« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Allegri-Renzo---Cuda-ojca-Pio, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), Nowy folder, [TORRENTCITY.PL] Allegri Renzo - Cuda ojca Pio [PL] [][] | » Alistair MacLean - Athabaska, książki e, Alistair MacLean | » Alchemy, Ksiazki, ALCHEMIA | » Aldiss Brian W. - Na zewnątrz, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Altman John - Obserwatorzy, E Książki także, Altman, John | » Alistair MacLean - Na poludnie od Jawy, książki e, Alistair MacLean | » Alistair Maclean - Tabor do Vaccares, książki e, Alistair MacLean | » Alex Kava - Zło konieczne, E Książki także, Alex Kava | » Aldiss Brian W. - Nieobliczalna gwiazda, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alex Kava - W ułamku sekundy, E Książki także, Alex Kava |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pljamnix.pev.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Nic nie powstrzyma wilka gdy znajdzie swoją partnerkę... nawet jej własne wątpliwości. Po tym jak jej stado porzuciło ją cztery lata temu, Samantha wiedziała, że nigdy tak naprawdę nie będzie chciana. Gdy przypadkowo wpada do wilczego miasta i jest proszona przez ich pierwszego by została, sądzi, że to nowość lisa polarnego motywuje go. Wie, że znowu będzie sama gdy on się nią znudzi. Jasona przyciąga do Samanthy od chwili go zemdlała w jego ramionach. Jego wilk woła do niego, mówi mu, że znalazł ich partnerkę, a pożądanie, które czuje do Samanthy jest niemożliwe do odparcia. Ale jego mały lis jego załadowany emocjonalnym bagażem i nie wierzy, że jest warta miłości. Czy zdoła pokonać jej obawy? A może zazdrość watahy i lokalne lisy przekonają ją, że nie powinna być z nim zanim będzie miał szansę? Arctic Winds by Sondrae Bennett Alpine Woods Shifters: Book 1 Rozdział 1 Jasno zatrzymał się w wejściu lokalnej jadalni watahy gdy mamiący zapach uderzył w niego. Chociaż całkowicie obcy, posiadał znajomość, która przyciągała go bliżej. Pachnie jak dom. Jason potrząsnął głową. Nie miał pojęcia skąd ta myśl się wzięła. Zapach nie przywoływał żadnych wspomnień jego domu z dzieciństwa czy jego obecnego domu na obrzeżach miasta. Cokolwiek to było, robiło dziwne rzeczy jego wilkowi. Nagła potrzeba zmiany i pogoni za własnym ogonem prawie obezwładniła go. Nawet lepiej, ogon kobiety siedzącej w rogowej budce. Biorąc głęboki wdech, potwierdził, że dziwny i pyszny zapach pochodził od drobnej blondynki uczepionej swojego swetra. Była zdecydowanie zmienną, ale tylko to mógł z niej wydedukować. Nie była typem zmiennego, z którym wcześniej miał styczność. Bez pytania Jason zapamiętałby zapach jaki ona ma. Zauważając Marthę, kelnerkę jadalni i szanowaną starszą watahy, podszedł do lady. - Kto to jest? - spytał, wskazując głową kobietę. - Nie wiem. Weszła kilka minut temu i zamówiła. Właśnie miałam zamiar zadzwonić do twojego biura, ale oszczędziłeś mi telefonu, wchodząc. Nie wydaje się niebezpieczna, ale zdecydowanie nie jest miejscowa. - jako lider, czy Pierwszy, watahy Alpine Woods, Jason był wzywane zawsze gdy wydarzy się coś niezwykłego. - Wcale nie jest niebezpieczna. Nadal, mam problemy z umiejscowieniem jej. Nie pachnie jak coś z czym radziłem sobie wcześniej. - oboje spojrzeli jak kobieta kicha do serwetki trzy razy. Kto by pomyślał, że ktoś może wyglądać atrakcyjnie w czasie kichania? - Może jakiś rodzaj pumy? - zgadywał. - Ta malutka? Może domowa mysz, puma nigdy w życiu. Poza tym kimkolwiek jest, jest psowata, nie kocia. - wymamrotała