[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
 BORIS AKUNIN PELAGIA I CZARNY MNICH ??????? ? ?????? ????? KRYMINAĹ PROWINCJONALNY II PrzeĹoĹźyĹ: Wiktor DĹuski Wydanie polskie: 2004  Prolog Pojawia siÄ Wasilisk    ...kilkoma dĹugimi krokami podszedĹ do zakonnicy. WyjrzaĹ przez okno, zobaczyĹ spienione konie, rozcheĹstanego czerĹca i groĹşnie zmarszczyĹ krzaczaste brwi.    Pelagia zameldowaĹa przewielebnemu pĂłĹgĹosem:    â ZawoĹaĹ do mnie: âMateczko, nieszczÄĹcie! On juĹź tu jest! Gdzie wĹadyka?â    Przy sĹowie ânieszczÄĹcieâ Mitrofaniusz ze zrozumieniem pokiwaĹ gĹowÄ
, jakby dziĹ, tego bezmiernie dĹugiego dnia, ktĂłry w Ĺźaden sposĂłb nie chciaĹ siÄ zakoĹczyÄ, nie liczyĹ na nic innego. SkinÄ
Ĺ palcem na oberwanego, zakurzonego zwiastuna (samo jego zachowanie, a takĹźe wykrzyczane przezeĹ sĹowa ĹwiadczyĹy jasno, Ĺźe Ăłw mnich, ktĂłry przyleciaĹ tu nie wiadomo skÄ
d, jest wĹaĹnie zwiastunem, i to z tych niedobrych): ano wejdĹş tu na gĂłrÄ. Â Â Â KrĂłtko, ale gĹÄboko, do ziemi prawie, pokĹoniwszy siÄ biskupowi, czerniec rzuciĹ wodze i popÄdziĹ do gmachu sÄ
du, roztrÄ
cajÄ
c wychodzÄ
cÄ
po procesie publicznoĹÄ. Widok sĹugi BoĹźego z goĹÄ
gĹowÄ
i czoĹem podrapanym do krwi byĹ tak niezwykĹy, Ĺźe ludzie oglÄ
dali siÄ, jedni z ciekawoĹciÄ
, inni z niepokojem. Burzliwe dyskusje na temat dopiero co zakoĹczonego posiedzenia i zadziwiajÄ
cego wyroku ustaĹy. WyglÄ
daĹo na to, Ĺźe szykuje siÄ, a moĹźe nawet juĹź nastÄ
piĹo, jakieĹ nowe Wydarzenie. Â Â Â Tak to juĹź bywa w takich cichych zatoczkach jak nasz spokojny ZawoĹĹźsk: piÄÄ albo dziesiÄÄ lat cisza, spokĂłj, senne odrÄtwienie, aĹź tu nagle jeden po drugim takie huragany siÄ zrywajÄ
, Ĺźe dzwonnice gnÄ
siÄ do ziemi. Â Â Â WysĹannik nieszczÄĹcia wbiegĹ po biaĹych marmurowych schodach. Na gĂłrnym podeĹcie, pod wagÄ
, ktĂłrÄ
trzymaĹa w rÄku Temida z opaskÄ
na oczach, zawahaĹ siÄ trochÄ, bo nie od razu siÄ zorientowaĹ, dokÄ
d ma skrÄciÄ, na prawo czy na lewo, ale szybko dojrzaĹ w odlegĹym koĹcu poczekalni grupkÄ stoĹecznych korespondentĂłw i dwie obleczone w czerĹ postaci, duĹźÄ
i maĹÄ
: wĹadykÄ Mitrofaniusza, a przy nim siostrzyczkÄ w okularach â tÄ, co przed chwilÄ
staĹa w oknie. Â Â Â ĹomoczÄ
c buciorami po podĹodze, aĹź echo niosĹo, mnich rzuciĹ siÄ do archijereja i juĹź z daleka zawyĹ: Â Â Â â WĹadyko, on juĹź tu jest! BliziusieĹko! Za mnÄ
nadciÄ
ga! Ogromny! Czarny! Â Â Â Petersburscy i moskiewscy dziennikarze â wĹrĂłd ktĂłrych byĹy teĹź prawdziwe gwiazdy tego zawodu, przybyĹe do ZawoĹĹźska z okazji gĹoĹnego procesu â gapili siÄ ze zdumieniem na cudacznego zakonnika. Â Â Â â Kto nadciÄ
ga? Kto czarny? â zagrzmiaĹ przewielebny. â MĂłw jasno. I ktoĹ ty? SkÄ
d? Â Â Â â Pokorny czerniec Antipa z Araratu. â SpĹoszony przybysz pokĹoniĹ siÄ skwapliwie i wyciÄ
gnÄ
Ĺ rÄkÄ, Ĺźeby zerwaÄ z gĹowy skufiÄ, ale skufii nie byĹo, gdzieĹ jÄ
zgubiĹ. â Wasilisk nadchodzi, a niby kto?! On, OrÄdownik nasz! Z pustelni odszedĹ. KaĹź, wĹadyko, w dzwony biÄ, ikony ĹwiÄte wystawiÄ! SpeĹnia siÄ proroctwo Janowe! âOto przychodzÄ rychĹo, a zapĹata moja ze mnÄ
jest, abym oddaĹ kaĹźdemu wedle uczynkĂłw jegoâ! Koooniec! â zawyĹ mnich. â Wszystkiego koniec! Â Â Â Na ludziach stoĹecznych wraĹźenia to nie zrobiĹo, nie przestraszyli siÄ wiadomoĹci o koĹcu Ĺwiata, tylko nadstawili uszu i przysunÄli siÄ do mnicha, ale posĹugacz sÄ
dowy, ktĂłry juĹź zaczÄ
Ĺ machaÄ w korytarzu miotĹÄ
, zamarĹ w miejscu od tego dziwnego krzyku, upuĹciĹ swoje narzÄdzie i przeĹźegnaĹ siÄ. Â Â Â A zwiastun Apokalipsy z rozpaczy i przeraĹźenia juĹź nie byĹ zdolny do artykuĹowanej mowy â zatrzÄ
sĹ siÄ caĹym ciaĹem, a po zapylonej, zaroĹniÄtej twarzy pociekĹy mu Ĺzy. Â Â Â Jak zawsze w krytycznych chwilach przewielebny przejawiĹ rzeczowoĹÄ i zdecydowanie. Zgodnie z pradawnÄ
receptÄ
, w myĹl ktĂłrej najlepszy Ĺrodek na histeriÄ to daÄ porzÄ
dnie w gÄbÄ, Mitrofaniusz potÄĹźnÄ
swojÄ
prawicÄ
wlepiĹ szlochajÄ
cemu dwa soczyste policzki i mnich od razu przestaĹ siÄ trzÄ
ĹÄ i wyÄ. ZamrugaĹ oczami, czknÄ
Ĺ. Biskup, idÄ
c za ciosem, chwyciĹ goĹca za koĹnierz i powlĂłkĹ do najbliĹźszych drzwi, za ktĂłrymi mieĹciĹo siÄ archiwum sÄ
dowe. Pelagia jÄknÄĹa ĹźaĹoĹnie na dĹşwiÄk policzka i podreptaĹa w Ĺlad za nimi. Â Â Â Archiwista z okazji zamkniÄcia posiedzenia zamierzaĹ wĹaĹnie uraczyÄ siÄ herbatkÄ
, ale biskup tylko brwiÄ
poruszyĹ â urzÄdnika jakby wiatr zdmuchnÄ
Ĺ i trzy duchowne osoby zostaĹy w urzÄdowym pomieszczeniu same. Â Â Â WĹadyka posadziĹ pochlipujÄ
cego AntipÄ na krzeĹle, podsunÄ
Ĺ mu pod nos szklankÄ z ledwie napoczÄtÄ
herbatÄ
â pij. OdczekaĹ, pĂłki mnich, stukajÄ
c o szkĹo zÄbami, nie zwilĹźy ĹciĹniÄtego gardĹa, i zapytaĹ niecierpliwie: Â Â Â â No, co tam siÄ u was w Araracie staĹo? Opowiadaj. Â Â Â Korespondenci tymczasem zebrali siÄ pod zamkniÄtymi drzwiami. Postali jakiĹ czas, na wszelkie sposoby powtarzajÄ
c zagadkowe sĹowa âWasiliskâ i âAraratâ, a potem zaczÄli siÄ powoli rozchodziÄ, wciÄ
