, pogrzebie go gł ħ boko i narzuci kamienie - cały stos, Ň eby pami ħ tny głos ju Ň nigdy nie przedarł si ħ przez nie, by go dr ħ czy ę i prze Ļ ladowa ę . Popołudniowe sło ı ce stało nisko nad horyzontem, gdy Sebastian poło Ň ył na grobie ojca ostatni skalny odłamek. Stukni ħ cie kamienia odezwało si ħ w leniwej ciszy jak wystrzał. Sebastian poczuł powiew wiatru na umorusanym czole, wilgotna od potu tunika załopotała na Ň ebrach. Wydało mu si ħ , Ň e ta chwila wymaga czego Ļ wi ħ cej i powalane ziemi Ģ palce niezr ħ cznie, jakby wstydliwie, uczyniły znak krzy Ň a na zapadłej piersi. Takim znakiem, symbolem wiary, Ň egnała si ħ jego matka. Z trudem odgrzebał w pami ħ ci jego wspomnienie. Nad wrzosowiskiem Ň eglował złocisty orzeł. Sebastian Ļ ledził majestatyczny lot. Czuł, jak budzi si ħ w jego duszy rado Ļę z odzyskanej wolno Ļ ci. Biegiem ruszył stromymi schodami wiod Ģ cymi na forteczn Ģ wie Ňħ , wpadł do komnaty sypialnej i gor Ģ czkowo zacz Ģ ł wrzuca ę do sakwy skromny dobytek - podart Ģ tunik ħ , dwa przywi ħ dłe ze staro Ļ ci ziemniaki i broszk ħ z filigranowego srebra, nale ŇĢ c Ģ niegdy Ļ do matki. Odwrócił si ħ do wyj Ļ cia, lecz zatrzymał si ħ nagle we wst ħ dze złotawego blasku, któr Ģ sło ı ce Ļ cieliło na podłodze izdebki. Upadł na kolana koło ło Ň a, zerkaj Ģ c przez rami ħ wzrokiem winowajcy. Ostatnim razem, gdy o Ļ mielił si ħ zajrze ę do ojcowskiego kufra, dostał takie baty, Ň e przez kilka nast ħ pnych dni uszy dzwoniły mu od uderze ı w nie tward Ģ pi ħĻ ci Ģ . Dr ŇĢ cymi dło ı mi uchylił wieka. Mi ħ kki zwój tartanu le Ň ał dokładnie tak, jak zapami ħ tał. Ojcowskie r ħ ce zwin ħ ły go z czuł Ģ dbało Ļ ci Ģ , której synowi nigdy nie okazał. Serce Sebastiana zatkało z niemej zazdro Ļ ci. Kraciasty strój był pami Ģ tk Ģ po czasach, gdy Kerrowie i MacKayowie walczyli razem u swego boku, zjednoczeni w jednym klanie, prowadzeni przez jednego wodza. Chłopiec przesun Ģ ł brudny od ziemi palec po zielono-czarnych kwadratach wzoru, marz Ģ c o tamtych dniach, gdy wzgórza rozdzwoniły si ħ brz ħ kiem mieczy, a j ħ kliwy głos kobzy przewiercał opo ı cz ħ mgieł w dolinach. Wstał i narzucił strój przodków. Mi ħ kkie wełniane fałdy otuliły wychudłe ciało, ze Ļ lizguj Ģ c si ħ po w Ģ skich ramionach. Pogrzebał w sakwie, wyj Ģ ł matczyn Ģ broszk ħ i spi Ģ ł ni Ģ pled. Szczerbaty od staro Ļ ci i zaniedbania mur ton Ģ ł w pomara ı czowym blasku zachodz Ģ cego sło ı ca, gdy Sebastian wspi Ģ ł si ħ na jego wierzchołek i poszedł w dół urwistego stoku. Wrzosy kłoniły si ħ pod palcami wiatru na podobie ı stwo płowozłotych fal. Sebastian brn Ģ ł przez nie biegiem, raduj Ģ c si ħ spr ħŇ ysto Ļ ci Ģ młodzie ı czych mi ħĻ ni i urodzajnej ziemi, która uginała si ħ pod stopami w