[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ]
ALFRED HITCHCOCK    TAJEMNICA ZAMKU GROZY   PRZYGODY TRZECH DETEKTYWĂW  (PrzeĹoĹźyĹa: ANNA IWAĹSKA) WstÄp Alfreda Hitchcocka  - Ustawicznie coĹ przedstawiam. Przez wiele lat byĹy to moje filmy - trzymajÄ
ce w napiÄciu, peĹne tajemnic historie. Teraz przyszĹo mi przedstawiÄ trzech chĹopcĂłw, ktĂłrzy zwÄ
siebie Trzema Detektywami, rozbijajÄ
siÄ po okolicy ozdobionym zĹoceniami rolls-royceâem i rozwiÄ
zujÄ
wszelkiego rodzaju zagadki i tajemnice. NiedorzecznoĹÄ, prawda? Szczerze mĂłwiÄ
c, wolaĹbym nie mieÄ do czynienia z tymi chĹopcami, ale nieopatrznie coĹ przyrzekĹem, a jestem czĹowiekiem, ktĂłry dotrzymuje sĹowa, nawet jeĹli zostaĹo ono, jak zobaczycie, wymuszone podstÄpem. A wiÄc do rzeczy. Trzema Detektywami sÄ
Bob Andrews, Pete Crenshaw i Jupiter Jones. MieszkajÄ
w Rocky Beach, kalifornijskim mieĹcie na wybrzeĹźu Pacyfiku, oddalonym o kilkanaĹcie kilometrĂłw od Hollywoodu. Bob Andrews, maĹy, lecz niezmordowany chĹopiec, jest typem pilnego ucznia, nie pozbawionym jednak ĹźyĹki przygody. Pete Crenshaw, najbardziej wysportowany z trĂłjki, jest raczej wysoki i muskularny. Jupiter... powstrzymam siÄ od wyraĹźenia mojej osobistej opinii o mistrzu Jonesie. Wyrobicie sobie wĹasnÄ
w trakcie czytania tej ksiÄ
Ĺźki. Ja ograniczÄ siÄ jedynie do faktĂłw. A wiÄc, choÄ kusi mnie nazwaÄ Jupitera opasĹym, powtĂłrzÄ za jego przyjaciĂłĹmi, Ĺźe jest krÄpy. Jako zupeĹnie maĹe dziecko pojawiĹ siÄ na ekranach telewizyjnych w serialu o przygodach grupy zabawnych szkrabĂłw, pod tytuĹem âMaĹe Urwisyâ. Serialu tego, co stwierdzam z przyjemnoĹciÄ
, nigdy nie oglÄ
daĹem. Podobno Jupiter wystÄpowaĹ tam w roli MaĹego TĹuĹcioszka i rzekomo byĹ tak rozkoszny i przemÄ
drzaĹy, Ĺźe wywoĹywaĹ salwy Ĺmiechu u milionĂłw widzĂłw, nawet kiedy zdarzaĹo mu siÄ znaleĹşÄ w wielce kĹopotliwych sytuacjach. To doĹwiadczenie zostawiĹo w Jupiterze lÄk przed ĹmiesznoĹciÄ
. ChciaĹ, by brano go powaĹźnie, i wczeĹnie nauczyĹ siÄ czytaÄ. Natychmiast zaczÄ
Ĺ poĹykaÄ wszystkie ksiÄ
Ĺźki, jakie tylko wpadĹy mu w rÄce - z dziedziny nauk przyrodniczych, psychologii, kryminologii i wiele innych. DziÄki swej doskonaĹej pamiÄci zachowaĹ w gĹowie wiÄkszoĹÄ tego, co przeczytaĹ. W krĂłtkim czasie nauczyciele przestali siÄ z nim wdawaÄ w spory na omawiane tematy. JeĹli macie juĹź uczucie, Ĺźe Jupiter jest raczej nie do zniesienia, muszÄ siÄ z Wami zgodziÄ. MĂłwiono mi jednak, Ĺźe ma wielu oddanych przyjaciĂłĹ. Z drugiej strony, czy moĹźna polegaÄ na gustach mĹodych ludzi? MĂłgĹbym powiedzieÄ Wam wiele wiÄcej o Jupiterze i pozostaĹych chĹopcach. MĂłgĹbym... ale myĹlÄ, Ĺźe wypeĹniĹem juĹź swĂłj przykry obowiÄ