Martha, odchodząc do klienta. Jason ponownie spojrzał na kobietę w budce. Martha miała rację. Czymkolwiek była, zdecydowanie była psowatą. Jej maniery przypominały mu lisiego zmiennego, z którym czasem się spotykał, ale Jason był pewien, że tak nie może być. Znał lokalne lisy i żaden z nich nie przyjedzie do miasta bez uprzejmego telefonicznego powiadomienia. Poza tym, koloryt kobiety nie miał miedzianej czerwieni i pomarańczy wydatny u lisiej rasy. Jason wstał i przeszedł obok budki kobiety, patrząc jak powoli lustruje jego postać. Jej oczy rozszerzyły się gdy jej spojrzenie objęło go. Jason był duży, nawet jak na wilka, i oczywiście jego rozmiar onieśmielał małą zmienną. Chociaż jego zwierzę pochodziło od matki, ludzka forma Jasona pochodziła od ojca, który zbudowany był jak obrońca (*w footbolu) będąc w pełni człowiekiem. Jego ojciec był zszokowany gdy jego matka pokazała mu jej zwierzęcą formę, ale zamiast przerazić się, zaczął myśleć o tym jako o czymś wspaniałym. "Dlaczego miałbym chcieć normalne gdy mogę mieć niezwykłe!" mówił ojciec Jasona w czasie jego dzieciństwa. Jego ojciec był zachwycony partnerstwem z wilkiem i kochał matkę Jasona każdego dnia bardziej, chociaż był rozczarowany, że sam nie będzie niczym więcej niż tylko człowiekiem. Wbrew powszechnej opinii, zmienni nie mogą ugryzieniem "zmienić" człowieka. Ostatnio, ilekroć Jason odwiedzał rodziców, odczuwał przeszywającą tęsknotę. Chciał pewnego dnia miłości takiej jak ich. Gdy przychodził do pustego domu po pracy, myślał o tym jakby to było przychodzić do domu na ciepły posiłek i ciepłe ciało. Na koniec dnia chciał dzielić się z kimś swoimi nadziejami i marzeniami. Czuł się gotowy na zbudowanie domu, ale jeszcze nie znalazł kogoś z kim wyobrażałby sobie zbudowanie domu. Może to słowa jego ojca dźwięczały mu w głowie, ale nie chciał normalnego... Chciał niezwykłe. Umawiał się z dużą ilością kobiet, ale z żadną nie chciał spędzić resztę swojego życia. Do diabła, ledwie mógł spędzić całą noc z nimi i zwykle wychodził wcześnie rano następnego dnia. Będąc liderem watahy, nigdy nie poszukiwał żeńskiego towarzystwa, ale ostatnio to nie wystarczało. - Mogę w czymś pomóc? - niepewny głos kobiety przeszkodził sny na jawie Jasona, przyciągając jego umysł do dnia dzisiejszego. - Zastanawiam się to samo. - wsunął się na przeciwną stronę budki, nawet na chwilę nie odwracając spojrzenia od kobiety doprowadzającej go do szaleństwa jej smakowitym zapachem. - Co sprowadza kobietę jak ty do mojego miasta? - Twojego miasta? - Tak, zgadza się. - pochylając się nad stołem, przyszpilił ją spojrzeniem. - Moje miasto. Przebiegła językiem lekko po pełnej dolnej wardze i przygryzła z roztargnieniem kącik ust. Pożądanie Jasona skoczyło wysoko gdy patrzył na nią. Kiedy ostatnim razem coś tak prostego sprawiło, że był tak napalony? Jej oczy zrobiły się niemożliwie szerokie gdy powąchała powietrze. Zaczęła się trząść i wyciągnęła przed siebie dłoń jakby odpierała atak. - Proszę nie. Ja... przepraszam. Proszę. - kobieta szeptała rozpaczliwie. **** O mój Boże! To miasto zmiennych! Będę szczęściarą jeśli wyjadę stąd żywa. Samantha nie mogła uwierzyć, że zrobiła tak ogromny błąd. Jej umysł krzyczał by szybko stąd uciekała. Wchodząc do jadalni, myślała tylko o jednym. Jedzenie. Chociaż pieniądze szybko się kończyły, nie czuła się wystarczająco dobrze by upolować dzisiaj jedzenie. Zdecydowała zaszaleć i wjechała do tego małego miasteczka, szukając pożywienia. Ale nie chciała trzymać swego życia na dłoni przez