rytm kroków. Tartanowy pled smagał go po udach. Dobiegłszy do połowy wrzosowiska, chłopiec stan Ģ ł i obrócił si ħ , by popatrze ę na ciemniej Ģ ce na horyzoncie kontury zamczyska Dunkirk. Przysi Ģ gł sobie, Ň e pewnego dnia wróci tu. I to nie noc Ģ , skradaj Ģ c si ħ jak złodziej, lecz w pełnym Ļ wietle dnia. Wjedzie dumnie po własnym podje Ņ dzie wystawn Ģ karoc Ģ , z wypchan Ģ sakiewk Ģ w kieszeni i Ň oł Ģ dkiem, który nie b ħ dzie burczał z głodu, tak jak dzisiaj. B ħ dzie tak pot ħŇ ny, Ň e nikt nie odwa Ň y si ħ go zatrzyma ę - ani prawo, ani MacKay, ani echo drwi Ģ cego głosu ojca. Odziany w wykwintne szaty stanie na szczycie wzgórza i splunie na grób ojca. Pewnego dnia... Gwałtownym ruchem podniósł sakw ħ , zarzucił j Ģ . na plecy i ruszył kłusem w g ħ stniej Ģ cy zmrok, nie ogl Ģ daj Ģ c si ħ ju Ň za siebie. Cz ħĻę pierwsza Szata wystawna, maniera dworska Poruszy serca niewielu; Lecz to dziewicza skromno Ļę i cnota Jak ostry grot si ħ gnie celu. Robert Burns 1 Hrabstwo Northumberland w Anglii. Rok 1791 P rudence przeciskała si ħ przez g ħ ste zaro Ļ la. W ħ zeł włosów na karku rozlu Ņ nił si ħ i nasi Ģ kni ħ te wilgoci Ģ pasma rozsypały si ħ po ramionach. Na ułamek chwili przerwała szale ı czy bieg, by zr ħ cznymi palcami metodycznie, jedna po drugiej, wysupła ę z potarganych pukli szpilki o perłowych główkach. Wsun ħ ła je gł ħ boko w kiesze ı i przygładziła materiał, upewniaj Ģ c si ħ , Ň e Ň adna nie wypadnie w biegu. 2 Wła Ļ ciwie wiedziała, Ň e to zbytek troski: ciotka nie marnowałaby pieni ħ dzy na drogocenne klejnoty dla swojej szpetnej siostrzenicy, chocia Ň za nic w Ļ wiecie nie przyznałaby si ħ do takiej małostkowo Ļ ci. Zanim podj ħ ła bieg, wy Ňħ ła fałdy aksamitnej spódnicy. Ociekaj Ģ ce deszczem li Ļ cie smagały j Ģ po policzkach. Nagle o Ļ lepiaj Ģ ca błyskawica rozdarła mrok. Na tle rozjarzonego nieboskłonu odcinały si ħ ponur Ģ czerni Ģ rozkołysane wichur Ģ konary drzew. Prudence ponownie otworzyła usta, ale gwałtowny podmuch porwał jej okrzyk, a do reszty zagłuszył go trzask grzmotu. Las gi Ģ ł si ħ ku ziemi pod biczami deszczu g ħ stego jak potop. Nawet rozło Ň yste baldachimy sosen nie dawały ochrony przed ulew Ģ . Prudence obj ħ ła ramionami szorstki pie ı i przechyliła głow ħ , nasłuchuj Ģ c, czy przez Ļ wist zawiei i monotonny plusk deszczu nie przebije si ħ zew rozpaczy. Podniosła głow ħ , wystawiaj Ģ c czoło na smagni ħ cia ulewy. Zmagała si ħ z pokus Ģ , by da ę si ħ ponie Ļę dzikiemu urokowi nocnej burzy. Chłon ħ ła wspaniało Ļę grzmotu, l Ļ nienie błyskawicy, uk Ģ szenia letniego deszczu na odsłoni ħ tej skórze. Jak Ň e to ró Ň ne od zwyczajowego sposobu sp ħ dzania takiej pory, kiedy siedziała z ksi ĢŇ k Ģ na wy Ļ ciełanej ławeczce