zek. JeĹli dotÄ
d nie zaniechaliĹcie czytania tego wstÄpu, jesteĹcie zapewne tak jak i ja zadowoleni, Ĺźe dobiegĹ koĹca. Teraz nastÄ
piÄ
atrakcje. Alfred Hitchcock RozdziaĹ 1 Trzej Detektywi  Bob Andrews zaparkowaĹ rower przed swym domem w Rocky Beach i wszedĹ do Ĺrodka. Ledwie zdÄ
ĹźyĹ zamknÄ
Ä za sobÄ
drzwi wejĹciowe, gdy zawoĹaĹa go mama: - Robert?! Czy to ty? - Tak, mamo. Bob wszedĹ do kuchni, gdzie jego mama, szczupĹa szatynka, zajÄta byĹa pieczeniem ciasta. - Jak ci poszĹo dziĹ w bibliotece? - zapytaĹa. - Okay - odpowiedziaĹ krĂłtko. W koĹcu w bibliotece nie dziaĹo siÄ nic ciekawego. MiaĹ tam dorywczÄ
pracÄ. SortowaĹ zwrĂłcone ksiÄ
Ĺźki, pomagaĹ teĹź przy katalogowaniu. - TelefonowaĹ twĂłj przyjaciel Jupiter - mama Boba waĹkowaĹa ciasto na stolnicy. - ZostawiĹ dla ciebie wiadomoĹÄ. - WiadomoĹÄ! - wykrzyknÄ
Ĺ Bob z nagĹym oĹźywieniem. - JakÄ
? - ZapisaĹam na kartce, ktĂłrÄ
mam w kieszeni. WyjmÄ jÄ
, jak tylko skoĹczÄ z tym ciastem. - Czy nie pamiÄtasz, co powiedziaĹ? MoĹźe mnie potrzebuje! - PotrafiÄ zapamiÄtaÄ zwykĹÄ
wiadomoĹÄ, ale Jupiter takich nie zostawia. Jego zlecenia sÄ
zawsze ekscentryczne. - Jupe lubi niezwykĹe sĹowa - Bob staraĹ siÄ opanowaÄ zniecierpliwienie. - PrzeczytaĹ okropnie duĹźo ksiÄ
Ĺźek. Czasem rzeczywiĹcie trudno go zrozumieÄ. - Nie tylko czasem - odparowaĹa mama. - To nieprzeciÄtny chĹopiec. Nigdy siÄ nie domyĹlÄ, jak znalazĹ mĂłj pierĹcionek zarÄczynowy. ZdarzyĹo siÄ to poprzedniej jesieni. Mama Boba zgubiĹa pierĹcionek z brylantem. WĹaĹnie przyszedĹ Jupiter Jones i poprosiĹ, Ĺźeby mu opowiedziaĹa wszystko, co robiĹa tego dnia, krok po kroku. A potem poszedĹ do spiĹźarni, siÄgnÄ
Ĺ za rzÄ
d sĹoikĂłw z marynowanymi pomidorami i wyciÄ
gnÄ
Ĺ pierĹcionek. Po prostu pani Andrews poĹoĹźyĹa go na pĂłĹce, kiedy zabraĹa siÄ do wygotowywania sĹoikĂłw. - Nie mam pojÄcia, jak on zgadĹ, Ĺźe pierĹcionek tam wĹaĹnie bÄdzie. - Nie zgadĹ, tylko wywnioskowaĹ. Tak pracuje jego umysĹ... Mamo, czy moĹźesz mi juĹź przekazaÄ tÄ wiadomoĹÄ? - Za chwilÄ. - Mama przeciÄ
gnÄĹa waĹkiem po cieĹcie. - Nawiasem mĂłwiÄ
c, co to za historia byĹa we wczorajszej gazecie... podobno Jupiter wygraĹ rolls-royceâa na trzydzieĹci dni? - To byĹ konkurs ogĹoszony przez agencjÄ âWynajmij auto i w drogÄâ. Postawili w swoim oknie wystawowym wielki sĹĂłj z fasolÄ
i oferowali darmowe wynajÄcie rolls-royceâa wraz z szoferem na trzydzieĹci dni temu, kto poda najbardziej przybliĹźonÄ