wtargnięcie na terytorium sfory. Ten przeklęty katar. Normalnie wyczułaby niebezpieczeństwo z daleka zanim dotarła by do granic miasta, ale jej nos był zatkany od kilku dni. Nawet o tym nie myślała, wjeżdżając. W Alasce, gdzie dorastała, społeczeństwo zmiennych były rozrzucone wszędzie i Boże pomóż jeśli ktoś zawędrowałby do jednego. Niedźwiedzie rozerwałyby intruzów na pół i wysłały resztki do stada zanim zaczęłyby zadawać pytania. A jej ludzie nie byli mniej gwałtowni. Nie mieli siły niedźwiedzi, ale byli chytrzy i wiedzieli jak zdjąć intruza zanim zbliżyłby się do ich nor. Łosie i wilki były tak samo obronne. Żadna społeczność nie pozwala żyć nieznajomym wystarczająco długo by wyjaśnić cokolwiek. Zdołała dostać się tak daleko jak jadalnia. Może mogłaby po cichu wyjechać z miasta, a oni nie zrobiliby jej krzywdy. Albo może oni tylko próbują dowiedzieć się gdzie wysłać szczątki. - Wyjadę. Teraz i nigdy mnie nie zobaczycie. Gniew wypełnił spojrzenie mężczyzny. Oh Boże, nie zdoła się stąd wydostać. - Proszę, odejdę. - powiedziała Samantha zanim jej wzrok zaczął się zamazywać. Nie, nie tutaj... było jej ostatnią myślą zanim wszystko stało się czarne. **** Jason skoczył do przodu i złapał kobietę gdy zemdlała. Z łatwością podniósł ją i wykopał krzesło przy stole tuż przy budce, usiadł i przyglądał się piękności, którą trzymał. Wyraźnie głodowała i czuł jakby ledwie ważyła sto funtów. Wydawała się również mieć lekką gorączkę. Dlaczego przestraszyła się dowiedziawszy, że to miasto zmiennych? Jeśli była chora, powinna być szczęśliwa, znajdując miasto z doktorem, przywykłym do jej rodzaju. - Nic jej nie jest? - spytała Martha, podchodząc do niego. Kilku w jadalni wstało by pomóc, ale odesłał ich machnięciem ręki. - Myślę, że ona potrzebuje trochę jedzenia i odpoczynku, ale powinna również zobaczyć się z doktorem. Zadzwoń do Eddiego i spytaj czy może tu przyjechać. - Eddie Pritchard jest miejscowym lekarzem i, chociaż sam nie jest zmiennym, przywykł do zajmowania się tymi, którzy byli. W przeciwieństwie do większości społeczności zmiennych, w pełni ludzie w Alpine Woods byli uznawani za watahę. Uczęszczali na zebraniach i wydarzeniach sfory razem z wilczymi zmiennymi. Jason powrócił do badania piękności w jego ramionach gdy Martha poszła wykonać telefon. Był zaskoczony strumieniem przerażonego gniewy, który przepływał przez niego gdy wspomniała o tym, że odejdzie i nigdy nie wróci. Ledwie znał kobietę, ale zdecydowanie chciał to zmienić. Jego wilk warczał na niego by dowiedział się o niej wszystkiego. Nigdy wcześniej nie czuł tak silnego pociągu do kobiety. Nawet nie wiedział jak się nazywa, ale pragnął jej gwałtowną namiętnością. Nawet wygłodzona i chora, była najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek widział. Jej włosy były tak jasne, że wydawały się białe, i opadały na jej plecy w długich falach. Miała delikatną twarz z długim nosem i wyraźnymi kośćmi policzkowymi. Jej migdałowe oczy były kryształowo niebieskie. Spojrzał w górę gdy frontowe drzwi otworzyły się, zimne powietrze powiało na niego. Patrzył jak brwi jego młodszego brata podnoszą się gdy Ethan spojrzał na kobietę w jego ramionach. Jego dwaj bracia, Ethan i Danny, pomagali mu prowadzić watahę. Jako najstarszy, Jason był technicznie Pierwszym, ale oni byli jego oficerami, a ich przywództwo było zespołem w każdym tego słowa znaczeniu. Wataha patrzyła na nich wszystkich by utrzymywać ich w bezpieczeństwie i szczęściu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|