we wn ħ ce okiennej i przyciskała twarz do oprawnych w ołów szybek, po których z drugiej strony spływały w Ģ skie jak sznurki strumyki! Zdj ħ ta pierwotnym pragnieniem, szeroko otworzyła usta, by nałapa ę słodkiego deszczu na chciwy j ħ zyk. Z Ň alem zdała sobie wszak spraw ħ , Ň e nie ma czasu na rozkoszowanie si ħ natur Ģ . Opieszało Ļę mogła kosztowa ę Ň ycie ukochan Ģ istot ħ . Przedarła si ħ wreszcie przez g ħ stw ħ zaro Ļ li na szczycie stoku. Przemokni ħ ta spódnica przywierała jej do nóg, kr ħ puj Ģ c ruchy. Wokół niej Ļ wiszczał wiatr, szarpi Ģ c mokre fałdy. Las rozbrzmiał pot ħŇ nym hukiem. Prudence wzi ħ ła go za kolejny grzmot, lecz kiedy jaskrawy błysk o Ļ wietlił drog ħ u podnó Ň a stoku, poj ħ ła swój bł Ģ d. Potem Ļ wiatło zgasło i ponownie otoczyła j Ģ ciemno Ļę . Wparła obcasy w błotnisty skraj urwiska i wytrzeszczyła oczy, usiłuj Ģ c przebi ę słabym od urodzenia wzrokiem smagany deszczem mrok. Rozró Ň niła zarysy powozu zaprz ħŇ onego w czwórk ħ koni, a nawet pozłacane kontury herbu na drzwiczkach karety, lecz nie poznała, jakiego rodu to godło. Wtem zrozumiała, jaki jest powód nagłego zatrzymania si ħ powozu, i a Ň zachłysn ħ ła si ħ ze zgrozy. Otaczały go sylwetki sze Ļ ciu konnych. Kudłate wierzchowce parskały i ryły niecierpliwymi kopytami ziemi ħ , gdy jeden z napastników, najwyra Ņ niej przywódca, warkn Ģ ł, wydaj Ģ c wo Ņ nicy jaki Ļ rozkaz. Nawet w ciemno Ļ ci widziała blado Ļę twarzy nieszcz ħĻ nika. Ponownie rozległ si ħ grzmot, tym razem w pewnej odległo Ļ ci od w Ģ wozu. Prudence wbiła paznokcie w odsłoni ħ te korzenie drzewa hikorowego, patrz Ģ c, jak jeden z bandytów szarpie drzwiczki powozu, a Ň wypadaj Ģ z zawiasów. Z wn ħ trza dobiegł przera Ņ liwy wrzask kobiecy. Przywódca bandy z wolna podniósł rami ħ . Błyskawica, która wła Ļ nie rozdarła ciemno Ļę , odbiła si ħ mdłym blaskiem w lufie pistoletu. Jednak Prudence nawet nie zauwa Ň yła Ļ mierciono Ļ nego or ħŇ a, bo w tej Ň e chwili inny obraz przyci Ģ gn Ģ ł cał Ģ jej uwag ħ : kł ħ bek szaro-białego puszystego futra, który wystrzelił jak z procy z gał ħ zi zwisaj Ģ cej nad powozem i uczepił si ħ jego dachu. Wrzasn ħ ła: - Sebastian! Zapominaj Ģ c o ostro Ň no Ļ ci, rzuciła si ħ w dół stoku, na poły ze Ļ lizguj Ģ c si ħ , na poły zataczaj Ģ c po błotnistej pochyło Ļ ci. K rzyk z ciemno Ļ ci okazał si ħ zgub Ģ Sebastiana Kerra. Przekr ħ cił si ħ na grzbiecie wierzchowca, szukaj Ģ c Ņ ródła zaskakuj Ģ cego zjawiska: kto Ļ wykrzykn Ģ ł jego imi ħ w Ļ wiecie, gdzie nie nosił Ň adnego miana. W przelotnej chwili obł ħ du niemal uwierzył, Ň e słyszy głos matki, ochrypły z t ħ sknoty i l ħ ku. Potem noc wybuchła hałasem i ruchem szybkim jak my Ļ l. Uk Ģ szony biczyskiem ko ı rzucił si ħ w