Ĺź gubiÄ
c siÄ w domysĹach. Co zresztÄ
zrozumiaĹe â byli to wszystko ludzie przyjezdni, w naszych zawoĹĹźaĹskich ĹwiÄtoĹciach i legendach niezorientowani. Miejscowi od razu wiedzieliby, o czym mowa. Â Â Â Ale Ĺźe i wĹrĂłd naszych czytelnikĂłw mogÄ
siÄ znaleĹşÄ osoby postronne, ktĂłre w guberni zawoĹĹźskiej nigdy nie bywaĹy, a nawet, byÄ moĹźe, o niej w ogĂłle nie sĹyszaĹy, to zanim opiszemy rozmowÄ, do jakiej doszĹo w pomieszczeniu archiwum, poczynimy pewne objaĹnienia, ktĂłre mogÄ
siÄ wydaÄ zbyt obszerne, lecz dla zrozumienia dalszej czÄĹci opowieĹci sÄ
absolutnie konieczne. Â Â Â * * * Â Â Â Od czego by tu zaczÄ
Ä?    Chyba od Araratu. DokĹadniej â od Nowego Araratu, monasteru Nowoararackiego, bardzo sĹawnego ĹwiÄtego przybytku, poĹoĹźonego na najdalszej pĂłĹnocy naszej rozlegĹej, ale sĹabo zaludnionej guberni. Tam, wĹrĂłd wĂłd Jeziora Modrego, dla swych rozmiarĂłw podobniejszego do morza (lud tak je wĹaĹnie nazywa: Modre Morze), na poroĹniÄtych lasem wyspach, z dawien dawna chronili siÄ przed ziemskim zgieĹkiem i ludzkÄ
zĹoĹciÄ
ĹwiÄci starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadaĹ w zapuszczenie, tak Ĺźe na caĹym archipelagu, w samotnych celkach i eremach, przebywaĹa tylko maleĹka garstka anachoretĂłw, nigdy jednak do koĹca nie opustoszaĹ, nawet w czasach smuty. Â Â Â ByĹa pewna szczegĂłlna przyczyna takiej ĹźywotnoĹci, a przyczyna owa miaĹa na imiÄ Pustelnia Wasiliskowa, o niej jednak opowiemy trochÄ niĹźej, poniewaĹź pustelnia zawsze istniaĹa jakby niezaleĹźnie od wĹaĹciwego klasztoru. Ten zaĹ w dziewiÄtnastym stuleciu, w sprzyjajÄ
cych warunkach naszego w spokoju i Ĺadzie upĹywajÄ
cego czasu, zaczÄ
Ĺ jakoĹ wyjÄ
tkowo wspaniale rozkwitaÄ â z poczÄ
tku dziÄki modzie na pĂłĹnocne ĹwiÄ
tynie, ktĂłra upowszechniĹa siÄ wĹrĂłd zamoĹźnych pielgrzymĂłw, a caĹkiem ostatnio â staraniem obecnego archimandryty Witalisa II, tak nazywanego, poniewaĹź w poprzednim stuleciu byĹ juĹź w klasztorze przeor tego samego imienia. Â Â Â Ten niepospolity sĹuga KoĹcioĹa doprowadziĹ Nowy Ararat do niebywaĹego dotÄ
d rozkwitu. Mianowany zarzÄ
dcÄ
cichego wyspiarskiego monasteru, czcigodny ojciec doszedĹ do sĹusznego wniosku, Ĺźe moda to wietrznica i pĂłki nie obrĂłci wzroku w stronÄ jakiegoĹ innego, nie mniej szacownego przybytku BoĹźego, warto wyciÄ
gnÄ
Ä z napĹywu ofiar wszelkie moĹźliwe poĹźytki. Â Â Â Najpierw zastÄ
piĹ wiÄc dawny klasztorny zajazd, prastary i kiepsko utrzymany â nowym, otworzyĹ doskonaĹÄ
postnÄ
jadĹodajniÄ, zorganizowaĹ przejaĹźdĹźki Ĺodziami po cieĹninkach i zatoczkach, Ĺźeby przyjezdni zamoĹźni ludzie nie spieszyli z wyjazdem z bĹogosĹawionych okolic, ktĂłre urodÄ
, czystym powietrzem i wszelakimi urokami przyrody nie ustÄpujÄ
najlepszym fiĹskim uzdrowiskom. A potem, zrÄcznie wykorzystujÄ
c uzyskanÄ
nadwyĹźkÄ ĹrodkĂłw, zaczÄ
Ĺ powoli tworzyÄ z rozmaitych przedsiÄbiorstw zĹoĹźone i wielce dochodowe gospodarstwo, ze zmechanizowanymi fermami, wytwĂłrniÄ
ikon, flotyllÄ
rybackÄ
, wÄdzarniami i jeszcze fabryczkÄ
wyrobĂłw Ĺźelaznych, produkujÄ
cÄ
najlepsze w Rosji zasuwki do okien. ZbudowaĹ takĹźe wodociÄ
g, a nawet kolejkÄ szynowÄ
od przystani rzecznej do skĹadĂłw. NiektĂłrzy z doĹwiadczonych starcĂłw zaczÄli szemraÄ, Ĺźe Ĺźycie w Nowym Araracie nie zapewnia juĹź zbawienia, ale gĹosy te rozlegaĹy siÄ nieĹmiaĹo i na zewnÄ
trz prawie wcale siÄ nie przedostawaĹy, zagĹuszane raĹşnym stukotem dynamicznego budownictwa. Na gĹĂłwnej wyspie, Kanaanie, przeor zbudowaĹ wiele nowych gmachĂłw i ĹwiÄ
tyĹ, ktĂłre imponowaĹy wielkoĹciÄ
i wspaniaĹoĹciÄ
, chociaĹź zdaniem znawcĂłw architektury nie zawsze wyróşniaĹy siÄ nieposzlakowanÄ
elegancjÄ
. Â Â Â Kilka lat temu nowoararacki âcud gospodarczyâ badaĹa specjalna komisja rzÄ
dowa pod przewodem samego ministra handlu i przemysĹu, przemÄ
drego hrabiego Litte. Wysoka komisja miaĹa sprawdziÄ, czy nie daĹoby siÄ wykorzystaÄ doĹwiadczeĹ tak pomyĹlnego rozwoju ku poĹźytkowi caĹego cesarstwa.    Otóş okazaĹo siÄ, Ĺźe nie. Po powrocie do stolicy hrabia zameldowaĹ NajjaĹniejszemu Panu, Ĺźe ojciec Witalis jest wyznawcÄ
wÄ
tpliwej teorii ekonomicznej, dopatrujÄ
cej siÄ prawdziwego bogactwa kraju nie w zasobach naturalnych, lecz w pracowitoĹci mieszkaĹcĂłw. Dobrze tak mĂłwiÄ archimandrycie, kiedy mieszkaĹcĂłw ma szczegĂłlnych: mnichĂłw, wykonujÄ
cych wszystkie prace jako swoje Äwiczenia zakonne, do tego jeszcze bez Ĺźadnego wynagrodzenia. Stoi taki pracownik przy maszynie do tĹoczenia oleju czy przy tokarce i ani o rodzinie nie myĹli, ani o butelce, tylko jakby nigdy nic duszÄ swojÄ
zbawia. StÄ
d i jakoĹÄ produkcji, i jej niewyobraĹźalna dla konkurentĂłw tanioĹÄ. Â Â Â Dla paĹstwa rosyjskiego ten model ekonomiczny zdecydowanie siÄ nie nadawaĹ, ale w granicach powierzonego ojcu Witalisowi archipelagu przynosiĹ zaiste wspaniaĹe owoce. MoĹźna powiedzieÄ, Ĺźe klasztor ze wszystkimi swoimi osadami, fermami, sĹuĹźbami gospodarczymi przypominaĹ nieduĹźe paĹstwo, moĹźe nie suwerenne, ale w kaĹźdym razie w peĹni samorzÄ