liczbÄ ziaren fasoli. Jupiter zastanawiaĹ siÄ przez trzy dni, ile ziaren trzeba, Ĺźeby wypeĹniÄ taki sĹĂłj. No i wygraĹ... mamo, wyciÄ
gnij juĹź, proszÄ, tÄ wiadomoĹÄ. - Dobrze, dobrze - mama wytarĹa umÄ
czone rÄce. - Ale co, na Boga, Jupiter bÄdzie robiĹ z rolls-royceâem i szoferem, choÄby tylko przez trzydzieĹci dni? - Widzisz, mamo, myĹlimy... - Ale pani Andrews nie sĹuchaĹa. - W dzisiejszych czasach moĹźna wygraÄ niemal wszystko - mĂłwiĹa. - CzytaĹam o kobiecie, ktĂłra wygraĹa w turnieju telewizyjnym ĹĂłdĹş mieszkalnÄ
. Ona mieszka w gĂłrach i teraz gĹowi siÄ, co poczÄ
Ä z tÄ
ĹodziÄ
. SiÄgnÄĹa do kieszeni i wyciÄ
gnÄĹa karteczkÄ. - Masz tÄ wiadomoĹÄ: âZielona Furtka. Prasa w ruchuâ. - Ĺwietnie, mamo, dziÄki! - Bob popÄdziĹ do drzwi frontowych, ale mama zatrzymaĹa go. - Robert! Co, na litoĹÄ boskÄ
, znaczy ta wiadomoĹÄ. Czy to rodzaj szyfru? - Nie, to prosty, potoczny jÄzyk. MuszÄ siÄ naprawdÄ spieszyÄ! CzmychnÄ
Ĺ za drzwi, skoczyĹ na rower i ruszyĹ do skĹadu zĹomu Jonesa. Kiedy jechaĹ rowerem, aparat usztywniajÄ
cy nogÄ prawie mu nie przeszkadzaĹ. Bob âwygraĹ aparatâ, jak to okreĹliĹ doktor Alvarez, dziÄki wĹasnej gĹupocie. UsiĹowaĹ siÄ wspiÄ
Ä w pojedynkÄ na jedno ze wzgĂłrz otaczajÄ
cych Rocky Beach. Miasto leĹźy na rĂłwninie ograniczonej z jednej strony Oceanem Spokojnym, z drugiej - GĂłrami Santa Monica. Jako gĂłry sÄ
one niewielkie, lecz jeĹli traktowaÄ je jako wzgĂłrza, sÄ
bardzo wysokie. Bob toczyĹ siÄ po stoku przez jakieĹ sto piÄÄdziesiÄ
t metrĂłw i wylÄ
dowaĹ na dole z nogÄ
zĹamanÄ
w kilku miejscach. W szpitalu zapewniono go, Ĺźe ustanowiĹ w tym wzglÄdzie rekord. Doktor Alvarez pocieszyĹ chĹopca, Ĺźe aparat zostanie po pewnym czasie zdjÄty i Bob zapomni, Ĺźe go kiedykolwiek nosiĹ. Niekiedy stanowiĹ pewnÄ
uciÄ
ĹźliwoĹÄ, ale przewaĹźnie nie przeszkadzaĹ mu zupeĹnie. Bob wyjechaĹ juĹź z centrum miasta i zbliĹźaĹ siÄ do skĹadu zĹomu Jonesa. ZwaĹ siÄ on kiedyĹ âGraciarniÄ
Jonesaâ, ale Jupiter przekonaĹ swego wuja, Ĺźe nazwÄ trzeba zmieniÄ. OprĂłcz normalnego zĹomu w skĹadzie znajdowaĹo siÄ wiele niezwykĹych artykuĹĂłw, ludzie ĹciÄ
gali wiÄc z bardzo odlegĹych miejsc w poszukiwaniu towaru, ktĂłrego nie moĹźna byĹo znaleĹşÄ nigdzie indziej. Dla kaĹźdego chĹopca skĹad byĹ fascynujÄ
cym miejscem. Jego specyficzny charakter dawaĹ siÄ poznaÄ juĹź z daleka, gdy tylko zobaczyĹo siÄ pĹot, ktĂłry go otaczaĹ. Pan Tytus Jones pomalowaĹ deski resztkami farb w najróşniejszych kolorach. Miejscowi artyĹci malarze przyszli mu z pomocÄ
w podziÄce za potrzebne drobiazgi ze skĹadu, ktĂłre im dawaĹ. Tak wiÄc caĹy frontowy pĹot pokrywaĹy rysunki drzew i kwiatĂłw, jezior i sunÄ