bok, a wo Ņ nica błyskawicznie, niemal nie ruszaj Ģ c si ħ na ko Ņ le, odwrócił bat w r ħ ku i zamachn Ģ ł si ħ masywn Ģ pałk Ģ , trafiaj Ģ c Sebastiana prosto w brzuch. Pistolet bandyty wystrzelił, rozdzieraj Ģ c mrok jaskrawym Ļ wiatłem. W powietrzu rozszedł si ħ kwa Ļ ny odór prochu, a Sebastian poczuł, Ň e spada z konia i twardo l Ģ duje na go Ļ ci ı cu. Usłyszał trzask ko Ļ ci w nodze, która podwin ħ ła si ħ pod padaj Ģ ce ciało. Przera Ņ liwy wrzask kobiety z powozu wci ĢŇ wiercił mu uszy i przez jedn Ģ szale ı cz Ģ chwil ħ po Ň ałował, Ň e jej nie zastrzelił. Pozostałe konie stan ħ ły d ħ ba i rozpierzchły si ħ w mroku, obryzguj Ģ c le ŇĢ cego i powóz lepkim błotem. Zakapturzeni je Ņ d Ņ cy pochylili si ħ nisko nad grzywami swoich wierzchowców. Sebastian zamarł w oczekiwaniu na Ļ miertelny cios biczyska. Zamiast tego wo Ņ nica zdzielił zaprz Ģ g, a Ň zwierz ħ ta ruszyły z kopyta, poci Ģ gaj Ģ c kolebi Ģ cy si ħ w kału Ň ach powóz. Karoca odjechała. Przez pewien czas słycha ę było dudnienie, potem zapadła cisza, przerywana tylko rytmicznym werblem deszczu i słabym echem grzmotu ucichaj Ģ cej burzy. 3 Sebastian le Ň ał w błocie, na wpół nieprzytomny z bólu. Do rozchylonych ust ciekły stru Ň ki ulewy. Czy to naprawd ħ matka wykrzykn ħ ła jego imi ħ ? Zamkn Ģ ł oczy i przywołał z pami ħ ci melodyjny głos wypowiadaj Ģ cy francuskie słowa. Poczuł na czole mu Ļ ni ħ cie czułej dłoni, która zawsze niosła ukojenie. W miar ħ , jak mijał ból uderzenia, wracał mu oddech, a wraz z nim Ļ wiadomo Ļę pulsuj Ģ cego bólu w kostce. Có Ň z niego za głupiec! To na pewno wołał go ojciec. Zacisn Ģ ł silniej powieki, jak gdyby mógł w ten sposób powstrzyma ę fal ħ bólu, która w ħ drowała w gór ħ nogi. W uszach dzwoniło echo charakterystycznego, burcz Ģ cego akcentu Szkota z Pogórza. „Sebastian! Idiotyczne imi ħ , w sam raz dla takiego głupka!”. Drgn Ģ ł, pod Ļ wiadomie oczekuj Ģ c kopniaka wymierzonego zabłoconym buciorem w obolał Ģ kostk ħ , ale jedynie deszcz chłostał go g ħ stymi strugami, wi ħ c otworzył oczy i wrócił do rzeczywisto Ļ ci. Poczuł zimno i błotnist Ģ papk ħ pod łokciami. Gardło Ļ cisn ħ ła mu fala pogardy dla tchórzliwych kompanów, którzy umkn ħ li i zostawili go na pastw ħ niepewnego losu. Zaraz jednak zdusił niech ħę , pami ħ taj Ģ c, Ň e sam wbijał im do głowy t ħ nauk ħ : „Nigdy nie ryzykujcie, czekaj Ģ c na rannych. Ten, który upadł, to stryczek dla kolegi, który jeszcze mo Ň e ucieka ę !”