dne i podlegajÄ
ce wyĹÄ
cznie gubernialnemu archijerejowi, przewielebnemu Mitrofaniuszowi.    Liczba zakonnikĂłw i nowicjuszy na wyspach doszĹa za ojca Witalisa do pĂłĹtora tysiÄ
ca, a ludnoĹÄ gĹĂłwnej osady, w ktĂłrej oprĂłcz braci ĹźyĹo takĹźe mnĂłstwo pracownikĂłw najemnych z rodzinami i domownikami, nie ustÄpowaĹa liczebnoĹciÄ
powiatowemu miastu, zwĹaszcza jeĹli doliczyÄ jeszcze pÄ
tnikĂłw, ktĂłrych strumieĹ, wbrew obawom przeora, nie tylko nie wysechĹ, ale jeszcze wielokrotnie siÄ zwiÄkszyĹ. Teraz, kiedy gospodarka klasztorna stanÄĹa mocno na nogach, czcigodny ojciec zapewne chÄtnie obszedĹby siÄ nawet bez pielgrzymĂłw, ktĂłrzy odrywali go tylko od pilnych spraw zwiÄ
zanych z kierowaniem nowoararackÄ
gminÄ
(przecieĹź wĹrĂłd pÄ
tnikĂłw trafiaĹy siÄ i wpĹywowe osoby, wymagajÄ
ce szczegĂłlnych wzglÄdĂłw), lecz na to juĹź Ĺźadnej rady nie byĹo. Ludzie nie po to wÄdrowali i jechali z najdalszych stron, a potem jeszcze przepĹywali klasztornym parowcem ogromne Jezioro Modre, by popatrzeÄ na przemysĹowe dokonania zaradnego pasterza, tylko Ĺźeby pokĹoniÄ siÄ nowoararackim ĹwiÄtoĹciom i pierwszej z nich â Pustelni Wasiliskowej. Â Â Â Ta zresztÄ
byĹa zupeĹnie niedostÄpna dla zwiedzajÄ
cych, jako Ĺźe znajdowaĹa siÄ na niewielkiej, poroĹniÄtej lasem skale, zwanej WyspÄ
RubieĹźnÄ
, leĹźÄ
cej dokĹadnie na wprost Kanaanu, lecz nie od jego strony zamieszkanej, ale od bezludnej. Pielgrzymi przybywajÄ
cy do Nowego Araratu mieli zwyczaj klÄkaÄ nad wodÄ
i naboĹźnie przyglÄ
daÄ siÄ wysepce, gdzie przemieszkiwali, modlÄ
c siÄ za caĹÄ
ludzkoĹÄ, ĹwiÄci pokutnicy.    Ale o Pustelni Wasiliskowej, a takĹźe o jej legendarnym zaĹoĹźycielu, opowiemy, jak obiecaliĹmy, dokĹadniej.    * * *    Dawno, dawno temu, przed szeĹciuset, a moĹźe i oĹmiuset laty (w szczegĂłĹach chronologii Ĺťywot ĹwiÄtego Wasiliska nieco siÄ plÄ
cze), przedzieraĹ siÄ przez dziewicze lasy pewien anachoreta, o ktĂłrym wiadomo na pewno tylko to, Ĺźe zwano go Wasiliskiem, Ĺźe lat juĹź liczyĹ sobie niemaĹo, Ĺźycie przeĹźyĹ trudne, a w poczÄ
tkach swoich jakoĹ wyjÄ
tkowo grzeszne, ale u schyĹku opromienione ĹwiatĹem prawdziwej skruchy i ĹźÄ
dzy zbawienia. Dla odkupienia poprzednich, wystÄpnie przeĹźytych lat mnich zĹoĹźyĹ Ĺlub, Ĺźe obejdzie caĹÄ
ziemiÄ i nie zatrzyma siÄ, aĹź znajdzie miejsce, gdzie bÄdzie mĂłgĹ najlepiej sĹuĹźyÄ Panu. Niekiedy, w jakimĹ ĹwiÄtym klasztorze, bÄ
dĹş teĹź przeciwnie â wĹrĂłd bezboĹźnych pogan, wydawaĹo mu siÄ, Ĺźe oto wĹaĹnie trafiĹ tam, gdzie powinien pozostaÄ pokorny zakonnik Wasilisk, ale szybko starca ogarniaĹy wÄ
tpliwoĹci â a moĹźe kto inny, tu przebywajÄ
c, nie gorzej przysĹuĹźy siÄ NajwyĹźszemu? â i popÄdzany tÄ
myĹlÄ
, niewÄ
tpliwie zsyĹanÄ
mu z gĂłry, ruszaĹ dalej i nigdzie nie znajdowaĹ tego, czego szukaĹ. Â Â Â I oto razu pewnego, rozsunÄ
wszy gÄste gaĹÄzie Ĺwierkowego boru, zobaczyĹ przed sobÄ
modrÄ
wodÄ, ktĂłra rozpoĹcieraĹa siÄ od samego skraju lasu aĹź hen, daleko, po chmurne niebo, z ktĂłrym zlewaĹa siÄ w jedno. Przedtem nie zdarzyĹo siÄ Wasiliskowi widzieÄ naraz tyle wody, toteĹź w prostodusznoĹci swej wziÄ
Ĺ to zjawisko za wielki cud Boski, padĹ wiÄc na kolana i modliĹ siÄ aĹź do zapadniÄcia zmroku, a potem dĹugo jeszcze â w ciemnoĹci. Â Â Â I miaĹ zakonnik widzenie. Ognisty paluch rozciÄ
Ĺ niebo na dwie poĹowy, tak Ĺźe jedna pojaĹniaĹa, a druga poczerniaĹa, i wbiĹ siÄ w spienione z nagĹa wody. I gromowy gĹos obwieĹciĹ Wasiliskowi: âNigdzie wiÄcej nie szukaj. Ruszaj tam, gdzie pokazano. Tam jest miejsce, z ktĂłrego do Mnie blisko. SĹuĹź mi nie poĹrĂłd ludzi, gdzie zamÄt, tylko poĹrĂłd ciszy, a za rok ciÄ wezwÄâ. Â Â Â W bĹogosĹawionej swej prostodusznoĹci mnich nawet nie myĹlaĹ wÄ
tpiÄ w moĹźliwoĹÄ speĹnienia tego dziwacznego ĹźÄ
dania; kazano mu pĂłjĹÄ na Ĺrodek morza, to poszedĹ, a woda uginaĹa siÄ pod nim, ale go utrzymywaĹa, czemu Wasilisk, pamiÄtajÄ
cy o ewangelicznym chodzeniu po wodzie, nie nazbyt siÄ dziwiĹ. SzedĹ sobie i szedĹ, odmawiajÄ
c WierzÄ w Boga przez caĹÄ
noc, a potem i caĹy dzieĹ, aĹź pod wieczĂłr lÄk go ogarnÄ
Ĺ, Ĺźe nie znajdzie poĹrĂłd wodnego pustkowia miejsca, ktĂłre wskazaĹ mu palec. I wtedy czerĹcowi objawiĹ siÄ drugi z rzÄdu cud, co w Ĺźywotach ĹwiÄtych nie zdarza siÄ czÄsto. Â Â Â Kiedy siÄ ĹciemniĹo, starzec ujrzaĹ daleko przed sobÄ
ĹźarzÄ
cÄ
siÄ iskierkÄ i skrÄciĹ ku niej, a po pewnym czasie zobaczyĹ, Ĺźe to sosna, pĹonÄ
ca na szczycie wzgĂłrza, wzgĂłrze zaĹ wznosi siÄ wprost z wody, a za nim jest znowu ziemia, bardziej pĹaska i szeroka (byĹ to obecny Kanaan, najwiÄksza wyspa archipelagu). Â Â Â I osiedliĹ siÄ Wasilisk w pieczarze pod nadpalonÄ
sosnÄ
. PrzeĹźyĹ tam jakiĹ czas w zupeĹnym milczeniu, nieustannie w myĹli zmawiajÄ
c modlitwy, a rok potem Pan Nasz dopeĹniĹ obietnicy: przyjÄ