cych po nich ĹabÄdzi. Inne sceny wymalowano na pozostaĹych stronach pĹotu. ByĹo to z pewnoĹciÄ
najbarwniejsze zĹomowisko w kraju. Bob minÄ
Ĺ gĹĂłwne wejĹcie do skĹadu, stanowiĹa je olbrzymia, dwuskrzydĹowa brama z kutego Ĺźelaza. KiedyĹ zamykaĹa wjazd do pewnej posiadĹoĹci, ktĂłra spĹonÄĹa w poĹźarze. OkoĹo stu metrĂłw dalej, blisko naroĹźnika, na pĹocie moĹźna byĹo obejrzeÄ rysunek zielnego, wzburzonego oceanu, na sztormowych falach koĹysaĹ siÄ okrÄt. Tu Bob siÄ zatrzymaĹ, zsiadĹ z roweru, odszukaĹ dwie deski, ktĂłre Jupiter zmieniĹ w ich prywatne wejĹcie, czyli ZielonÄ
FurtkÄ. Na pierwszym planie wynurzona z wody ryba patrzyĹa na tonÄ
cy statek. Bob nacisnÄ
Ĺ jej oko i dwie deski odchyliĹy siÄ w gĂłrÄ. PrzepchnÄ
Ĺ rower przez otwĂłr i zamknÄ
Ĺ furtkÄ. ByĹ teraz w naroĹźniku skĹadu, gdzie Jupiter urzÄ
dziĹ sobie pracowniÄ. Z gĂłry osĹabĹo jÄ
niemal dwumetrowej szerokoĹci zadaszenie, ktĂłre biegĹo wzdĹuĹź caĹej dĹugoĹci pĹotu i pod ktĂłrym pan Jones trzymaĹ swe najcenniejsze rupiecie. Gdy Bob wszedĹ do pracowni, Jupiter siedziaĹ na starym obrotowym krzeĹle i skubaĹ dolnÄ
wargÄ, co zawsze byĹo znakiem, Ĺźe jego umysĹ pracuje na najwyĹźszych obrotach. Pete Crenshaw uwijaĹ siÄ przy maĹej prasie drukarskiej. PrzybyĹa ona do skĹadu jako zĹom i Jupiter dopĂłty siÄ nad niÄ
mozoliĹ, dopĂłki nie zaczÄĹa ponownie funkcjonowaÄ. Prasa przesuwaĹa siÄ z turkotem w przĂłd i w tyĹ, a wysoki, ciemnowĹosy Pete najpierw ukĹadaĹ, po czym zdejmowaĹ z niej biaĹe karteczki. Tak wiÄc wiadomoĹÄ Jupitera znaczyĹa po prostu, Ĺźe prasa drukarska dziaĹa i Ĺźe ma wejĹÄ przez ZielonÄ
FurtkÄ. Z frontowej czÄĹci skĹadu, gdzie znajdowaĹo siÄ biuro, nikt nie mĂłgĹ chĹopcĂłw widzieÄ, zwĹaszcza ciocia Matylda, postawna kobieta, ktĂłra wĹaĹciwie sama prowadziĹa skĹad. ByĹa osobÄ
o zĹotym sercu i pogodnym usposobieniu, ale widzÄ
c chĹopcĂłw miaĹa tylko jedno w gĹowie: jak zagoniÄ ich do roboty! W akcie samoobrony Jupiter wzniĂłsĹ po trochu wokóŠswej pracowni sterty wszelkiego rodzaju odpadĂłw. W ten sposĂłb uzyskaĹ zaciszne miejsce na spotkania z przyjaciĂłĹmi w wolnych chwilach. Bob odstawiĹ rower i podszedĹ do Peteâa, ktĂłry wrÄczyĹ mu jednÄ
z biaĹych karteczek. - Zobacz! ByĹa to spora wizytĂłwka, ktĂłra gĹosiĹa:  TRZEJ DETEKTYWI Badamy wszystko ??? Pierwszy Detektyw . . . . . . . . . Jupiter Jones Drugi Detektyw . . . . . . . . . . . Pete Crenshaw Dokumentacja i analizy . . . . . Bob Andrews   - Bomba! - wyraziĹ podziw Bob. - To naprawdÄ wyglÄ
da Ĺwietnie. WiÄc postanowiĹeĹ wystartowaÄ, Jupe? - O otworzeniu agencji detektywistycznej mĂłwiliĹmy przecieĹź od dawna - odpowiedziaĹ Jupiter. - Teraz, skoro wygraĹem rolls-royceâa na trzydzieĹci dni, przez dwadzieĹcia cztery godziny na dobÄ mamy moĹźliwoĹÄ szukania tajemnic, gdzie tylko siÄ da. W kaĹźdym razie przez pewien czas. Dlatego startujemy. Od dziĹ jesteĹmy oficjalnie Trzema Detektywami. Jako Pierwszy Detektyw zajmujÄ siÄ planowaniem. Pete, Drugi Detektyw, bÄdzie przewodziĹ we wszystkich operacjach wymagajÄ
cych sprawnoĹci fizycznej. PoniewaĹź ty, Bob, nie jesteĹ chwilowo w odpowiedniej kondycji, Ĺźeby ĹledziÄ podejrzanych, wspinaÄ siÄ na pĹoty i tym podobne, zajmiesz siÄ zbieraniem informacji, ktĂłre okaĹźÄ
siÄ w naszych sprawach potrzebne. BÄdziesz teĹź prowadziĹ wszystkie notatki z naszych poczynaĹ. - Mnie to odpowiada - zgodziĹ siÄ Bob. - Przy mojej pracy w bibliotece Ĺatwo mogÄ zasiÄgaÄ informacji. - Nowoczesne dochodzenie wymaga obszernych prac badawczych - oĹwiadczyĹ Jupiter. - Dlaczego patrzysz na tÄ kartkÄ z dziwnÄ
minÄ
? MoĹźna wiedzieÄ, co ci siÄ nie podoba? - Te znaki zapytania. Po co one tu sÄ
? - CzekaĹem na to pytanie - powiedziaĹ Pete. - Jupe mĂłwiĹ, Ĺźe siÄ zapytasz. Twierdzi, Ĺźe kaĹźdy bÄdzie pytaĹ. - Znak zapytania - zaczÄ
Ĺ Jupiter z namaszczeniem - jest symbolem niewiadomego. JesteĹmy gotowi rozwiÄ
zywaÄ zagadki, tajemnice, niejasnoĹci i sprawy niezwykĹe, jakie tylko zostanÄ
nam powierzone. StÄ
d naszym symbolem jest znak zapytania. Trzy znaki zapytania obok siebie bÄdÄ
zawsze oznaczaÄ Trzech DetektywĂłw. Bob myĹlaĹ, Ĺźe Jupe juĹź skoĹczyĹ, choÄ powinien wiedzieÄ z doĹwiadczenia, Ĺźe to dopiero rozgrzewka. - A poza tym znaki zapytania - ciÄ
gnÄ
Ĺ Jupiter - bÄdÄ
wzbudzaÄ zainteresowanie. Podobnie jak ty, ludzie bÄdÄ
siÄ pytaÄ o ich znaczenie. To pomoĹźe nam utrwaliÄ siÄ w ludzkiej pamiÄci. Znaki zapytania stanÄ
siÄ naszÄ
reklamÄ
. KaĹźdy interes wymaga reklamy, Ĺźeby pozyskaÄ klientelÄ. - Ĺwietnie - Bob odĹoĹźyĹ wizytĂłwkÄ na stosik wydrukowany juĹź przez Peteâa. - Teraz potrzebujemy tylko jakiejĹ sprawy do zbadania. - Bob, mamy juĹź sprawÄ - oznajmiĹ Pete uroczyĹcie. - NiezupeĹnie - Jupiter wyprostowaĹ siÄ i ĹciÄ
gnÄ
Ĺ usta. W ten sposĂłb jego okrÄ
gĹa buzia zdawaĹa siÄ dĹuĹźsza i wyglÄ
daĹ doroĹlej. Przy swej krÄpej budowie Jupiter sprawiaĹ wraĹźenie tĹuĹciocha, gdy nie trzymaĹ siÄ prosto. - Niestety widzÄ pewnÄ
maĹÄ
przeszkodÄ - wyjaĹniĹ. - Istotnie jest sprawa, ktĂłrÄ
moglibyĹmy z ĹatwoĹciÄ
rozwiÄ