. Dzisiaj dowiedli, Ň e s Ģ poj ħ tnymi uczniami. Nie powinien ich za to przeklina ę ! Sebastian skrzywił si ħ na my Ļ l o uniesionych w drwi Ģ cym grymasie brwiach D’Artana, gdy banda powróci do Edynburga z pustymi r ħ kami. Zgi Ģ ł si ħ wpół, gdy ogarn ħ ła go fala mdło Ļ ci. Noc zacz ħ ła si ħ kiepsko - najpierw nieoczekiwana burza, potem za Ļ pierwszy powóz, który zaczepili, nie zatrzymał si ħ , a nast ħ pnym powoził uparty zabijaka, wierny otyłej, nazbyt wrzaskliwej matronie. Na dobitk ħ za Ļ po stoku zbiegła znienacka tajemnicza posta ę ... Uniósł si ħ na łokciach i wyt ħŇ ył wzrok, by przebi ę nim kurtyn ħ deszczu. Kilka metrów dalej taplała si ħ w błocie młoda dziewczyna w poplamionej aksamitnej sukni. Wokół twarzy zwisały mokre str Ģ ki włosów. Niepomna na ulewny deszcz, siedziała z pochylon Ģ głow Ģ , Sebastian u Ļ wiadomił sobie nagle, Ň e równie mało uwagi zwraca na niego. Mruczała pieszczotliwym głosem jego imi ħ , ale kierowała je do nastroszonego futrzanego kł ħ bka, który tuliła do piersi! Poczuł w gardle dziwny skurcz, słysz Ģ c, jak powtarza je tonem niekłamanego uwielbienia. Nawet urodziwe angielskie metresy, które przecie Ň wprost rzucały mu si ħ na szyj ħ , nie wypowiadały go z takim uczuciem w czasie licznych, acz krótkotrwałych romansów! Przez ułamek chwili czuł dławi Ģ c Ģ zazdro Ļę o kociaka wtulonego w ramiona dziewczyny, która głaskała przemokni ħ te futerko, łagodnie karc Ģ c ulubie ı ca: - Ale Ň z ciebie niedobre stworzenie, Sebastianie! Wsz ħ dzie ci ħ szukałam... bałam si ħ , Ň e to Borys znowu ci ħ gdzie Ļ zawlókł! Kociak miaukn Ģ ł obra Ň onym głosem, jak gdyby sama my Ļ l stanowiła ujm ħ dla jego godno Ļ ci. Ziewn Ģ ł, otwieraj Ģ c ró Ň owy w Ļ rodku pyszczek tak szeroko, Ň e zdawa ę si ħ mogło, i Ň potrafi połkn Ģę samego siebie. Sebastianowi przemkn ħ ło przez my Ļ l, Ň e wcale by si ħ nie zmartwił, gdyby tak si ħ stało. Odchrz Ģ kn Ģ ł znacz Ģ co, przenosz Ģ c poirytowane spojrzenie z kociaka na dziewczyn ħ . Jej oczy błyskawicznie zw ħ ziły si ħ w szparki. Spogl Ģ dała na niego z grymasem zaskoczenia. ĺ ciskaj Ģ c kotka, zacz ħ ła si ħ gramoli ę w jego stron ħ . Przeczołgała si ħ przy tym przez jego obolał Ģ kostk ħ . - Ojej, jest pan ranny? ĺ cisn Ģ ł nog ħ , a palce a Ň zbielały mu z wysiłku, by stłumi ę okrzyk. - Teraz to ju Ň na pewno! - sykn Ģ ł sarkastycznie. Dziewczyna ponownie opadła na kolana. - Mo Ň e powinnam pobiec po szeryfa? To mój znajomy, wie pan? J ħ kn Ģ ł przeci Ģ gle, zastanawiaj Ģ c si ħ , czy ta koszmarna noc nigdy si ħ nie sko ı czy. - Owszem, potrafi ħ to sobie łatwo wyobrazi ę ! Kociak wywin Ģ ł si ħ z obj ħę dziewczyny i pobiegł prosto do nóg Sebastiana. Wbił pazurki ostre jak szpileczki w fałdy kiltu, a Ň Sebastian mimo woli zaskowyczał z bólu. Dziewczyna złapała ulubie ı ca i odci Ģ gn ħ ła go, ale kot nadal trzymał si ħ pazurkami tartanu, zadzieraj Ģ c niebezpiecznie wysoko kraj spódniczki. - Och, ty niegrzeczne stworzenie! Znowu rozrabiasz? Prosz ħ mu wybaczy ę , sir. L ħ kam si ħ , Ň e natura obdarzyła Sebastiana przewrotnym duchem. To niepoprawny psotnik i taki ju Ň chyba zostanie. - Mnie samego oskar Ň ano o podobn Ģ skaz ħ charakteru - mrukn Ģ ł w roztargnieniu, bo cał Ģ uwag ħ skupił na ol Ļ niewaj Ģ co białej skórze dziewczyny. Pochylała si ħ nad nim, usiłuj Ģ c wyłuska ę kotka z wełnianych fałd. Wreszcie odniosła sukces i wyprostowała si ħ , wygładzaj Ģ c palcami ubłocony tartan. Utkwiła wzrok w le ŇĢ cym i znieruchomiała. - Wiem, kim pan jest - oznajmiła szeptem. - Tym, którego zw Ģ Straszliwym Szkotem, Bandyt Ģ 4 Kirkpatrickiem, prawda? Jej spojrzenie padło na jedwabn Ģ mask ħ , która zakrywała górn Ģ połow ħ twarzy m ħŇ czyzny. Si ħ gn ħ ła do niej r ħ k Ģ . Sebastian chwycił smukły przegub stalowymi palcami i zatrzymał w pół gestu. - Prosz ħ bardzo, niech Ň e mnie pani nazywa po prostu „Straszliwym”... Poj ħ ła aluzj ħ i cofn ħ ła dło ı . Kiedy poczuł, Ň e jej ciało wiotczeje rozwarł palce. Nie zbita z tropu jego niech ħ ci Ģ do odkrycia własnej to Ň samo Ļ ci, dziewczyna uniosła si ħ na czworakach i przysun ħ ła twarz do zamaskowanego oblicza, badawczo mu si ħ przygl Ģ daj Ģ c. Spłoszony Sebastian ujrzał w jej oczach nie obaw ħ , lecz - podniecenie. Przyszło mu do głowy, Ň e powinien odgoni ę natr ħ tn Ģ jak mucha pannic ħ , lecz zdawał sobie spraw ħ , Ň e ona jest jego jedynym ratunkiem, je Ļ li nie chce sczezn Ģę marnie na zimnym, zabłoconym go Ļ ci ı cu. - Czytałam o panu! - ci Ģ gn ħ ła głosem przepojonym trwo Ň nym szacunkiem. - Postrach granicy hrabstwa Northumberland... upiór bez twarzy, który wi ħ zi w p ħ tach terroru zarówno Angli ħ , jak i Szkocj ħ . ĺ miertelna zaraza. Przekle ı stwo aparatu sprawiedliwo Ļ ci obu narodów. Ponure widmo chciwo Ļ ci i dziko Ļ ci, które nadal drzemi Ģ w cywilizowanej duszy człowieka współczesnego. ņ aden podró Ň ny na naszych go Ļ ci ı cach nie mo Ň e si ħ czu ę bezpieczny, póki pan grasuje. ņ aden herb szlachecki nie chroni przed pana napa Ļ ci Ģ . Rabuje pan, porywa i bezcze Ļ ci... - Na domiar złego oszukuj ħ przy grze w wista! - przerwał w obawie, Ň e uniesiona własn Ģ recytacj Ģ panna zemdleje z ekstazy. - Co prawda nie potrafi ħ zdusi ę podziwu dla biegło Ļ ci pami ħ ci, która zachowała tak szczegółowe, acz wielce przesadzone opisy mojej zbrodniczej działalno Ļ ci, lecz w chwili obecnej jestem tylko rannym, który le Ň y na deszczu ze złaman Ģ nog Ģ , a głowa p ħ ka mu z bólu. Nieopodal jest szałas pasterski. Pomo Ň e mi pani tam doj Ļę ? Pochyliła si ħ jeszcze ni Ň ej. Jej szeroko rozwarte oczy patrzyły na niego z nadziej Ģ . - Czy pan mnie porywa? - Nie. Po jej obliczu rozlał si ħ wyraz rozczarowania. - No, wi ħ c dobrze! - Wyci Ģ gn Ģ ł pistolet zza pazuchy i wymierzył prosto w jej pier