Ĺ skruszonego grzesznika do siebie i daĹ mu miejsce przy swoim tronie. PustelniÄ zaĹ, a potem powstaĹy w jej sÄ
siedztwie klasztor, nazwano Nowym Araratem na czeĹÄ gĂłry, ktĂłra samotnie wznosiĹa siÄ nad wodami i uratowaĹa sprawiedliwych, kiedy âwezbraĹy wody i bardzo wylaĹy i wszystko napeĹniĹy na wierzchu ziemiâ. Â Â Â Ĺťywot nie wyjaĹnia, skÄ
d nastÄpcy Wasiliska dowiedzieli siÄ o Cudzie z Paluchem, skoro starzec zachowaĹ tak bezwzglÄdne milczenie, ale bÄ
dĹşmy wyrozumiali dla starego podania. RobiÄ
c ustÄpstwo na rzecz naszego sceptycznego i racjonalistycznego stulecia, dopuszczamy nawet moĹźliwoĹÄ, Ĺźe ĹwiÄty zaĹoĹźyciel pustelni dotarĹ do wysepki nie cudownie idÄ
c po wodzie, tylko na jakiejĹ tratwie bÄ
dĹş, powiedzmy, wydrÄ
Ĺźonym pniu â niech bÄdzie. Ale mamy fakt niezaprzeczalny, sprawdzony przez wiele pokoleĹ i, jeĹli wola, nawet potwierdzony dokumentalnie: Ĺźaden z pustelnikĂłw osiadĹych w podziemnych celach Pustelni Wasiliskowej nie czekaĹ dĹugo na wezwanie BoĹźe. Po póŠroku, po roku, najwyĹźej po pĂłĹtora wszyscy ĹaknÄ
cy zbawienia wybraĹcy osiÄ
gali to, czego pragnÄli, i zostawiwszy za sobÄ
koĹciste, doczesne szczÄ
tki, wynosili siÄ z krĂłlestwa ziemskiego w inne, niebieskie. I nie byĹa to sprawa skÄ
pego poĹźywienia czy surowego klimatu. Znamy przecieĹź wiele innych pustelni, gdzie pokutnicy dokonywali jeszcze wiÄkszych wyczynĂłw pustelniczej ascezy i zacieklej umartwiali swe ciaĹa, tyle Ĺźe Pan wybaczaĹ im i powoĹywaĹ ich do siebie znacznie mniej pospiesznie. Â Â Â Dlatego wĹaĹnie rozszedĹ siÄ sĹuch, Ĺźe ze wszystkich miejsc na ziemi Pustelnia Wasiliskowa jest najbliĹźsza Bogu, Ĺźe leĹźy na samej rubieĹźy krĂłlestwa niebieskiego i stÄ
d jej druga nazwa: Wyspa RubieĹźna. NiektĂłrzy z tych, co po raz pierwszy odwiedzali archipelag, sÄ
dzili, Ĺźe nazwano tak wyspÄ ze wzglÄdu na sÄ
siedztwo z Kanaanem, gdzie stojÄ
wszystkie ĹwiÄ
tynie i gdzie przebywa archimandryta. Ale wysepka byĹa blisko nie archimandryty, lecz Pana Boga. Â Â Â MieszkaĹo zawsze w tej pustelni nie wiÄcej niĹź tylko trzech szczegĂłlnie zasĹuĹźonych starcĂłw i dla mnichĂłw z Nowego Araratu nie byĹo wiÄkszego zaszczytu niĹź dokoĹczyÄ swej ziemskiej drogi w tamtejszych pieczarach, na koĹciach poprzednich sprawiedliwych. Â Â Â OczywiĹcie wcale nie wszyscy bracia rwali siÄ, by szybko wstÄ
piÄ do innego krĂłlestwa, dlatego Ĺźe i wĹrĂłd mnichĂłw jest wielu takich, ktĂłrym Ĺźycie doczesne wydaje siÄ bardziej pociÄ
gajÄ
ce od wiecznego. Wolentarzy jednak nie brakowaĹo nigdy, przeciwnie â zawsze czekaĹa caĹa kolejka spragnionych, w ktĂłrej, jak to w kaĹźdej kolejce, zdarzaĹy siÄ kĹĂłtnie, spory i nawet caĹkiem powaĹźne intrygi â tak bardzo chcieli niektĂłrzy mnisi przepĹynÄ
Ä jak najszybciej wÄ
skÄ
cieĹninkÄ dzielÄ
cÄ
Kanaan od Wyspy RubieĹźnej. Â Â Â Z trzech pokutnikĂłw jeden byĹ uwaĹźany za przeĹoĹźonego i wyĹwiÄcany na igumena. Tylko jemu reguĹa pustelni pozwalaĹa otwieraÄ usta â dla wypowiedzenia nie wiÄcej niĹź piÄciu sĹĂłw, przy czym cztery powinny koniecznie pochodziÄ z Pisma ĹwiÄtego, a tylko jedno mogĹo byÄ dowolne â i w nim to mieĹciĹ siÄ zwykle gĹĂłwny sens wypowiedzi. PowiadajÄ
, Ĺźe w dawnych czasach schiigumenowi, przeĹoĹźonemu pustelnikĂłw, nawet tego nie byĹo wolno, ale kiedy na Kanaanie odrodziĹ siÄ monaster, poboĹźni starcy juĹź nie tracili czasu na zdobywanie skÄ
pego poĹźywienia â jagĂłd, korzonkĂłw i robakĂłw (wiÄcej niejadalnego na Wyspie RubieĹźnej, jak pamiÄÄ siÄga, nie byĹo), tylko otrzymywali wszystko, co potrzebne, z klasztoru. Teraz ĹwiÄci pokutnicy spÄdzali czas na wyrzynaniu cedrowych róşaĹcĂłw, za ktĂłre pielgrzymi pĹacili monasterowi niemaĹe pieniÄ
dze â zdarzaĹo siÄ, Ĺźe do trzydziestu rubli za sznur.    Raz na dzieĹ do RubieĹźnej podpĹywaĹa ĹĂłdka â Ĺźeby zabraÄ róşaĹce i wyĹadowaÄ zamĂłwione rzeczy. Do ĹĂłdki wychodziĹ przeĹoĹźony pustelni i wygĹaszaĹ krĂłtki cytat, zawierajÄ
cy w sobie proĹbÄ, zwykle praktycznego charakteru: o dostarczenie jakichĹ zapasĂłw albo lekarstw, albo obuwia, albo ciepĹego okrycia. Starzec mĂłwiĹ na przykĹad: âPrzynieĹ mi i daj koĹdrÄâ albo âNiechaj przyniesie wodÄ gruszowÄ
â. W tym wypadku poczÄ
tek wypowiedzi pochodzi z KsiÄgi Rodzaju, z wersu, w ktĂłrym Izaak zwraca siÄ do swego syna Ezawa, ostatnie zaĹ sĹowo dotyczy codziennej potrzeby. ĹĂłdkarz zapamiÄtywaĹ to, co mu powiedziano, i przekazywaĹ sĹowo w sĹowo ojcu ekonomowi i ojcu szafarzowi, a ci dopiero starali siÄ przeniknÄ
Ä sens, czasami bez powodzenia. WeĹşmy choÄby owÄ
âwodÄ gruszowÄ
â. OpowiadajÄ
, Ĺźe raz przeĹoĹźony eremitĂłw, pokazujÄ
c kostur jednego ze starcĂłw, oznajmiĹ posÄpnie: âI rozpukĹy siÄ wszystkie wnÄtrznoĹci jegoâ. Kierownictwo klasztoru dĹugo przeglÄ
daĹo Pismo, aĹź znalazĹo te sĹowa w Dziejach Apostolskich, gdzie opisane jest samobĂłjstwo godnego pogardy Judasza, i przeraziĹo siÄ bardzo, Ĺźe pustelnik dopuĹciĹ siÄ na sobie najstraszniejszego z grzechĂłw Ĺmiertelnych. Przez trzy dni bito w dzwony, poszczono najsurowiej i odprawiano naboĹźeĹstwa za oczyszczenie od zĹa, a potem okazaĹo siÄ, Ĺźe starcowi przydarzyĹa siÄ tylko biegunka i igumen prosiĹ o przysĹanie odwaru z gruszy. Â Â Â Kiedy najstarszy z pustelnikĂłw mĂłwiĹ wioĹlarzowi: âPozwalasz odejĹÄ sĹudze swemuâ, oznaczaĹo to, Ĺźe jeden pokutnik zostaĹ dopuszczony do Pana, i powstaĹy w ten sposĂłb wakat natychmiast zajmowaĹ nowy wybraniec spoĹrĂłd oczekujÄ
cych swojej kolejki. Niekiedy fatalne sĹowa wypowiadaĹ nie schiigumen, tylko jeden z dwĂłch pozostaĹych milczkĂłw. W ten sposĂłb w klasztorze dowiadywano siÄ, Ĺźe poprzedni starzec zostaĹ powoĹany do ĹwiÄtego Przybytku, a pustelnia ma teraz nowego przeĹoĹźonego. Â Â Â Pewnego razu, lat temu sto, na jednego z pustelnikĂłw napadĹ niedĹşwiedĹş, ktĂłry przypĹynÄ
Ĺ z ktĂłrejĹ z odlegĹych wysp, i zaczÄ
Ĺ szarpaÄ nieszczÄĹnika. Ten zaĹ, niewiele myĹlÄ
c, zakrzyczaĹ: âBracia, bracia!â PrzybiegĹo dwĂłch pozostaĹych, razem przegnali krzywoĹapego kosturami, ale potem ĹźyÄ z towarzyszem, ktĂłry naruszyĹ Ĺlub milczenia, nie Ĺźyczyli sobie â odesĹali go do monasteru, przez co wygnaniec upadĹ na duchu i wkrĂłtce umarĹ, wiÄcej ani razu nie otworzywszy ust, ale czy dopuszczono go przed jasne oczy Pana, czy teĹź przebywa wĹrĂłd dusz potÄpionych â nie wiadomo. Â Â Â Co jeszcze powiedzieÄ o mieszkaĹcach pustelni? Chodzili w czarnym stroju, ktĂłry byĹ czymĹ w rodzaju grubo tkanego worka przepasanego sznurem. Kaptury nosili wÄ
skie, opuszczone aĹź na twarz i zszyte bokami, na znak peĹnego odciÄcia od marnoĹci Ĺwiata. Dla oczu w tym spiczastym koĹpaku wycinano dwie dziurki. JeĹli pÄ
tnicy, modlÄ
cy siÄ na kananejskim brzegu, dostrzegali na wysepce ktĂłregoĹ ze ĹwiÄtych starcĂłw (zdarzaĹo siÄ to bardzo rzadko i uchodziĹo za szczegĂłlnie szczÄĹliwy traf), to mieli przed sobÄ
coĹ w rodzaju czarnego wora, wolno poruszajÄ
cego siÄ poĹrĂłd omszaĹych gĹazĂłw â jakby to wcale nie byĹ czĹowiek, lecz bezcielesny cieĹ. Â Â Â A teraz, kiedy opowiedzieliĹmy i o Nowym Araracie, i o pustelni, i o ĹwiÄtym Wasilisku, czas wrĂłciÄ do archiwum sÄ
dowego, gdzie wĹadyka Mitrofaniusz juĹź zaczÄ
Ĺ przesĹuchiwaÄ nowoararackiego czerĹca AntipÄ. Â Â Â * * * Â Â Â â Ĺťe z pustelniÄ
coĹ jest nie w porzÄ
dku, nasi dawno juĹź mĂłwiÄ
. â Tak zaczÄ
Ĺ swojÄ
niewiarygodnÄ
opowieĹÄ brat Antipa, uspokoiwszy siÄ nieco pod wpĹywem otrzymanych policzkĂłw i herbaty. â W samo Przemienienie, tuĹź przed nocÄ
, wyszedĹ Agapiusz, nowicjusz, na mierzejÄ wypraÄ spodnie odzienie starszym braciom. Nagle widzi â przy RubieĹźnej na wodzie jakby jakiĹ cieĹ. No, cieĹ to cieĹ, maĹo to siÄ po ciemku czĹowiekowi przywidzi? PrzeĹźegnaĹ siÄ Agapiusz i spokojnie dalej pranie pĹucze. Ale sĹyszy coĹ jakby cichy dĹşwiÄk na wodach. PodniĂłsĹ gĹowÄ â Matko Bogarodzico! Czarny cieĹ wisi nad falami, wcale ich nie dotykajÄ
c, i sĹowa jakieĹ sĹychaÄ niewyraĹşne. Agapiusz zrozumiaĹ tylko âprzeklinamâ i âWasiliskâ, ale i tego doĹÄ mu byĹo. RzuciĹ niedoprane rzeczy, poleciaĹ co siĹ w nogach do braci, do cel, i jak nie zacznie krzyczeÄ. Wasilisk, powiada, wrĂłciĹ siÄ, strach jaki gniewny, na wszystkich klÄ
twÄ rzuca. Â Â Â Agapiusz â gĹupi smarkacz, w Araracie od niedawna, nikt mu nie uwierzyĹ, a za bieliznÄ porzuconÄ
, co jÄ
fala zmyĹa, jeszcze mu pomocnik ojca szafarza daĹ po Ĺbie. Ale potem czarny cieĹ zaczÄ
Ĺ siÄ i innym braciom objawiaÄ: najpierw ojcu Hilariuszowi, starcowi wielce szanownemu i powĹciÄ
gliwemu, potem bratu Melchizedekowi, potem bratu Diomedesowi. Zawsze nocÄ
, przy ksiÄĹźycu. SĹowa kaĹźdy sĹyszaĹ inne: ten klÄ
twÄ, Ăłw napomnienie, a jeszcze inny â coĹ caĹkiem niezrozumiaĹego, to juĹź zaleĹźy, jak tam wiatr powiaĹ, ale widzieli wszyscy jedno i na potwierdzenie przed samym archimandrytÄ
Witalisem ikonÄ caĹowali: ktoĹ czarny w ubraniu do piÄt i spiczastym kapturze, tak jak starcy z wyspy, unosiĹ siÄ nad wodami, sĹowa jakieĹ mĂłwiĹ i palcem groĹşnie gdzieĹ w bok mierzyĹ. Â Â Â Archimandryta, jak siÄ dowiedziaĹ o tych cudach niewidach, to braci zwymyĹlaĹ. Znam ja was, pleciugi, powiada. Jeden dureĹ coĹ palnie, a juĹź drudzy radzi w dzwony biÄ. PrawdÄ mĂłwiÄ
, Ĺźe czerniec od gadatliwej baby gorszy. I jeszcze róşnie ich tam rugaĹ, a potem najsurowiej zabroniĹ po zmierzchu na tamtÄ
stronÄ Kanaanu chodziÄ, tam gdzie Mierzeja Postna w stronÄ Wyspy RubieĹźnej siÄ wyciÄ
ga. Â Â Â Tu przewielebny przerwaĹ opowiadajÄ
cemu: Â Â Â â Tak, pamiÄtam. PisaĹ mi ojciec Witalis o gĹupich sĹuchach, narzekaĹ na mnisiÄ
durnotÄ. Jego zdaniem bierze siÄ to z nierĂłbstwa i lenistwa, dlatego prosiĹ, Ĺźebym pozwoliĹ mu kierowaÄ wszystkich mnichĂłw, aĹź do stopnia jeromonacha, do prac poĹźytecznych dla ogĂłĹu. DaĹem mu na to swoje bĹogosĹawieĹstwo.    A siostra Pelagia, korzystajÄ
c z przerwy w opowiadaniu, zapytaĹa szybko: Â Â Â â A powiedz, bracie, ile jest mniej wiÄcej sÄ