Ļ . - Masz mi pomóc! Pomogła mu. Wsun ħ ła kociaka do kieszeni, ale zacz Ģ ł si ħ drze ę w niebogłosy, wi ħ c pospiesznie wyłowiła go z powrotem, mamrocz Ģ c co Ļ o szpilkach do włosów. Wsadziła nastroszone stworzonko do drugiej kieszeni, otoczyła ramieniem plecy Sebastiana i pomogła mu podnie Ļę si ħ na nogi. Zadziwiła go jej siła. Była o cał Ģ głow ħ ni Ň sza od niego, lecz smukłe kształty kryły w sobie gracj ħ spr ħŇ yst Ģ jak stal. St Ģ pała pewnie i nawet wtedy, gdy on si ħ potkn Ģ ł, ona nie traciła równowagi. Raz uderzył si ħ złaman Ģ nog Ģ o wyst ħ p skalny i byłby si ħ osun Ģ ł na ziemi ħ , gdyby nie podtrzymała go ramieniem owini ħ tym wokół pasa. Wreszcie dobrn ħ li do płytkiego potoku. W Ļ rodku przeprawy zatrzymał si ħ , niezdolny zrobi ę nast ħ pnego kroku. Stali w rw Ģ cym nurcie spleceni jak kochankowie - dziewcz ħ ce ramiona wci ĢŇ podtrzymywały go w pasie, on oparł zn ħ kane czoło o gładki policzek. Deszcz omywał oboje, jakby stapiał ich w nierozerwaln Ģ cało Ļę . - Nie mog ħ dalej! - wydyszał w jej mokre sploty, a wyczerpanie i ból sprawiły, Ň e z jego głosu znikn Ģ ł akcent wykształconego Ļ wiatowca, a tym wyra Ņ niej zabrzmiało charakterystyczne burczenie. - Zostaw mnie tutaj i wracaj do domu, dzieweczko! Zrób to, zanim moja głupota sprowadzi Ļ mier ę na nas oboje. - Bzdura! - odpowiedziała szorstko. - Mówiłe Ļ , Ň e szałas jest tu Ň za wzniesieniem. Po prostu si ħ tam wdrapiemy. - Nieco go otrze Ņ wiła jej praktyczna rzeczowo Ļę . - Có Ň by to była ze mnie za chrze Ļ cijanka, gdybym ci ħ zostawiła na pewn Ģ zagład ħ ? - Cholernie m Ģ dra, ot co! Mokre li Ļ cie za Ļ cielaj Ģ ce stok zamieniły wspinaczk ħ w koszmar. Niejeden raz dziewcz ħ ca dło ı zaciskała si ħ na jego dłoni, by skierowa ę j Ģ ku wystaj Ģ cym z gruntu pał Ģ kowatym korzeniom, których mógł si ħ uchwyci ę i pod Ņ wign Ģę omdlewaj Ģ ce ciało. Kiedy byli ju Ň niemal u szczytu, zraniona kostka załamała si ħ pod nim. Upadł i zsun Ģ ł si ħ prawie do połowy zbocza. Kiedy toczył si ħ w dół, maska spadła mu z twarzy, ale nie był ju Ň w stanie si ħ tym przej Ģę . Le Ň ał z policzkiem przyci Ļ ni ħ tym do czarnego błota, z ulg Ģ zapadaj Ģ c si ħ w mgł ħ ot ħ pienia. Dziewczyna dobiegła do niego i chwyciła za szarf ħ zawi Ģ zan Ģ w pasie. Ból spowodowany mocnym szarpni ħ ciem przywołał go do przytomno Ļ ci. Cierpienie fizyczne sprawiło, Ň e zalała go fala gniewu. Podniósł głow ħ i rykn Ģ ł: - Dziewczyno, daj mi spokój, do cholery! Albo, Bóg mi Ļ wiadkiem, zastrzel ħ ci ħ ! - B ħ dziesz miał z tym pewien kłopot, bo to ja mam twój pistolet. Jego całkiem ju Ň otrze Ņ wiało spojrzenie natrafiło na ciemny otwór lufy, która mierzyła prosto w niego. 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|