Ĺźni od tego miejsca, gdzie widziano Wasiliska, do Wyspy RubieĹźnej? I jak daleko w jezioro wchodzi mierzeja? I jeszcze: gdzie dokĹadnie cieĹ siÄ unosiĹ â przy samej pustelni czy moĹźe jednak w pewnej odlegĹoĹci? Â Â Â Antipa popatrzyĹ na ciekawskÄ
zakonnicÄ, zamrugaĹ oczami, ale na pytania odpowiedziaĹ: Â Â Â â Od mierzei do RubieĹźnej sÄ
Ĺźni z póŠsetki bÄdzie. A co do OrÄdownika, to zanim na mnie padĹo, tylko z daleka go widziano, z naszego brzegu porzÄ
dnie nie daĹo mu siÄ przyjrzeÄ. Do mnie zaĹ Wasilisk bliziusieĹko podszedĹ, ot â jak stÄ
d do tego obrazka. Â Â Â I wskazaĹ fotograficzny portret zawoĹĹźskiego gubernatora na przeciwlegĹej Ĺcianie, do ktĂłrej byĹo jakieĹ piÄtnaĹcie krokĂłw. Â Â Â â To juĹź nie âcieĹ jakiĹâ, tylko akurat sam OrÄdownik Wasilisk?! â ryknÄ
Ĺ biskup na mnicha swoim gromowym gĹosem i za gÄstÄ
brodÄ garĹciÄ
siÄ chwyciĹ, co byĹo u niego znakiem narastajÄ
cego rozdraĹźnienia. â Dobrze mĂłwi Witalis! Wy, czerĹcy, gorsi od przekupek z bazaru jesteĹcie! Â Â Â Od tych groĹşnych sĹĂłw Antipa wciÄ
gnÄ
Ĺ gĹowÄ w ramiona i wiÄcej mĂłwiÄ nie mĂłgĹ, tak Ĺźe z pomocÄ
musiaĹa mu przyjĹÄ Pelagia. PoprawiĹa swoje druciane okularki, schowaĹa pod chusteczkÄ nieposĹuszny kosmyk rudych wĹosĂłw i odezwaĹa siÄ z wyrzutem: Â Â Â â Sam, wĹadyko, mĂłwisz zawsze, Ĺźe szkodliwe sÄ
pospieszne wnioski. Warto by dosĹuchaÄ ĹwiÄtego ojca, nie przerywajÄ
c. Â Â Â Antipa przestraszyĹ siÄ jeszcze bardziej, pewien, Ĺźe od takiej zuchwaĹoĹci archijerej dopiero we wĹciekĹoĹÄ wpadnie, ale Mitrofaniusz na siostrÄ siÄ nie rozzĹoĹciĹ i gniewny blask w oczach wygasiĹ. MachnÄ
Ĺ do zakonnika rÄkÄ
. Â Â Â â Opowiadaj dalej. Tylko uwaĹźaj, nie ĹĹźyj. Â Â Â I Antipa opowiadaĹ, tyle Ĺźe opowieĹÄ jego mÄ
ciĹy nieco usprawiedliwienia, w ktĂłre, przestraszony, uznaĹ za wĹaĹciwe siÄ wdawaÄ. Â Â Â â Dlaczego to ja archimandryty zakazu nie posĹuchaĹem? Bo takie mam Äwiczenie zadane, Ĺźeby za zielarza byÄ i braci leczyÄ, tych, co za grzech majÄ
do Ĺwieckiego lekarza chodziÄ. A u nas, zielarzy klasztornych, tak juĹź jest, Ĺźe kaĹźdÄ
trawkÄ trzeba koniecznie w dzieĹ szczegĂłlnego orÄdownika zbieraÄ. Mierzeja Postna, ta, co naprzeciwko pustelni siÄ ciÄ
gnie, to najbardziej zielne miejsce na caĹym Kanaanie. I kirjak tam porasta, na przepicie dobry, za wstawiennictwem wielkiego mÄczennika Bonifacego, i trawa ochoĹon od grzesznych namiÄtnoĹci, ktĂłrej czcigodna Fomaida patronuje, i liadunica, od zĹego uroku strzegÄ
ca za przyczynieniem siÄ wielkiego mÄczennika Cypriana, i moc innych leczniczych ziĂłĹ. Ja juĹź i tak przez ten zakaz ani rdestu ostrogorzkiego, ani dragomory, ktĂłre o nocnej rosie rwaÄ trzeba, nie zebraĹem. A na wielkÄ
mÄczennicÄ EufemiÄ, co od gorÄ
czki chroni, szusza późna rozkwita, a jÄ
, tÄ szuszÄ niby, w jednÄ
tylko noc za caĹy rok zbieraÄ moĹźna. To jak mogĹem przepuĹciÄ? No to i nie posĹuchaĹem. Jak tylko wszystkich braci sen zmorzyĹ, ja po cichutku na dwĂłr, potem za ogrodzenie i polem do kaplicy PoĹźegnalnej, gdzie pokutnikĂłw przed umieszczeniem w pustelni zamykajÄ
, a tam juĹź Mierzeja Postna tuĹź-tuĹź. Z poczÄ
tku strach braĹ, ĹźegnaĹem siÄ ciÄ
gle, na boki oglÄ
daĹem, a potem nic, odwagi nabraĹem. Szuszy późnej szukaÄ trudno, tu i praktyki trzeba, i starunku niemaĹego. Ciemno byĹo oczywiĹcie, ale lampÄ miaĹem ze sobÄ
olejnÄ
. Z jednej strony szmatkÄ
jÄ
zasĹoniĹem, Ĺźeby nie zobaczyli. PeĹznÄ ja sobie na czworaczkach, kwiatki zrywam i juĹź nie pamiÄtam ani o archimandrycie, ani o ĹwiÄtym Wasilisku. Na samiusieĹki brzeg zszedĹem, dalej tylko woda i gdzieniegdzie kamienie z niej sterczÄ
. JuĹź chciaĹem wracaÄ. Nagle sĹyszÄ z ciemnoĹci... Â Â Â Na to straszne wspomnienie mnich pobladĹ, zaczÄ
Ĺ gwaĹtownie sapaÄ i szczÄkaÄ zÄbami, Pelagia dolaĹa mu wiÄc wrzÄ
tku z samowara. Â Â Â â DziÄki stokrotne, siostrzyczko... Nagle z ciemnoĹci gĹos siÄ rozlega, cichy, ale natchniony, i kaĹźde sĹowo sĹychaÄ wyraĹşnie: âIdĹş. Powiedz wszystkimâ. Odwracam siÄ do jeziora i tak strasznie mi siÄ zrobiĹo, Ĺźe i latarniÄ upuĹciĹem, i torbÄ, do ktĂłrej ziele zbieraĹem. Nad wodÄ
â obraz mÄtny, wÄ
ski, jakby kto na kamieniu staĹ. Tylko Ĺźe kamienia Ĺźadnego tam nie ma... Nagle... nagle ĹwiatĹo jakieĹ nieziemskie, jasne, o wiele jaĹniejsze niĹź od tych latarni gazowych, co to u nas w Nowym Araracie teraz na ulicach siÄ palÄ
. I tu juĹź stanÄ
Ĺ on przede mnÄ
w caĹej oczywistoĹci. Czarny, w habicie, za plecami ĹwiatĹo siÄ rozlewa, i stoi wprost na toni â drobna fala pod nogami mu pluska. âIdĹş â powiada. â Powiedz. Pusto ma byÄâ. WyrzekĹ i paluchem na RubieĹźnÄ
wskazaĹ. A potem kroczyÄ zaczÄ
Ĺ do mnie wprost po wodzie â jeden krok, drugi, trzeci. Ja Ĺźem krzyknÄ
Ĺ, rÄkami zamachaĹ, odwrĂłciĹ siÄ i ile siĹ w nogach uciekĹ... Â Â Â Mnich chlipnÄ
Ĺ, wytarĹ nos rÄkawem. Pelagia westchnÄĹa, pogĹaskaĹa biedaka po gĹowie, a Antipa od tego zupeĹnie siÄ juĹź rozkleiĹ. Â Â Â â Tom pobiegĹ do ojca archimandryty, a on jak na mnie ryknie sĹowami, jakie tylko zna: nie wierzy â poskarĹźyĹ siÄ mnich pĹaczliwym gĹosem. â WsadziĹ mnie do ciemnicy, za kratÄ, o skĂłrkach od chleba i o wodzie. Cztery dni tam siedziaĹem, trzÄ
sĹem siÄ i caĹy czas modĹy wznosiĹem, w Ĺrodku mi wszystko zaschĹo. WyszedĹem â a tu nogi siÄ pode mnÄ
uginajÄ
. Bo juĹź czcigodny ojciec nasz nowe Äwiczenie mi nagotowaĹ: z Kanaanu na Ukataj, najdalszÄ
wyspÄ, popĹynÄ
Ä i tam przy gadzim karmniku zostaÄ. Â Â Â â A co to znowu za gadzi karmnik? â zadziwiĹ siÄ Mitrofaniusz. Â Â Â â A to archimandrycie dochtĂłr Korowin doradziĹ, Donat Sawwicz. Chytrego to rozumu chĹop, ojciec czcigodny go sĹucha. Gadzi jad, powiada, u NiemcĂłw teraz w cenie, to my te gady zaczÄliĹmy hodowaÄ. Jad z ich mord wrednych wyciskamy i wysyĹamy do niemieckiej ziemi, tfu! â Antipa przeĹźegnaĹ swoje usta, Ĺźeby spluniÄciem siÄ nie skalaÄ, i wsadziĹ rÄkÄ za pazuchÄ. â Tylko Ĺźe najbardziej doĹwiadczeni i najpoboĹźniejsi starcy zebrali siÄ po kryjomu i nakazali mi na Ukataj nie jechaÄ, ale z Araratu samowolnie do przewielebnoĹci waszej uciec i o wszystkim, co widziaĹem i sĹyszaĹem, donieĹÄ. I pismo, Ĺźebym ze sobÄ
zabraĹ, mi dali. O, to. Â Â Â WĹadyka zasÄpiĹ siÄ, wziÄ
Ĺ do rÄki szary arkusik, zaĹoĹźyĹ pince-nez i zaczÄ
Ĺ czytaÄ. Pelagia bez ceremonii zaglÄ
daĹa mu przez ramiÄ. Â Â Â Â Â Â Wielce przewielebny i wielce oĹwiecony WĹadyko! Â Â Â My, poniĹźej wymienieni zakonnicy Nowoararackiego monasteru wspĂłlnotowego, pokornie przypadamy do stĂłp Waszej PrzewielebnoĹci, bĹagajÄ
c, byĹ w wysokiej swojej mÄ
droĹci nie obrĂłciĹ na nas, za naszÄ
samowolÄ i zuchwalstwo, swego arcypasterskiego gniewu. JeĹli nawet oĹmieliliĹmy siÄ okazaÄ nieposĹuszeĹstwo naszemu czcigodnemu ojcu archimandrycie, to nie z krnÄ
brnoĹci, tylko pod strachem BoĹźym i z gorliwoĹci sĹuĹźenia Panu Naszemu. Trudny i do rozmarzeĹ niewczesnych skĹaniajÄ
cy jest Ĺźywot ziemski i Ĺasy jest rĂłd ludzki na zmyĹlenia marne, ale wszystko, co opowie PrzewielebnoĹci Waszej brat nasz Antipa, to prawda najprawdziwsza, bo zakonnik Ăłw znany jest poĹrĂłd nas jako brat niekĹamliwy, rozgĹosu nieszukajÄ
cy i do czczych ziemskich marzeĹ nieskĹonny. A takĹźe i my wszyscy, podpisujÄ
cy siÄ tutaj, widzieliĹmy to, co i on, chociaĹź nie tak z bliska. Â Â Â Ojciec Witalis zatwardziĹ przeciwko nam serce swoje i sĹuchaÄ nas nie chce, tymczasem zaĹ wĹrĂłd braci zamÄt i wrzenie panuje, a i strach bierze: co moĹźe znaczyÄ zasmucajÄ
cy ten znak? CzemuĹź to ĹwiÄty Wasilisk, opiekun wspaniaĹej tej samotni, palcem wygraĹźa i na swojÄ
ĹwietlanÄ
pustelniÄ klÄ
twÄ rzuca? A sĹowa âpusto ma byÄâ co oznaczajÄ
? Czy to o pustelni powiedziane, czy o monasterze, czy teĹź, byÄ moĹźe, w jeszcze szerszym znaczeniu, o jakim nam, ubogiego rozumu ludziom, nawet pomyĹleÄ strach? Tylko PrzewielebnoĹci Waszej dozwolone jest i moĹźliwe objaĹniaÄ straszne te widzenia. Dlatego teĹź bĹagamy WaszÄ
PrzewielebnoĹÄ, przezacnego naszego wĹadykÄ, byĹ nie kazaĹ karaÄ ani nas, ani brata Antipy, tylko rozlaĹ na straszne owo wydarzenie ĹwiatĹo swej mÄ
droĹci. Â Â Â BĹagamy o ĹwiÄte Waszej PrzewielebnoĹci modlitwy, pokĹon niski skĹadamy i ĹÄ
czymy siÄ, niegodni, z Nim w modlitwie, pozostajÄ
c Jego jakĹźe grzesznymi sĹugami    jeromonach Hilariusz    jeromonach Melchizedek    mnich Diomedes       â Ojciec Hilariusz pisaĹ â z uszanowaniem wyjaĹniĹ Antipa. â Wielce uczony mÄ
Ĺź, z akademikĂłw. Gdyby zechciaĹ, mĂłgĹby igumenem byÄ albo i wiÄcej, ale zamiast tego u nas zbawienia szuka i marzy, Ĺźeby do Pustelni Wasiliskowej trafiÄ, pierwszy jest w kolejce. A tu takie rozgoryczenie dla niego... Â Â Â â Znam Hilariusza. â WĹadyka kiwnÄ
Ĺ gĹowÄ
, przeglÄ
dajÄ
c suplikÄ. â PamiÄtam. NiegĹupi, szczerej wiary, tylko bardzo juĹź zapamiÄtaĹy. Â Â Â ZdjÄ
Ĺ pince-nez i przyjrzaĹ siÄ uwaĹźnie goĹcowi. Â Â Â â A coĹ ty, synu, taki oberwany? I dlaczego bez czapki? Chyba nie od samego Araratu konie gnaĹeĹ? Przez jezioro to chyba raczej niemoĹźliwe, chyba Ĺźe potrafisz tak stÄ
paÄ po wodzie jak Wasilisk. Â Â Â Tym Ĺźartem zapewne biskup chciaĹ dodaÄ mnichowi otuchy i wprowadziÄ go w spokojniejszy nastrĂłj, konieczny dla powaĹźnej rozmowy, ale wynik osiÄ
gnÄ
Ĺ wprost przeciwny. Â Â Â Antipa zerwaĹ siÄ nagle z krzesĹa, podbiegĹ do wÄ
skiego okienka skĹadnicy akt i zaczÄ
Ĺ wyglÄ
daÄ na zewnÄ
trz, beĹkoczÄ
c nieskĹadnie: Â Â Â â BoĹźe ĹwiÄty, jakĹźe to ja zapomniaĹem! PrzecieĹź on juĹź tu, tylko patrzeÄ, w mieĹcie! PrzenajĹwiÄtsza OrÄdowniczko, ochroĹ i obroĹ! Â Â Â OdwrĂłciĹ siÄ do wĹadyki i zatrajkotaĹ: Â Â Â â Lasem jechaĹem, do wĹadyki spieszyĹem. Mnie sprawnik, jak w Modrooziersku ze statku zszedĹem, daĹ swojÄ
kolaskÄ, Ĺźebym szybciej do ZawoĹĹźska dojechaĹ. JuĹź i w Modrooziersku o pojawieniu siÄ Wasiliska sĹyszeli. A jak juĹź blisko miasta byĹem, patrzÄ, a nad sosnami â on! Â Â Â â No, ale co za on?! â zawoĹaĹ z irytacjÄ
Mitrofaniusz. Â Â Â Antipa buchnÄ
Ĺ na kolana i poczoĹgaĹ siÄ do przewielebnego, starajÄ
c siÄ chwyciÄ go za poĹÄ. Â Â Â â ToÄ on sam, Wasilisk! Za mnÄ
widaÄ przyleciaĹ, siedmiomilowymi krokami albo po powietrzu! Czarny, ogromny, znad drzew patrzy, oczyska wytrzeszcza! Ja jak nie pognam koni! GaĹÄzie po twarzy bijÄ
, wiatr gwiĹźdĹźe, a ja nic, tylko gnam. ChciaĹem uprzedziÄ, Ĺźe juĹź blisko jest! Â Â Â Ĺebska Pelagia pierwsza domyĹliĹa siÄ, o co chodzi. Â Â Â â On, ojcze, o pomniku mĂłwi. Jermaka Timofiejewicza. Â Â Â Tu trzeba wyjaĹniÄ, Ĺźe pozaprzeszĹego roku, na rozkaz gubernatora Antoniego Antonowicza von Hagenau na wysokim brzegu Rzeki postawiono wspaniaĹy monument: âJermak Timofiejewicz niesie dobrÄ
nowinÄ Wschodowiâ. Pomnik ten, najwiÄkszy na caĹym zarzeczu, jest obecnie szczegĂłlnÄ
dumÄ
naszego miasta, ktĂłre niczym innym przed znakomitymi sÄ
siadami, NiĹźnim Nowogrodem, Kazaniem czy SamarÄ
, pochwaliÄ siÄ nie moĹźe. A przecieĹź kaĹźda miejscowoĹÄ musi mieÄ jakiĹ powĂłd do dumy! No i my teraz wĹaĹnie mamy. Â Â Â Pewni historycy uwaĹźajÄ
, Ĺźe do swej sĹawnej wyprawy na SyberiÄ, ktĂłrej skutkom imperium zawdziÄcza wiÄkszÄ
czÄĹÄ swych bezkresnych obszarĂłw, Jermak Timofiejewicz wyruszyĹ wĹaĹnie z naszej krainy, i by uczciÄ to wydarzenie, wzniesiono brÄ
zowego olbrzyma. OdpowiedzialnÄ
tÄ pracÄ zlecono pewnemu zawoĹĹźskiernu rzeĹşbiarzowi, byÄ moĹźe nie tak uzdolnionemu jak niektĂłrzy artyĹci stoĹeczni, za to prawdziwemu patriocie naszej krainy i w ogĂłle bardzo porzÄ
dnemu czĹowiekowi, bardzo kochanemu przez wszystkich zawoĹĹźczan za szczerÄ
duszÄ i otwarte serce. HeĹm zdobywcy Syberii rzeczywiĹcie wyszedĹ rzeĹşbiarzowi nieco podobny do mnisiego kaptura, co wprawiĹo biednego brata AntipÄ, nieobeznanego z naszymi nowinkami, w zabobonny lÄk. Â Â Â To jeszcze nic! ZeszĹej jesieni kapitan holownika, ciÄ
gnÄ
cego barki z astrachaĹskimi arbuzami, wypĹynÄ
wszy zza Ĺuku rzeki i ujrzawszy nad stromym brzegiem szczerzÄ
cego oczy baĹwana, ze strachu posadziĹ caĹÄ
swojÄ
flotyllÄ na mieliĹşnie, wskutek czego przez kilka nastÄpnych tygodni po Rzece pĹywaĹy zielone, pasiaste kule, zmierzajÄ
ce w rodzinne strony. I to, proszÄ zwrĂłciÄ uwagÄ, kapitan, a czego tu chcieÄ od ubogiego duchem zakonnika?    ObjaĹniwszy Antipie pomyĹkÄ i jako tako go uspokoiwszy, Mitrofaniusz wyprawiĹ mnicha do diecezjalnego zajazdu, Ĺźeby tam czekaĹ na rozstrzygniÄcie swego losu. ByĹo jasne, Ĺźe odsyĹaÄ zbiega do surowego nowoararackiego archimandryty nie moĹźna, trzeba bÄdzie mu znaleĹşÄ miejsce w jakimĹ innym klasztorze.    No, a kiedy biskup ze swojÄ
cĂłrÄ
duchownÄ
zostali sam na sam, wĹadyka zapytaĹ: Â Â Â â No i co ty myĹlisz o tych niedorzecznoĹciach? Â Â Â â WierzÄ â bez wahania odpowiedziaĹa Pelagia. â PatrzyĹam bratu Antipie w oczy, nie ĹĹźe. OpisaĹ, co widziaĹ, niczego nie dodaĹ. Â Â Â Przewielebny poruszyĹ brwiami, hamujÄ
c niezadowolenie. OdrzekĹ powĹciÄ
gliwie: Â Â Â â Specjalnie tak mĂłwisz, Ĺźeby mnie podraĹźniÄ. W Ĺźadne widma nie wierzysz, niby to ja ciÄ nie znam. Â Â Â PoĹapaĹ siÄ jednak od razu, Ĺźe wpadĹ w puĹapkÄ zastawionÄ
przez chytrÄ
pomocnicÄ, i pogroziĹ jej palcem: Â Â Â â Aha, ty w tym sensie, Ĺźe on sam wierzy w swoje brednie. ZamajaczyĹo mu siÄ coĹ, co siÄ naukowo nazywa halucynacjÄ
, i wziÄ
Ĺ to za rzeczywiste wydarzenie. Tak? Â Â Â â Nie, ojcze, nie tak â westchnÄĹa zakonnica. â To jest czĹowiek prosty, byle czego niewygadujÄ
cy, czyli, jak w liĹcie piszÄ
, âdo czczych ziemskich marzeĹ nieskĹonnyâ. Takim ludziom halucynacje siÄ nie zdarzajÄ
, za maĹo w nich fantazji. Ja myĹlÄ, Ĺźe jemu siÄ rzeczywiĹcie ktoĹ objawiĹ i mĂłwiĹ z nim. A poza tym â nie sam tylko Antipa tego Czarnego Mnicha widziaĹ, sÄ
przecieĹź i inni naoczni Ĺwiadkowie. Â Â Â CierpliwoĹÄ nigdy nie zaliczaĹa siÄ do zalet gubernialnego archijereja i sÄ
dzÄ
c po purpurze, ktĂłra zalaĹa wysokie czoĹo i policzki Mitrofaniusza, teraz byĹa juĹź wyczerpana. Â Â Â â A o sugestii zbiorowej, ktĂłrej przykĹadĂłw tyle jest po klasztorach, zapomniaĹaĹ?! â wybuchnÄ
Ĺ arcypasterz. â PamiÄtasz, jak w monasterze Maryjskim siostrom bies zaczÄ
Ĺ siÄ objawiaÄ, najpierw jednej, potem drugiej, a potem wszystkim innym? OpisywaĹy go ze wszystkimi szczegĂłĹami i sĹowa jego powtarzaĹy, ktĂłrych zacne mniszki nie miaĹy jak poznaÄ. SamaĹ mi przecieĹź wtedy radziĹa lekarza od chorĂłb nerwowych i psychicznych do klasztoru posĹaÄ!    â To byĹo caĹkiem co innego, zwykĹa babska histeria. A tu Ĺwiadectwo dajÄ
rozwaĹźni starcy â zaoponowaĹa mniszka. â Niespokojnie jest w Nowym Araracie i dobrze to siÄ nie skoĹczy. JuĹź nawet do ZawoĹĹźska doszĹy sĹuchy o Czarnym Mnichu. Trzeba by siÄ zorientowaÄ. Â Â Â â W czym siÄ zorientowaÄ, w czym?! Czy ty naprawdÄ w przywidzenia wierzysz? WstydĹş siÄ, Pelagio, toĹź to zabobon! ĹwiÄty Wasilisk juĹź osiemset lat temu ducha wyzionÄ
Ĺ i nie ma po co wokóŠwyspy po wodach ĹźeglowaÄ, gĹupawych mnichĂłw straszyÄ! ...
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|