zaÄ, tylko nie zostaĹa nam jeszcze powierzona. - Co to za sprawa? - zapytaĹ Bob z oĹźywieniem. - SĹawny reĹźyser Alfred Hitchcock szuka do swego nastÄpnego filmu prawdziwego domu nawiedzanego przez duchy - powiedziaĹ Pete. - MĂłj tato sĹyszaĹ o tym w studiu. Pan Crenshaw byĹ fachowcem w kreowaniu specjalnych filmowych efektĂłw technicznych i pracowaĹ w pobliskim Hollywoodzie. - Nawiedzany przez duchy dom? - powtĂłrzyĹ Bob. - Jak moĹźna stwierdziÄ, czy dom jest nawiedzany przez duchy? - MoĹźemy znaleĹşÄ taki dom i odkryÄ, czy rzeczywiĹcie tam straszy. Nasze nazwiska trafiÄ
do prasy i to uruchomi agencjÄ. - Tylko Ĺźe pan Hitchcock nie poprosiĹ nas jeszcze o zbadanie takiego domu - powiedziaĹ Bob. - Czy to wĹaĹnie nazywasz maĹÄ
przeszkodÄ
? - BÄdziemy musieli go przekonaÄ, Ĺźe powinien skorzystaÄ z naszych usĹug. To jest nasz nastÄpny krok. - Pewnie - prychnÄ
Ĺ Bob sarkastycznie. - Wejdziemy pewnie do biura najsĹawniejszego reĹźysera na Ĺwiecie i zapytamy: âPan po nas posyĹaĹ?â - MoĹźe niezupeĹnie tak, ale z grubsza myĹl jest sĹuszna. TelefonowaĹem juĹź do pana Hitchcocka i poprosiĹem o spotkanie - oznajmiĹ Jupiter. - Co zrobiĹeĹ? - zapytaĹ Pete rĂłwnie zdziwiony jak Bob. - Czy zgodziĹ siÄ nas przyjÄ
Ä? - Nie - wyznaĹ Jupiter. - Jego sekretarka nie pozwoliĹa mi nawet z nim porozmawiaÄ. - MoĹźna siÄ byĹo tego spodziewaÄ - mruknÄ
Ĺ Pete. - MĂłwiÄ
c ĹciĹle, powiedziaĹa, Ĺźe nas kaĹźe zaaresztowaÄ, jeĹli bÄdziemy usiĹowali siÄ do niego zbliĹźyÄ - dodaĹ Jupiter. - OkazaĹo siÄ, Ĺźe sekretarkÄ
pana Hitchcocka jest mĹoda dziewczyna, ktĂłra chodziĹa do szkoĹy w Rocky Beach. ByĹa o kilka klas wyĹźej od nas, ale prawdopodobnie jÄ
pamiÄtacie. Nazywa siÄ Henrietta Larson. - Henrietta waĹźniaczka! - wykrzyknÄ
Ĺ Pete. - Pewnie, Ĺźe jÄ
pamiÄtam. - PomagaĹa nauczycielom i musztrowaĹa wszystkie mĹodsze dzieci - wtĂłrowaĹ mu Bob. - Nigdy jej nie zapomnÄ. JeĹli Henrietta Larson jest jego sekretarkÄ
, moĹźemy sobie pana Hitchcocka wybiÄ z gĹowy. Trzy uzbrojone czoĹgi nie sforsujÄ
jej oporu. - TrudnoĹci czyniÄ
Ĺźycie interesujÄ
cym - stwierdziĹ Jupiter ze spokojem. - Jutro rano wybierzemy siÄ do Hollywoodu moim tymczasowym samochodem i zĹoĹźymy wizytÄ panu Hitchcockowi. - Ĺťeby Henrietta napuĹciĹa na nas policjÄ?! - wykrzyknÄ
Ĺ Bob. - Nie ma mowy. ZresztÄ
jutro muszÄ pracowaÄ caĹy dzieĹ w bibliotece. - WiÄc pojedziemy we dwĂłjkÄ z Peteâem. ZatelefonujÄ do agencji âWynajmij auto i w drogÄâ i powiem im, Ĺźe zaczynam moje trzydzieĹci dni jutro o dziesiÄ
tej rano. A ty, Bob, skoro bÄdziesz caĹy dzieĹ w bibliotece, poszukasz w starych gazetach i pismach artykuĹĂłw o tym - tu napisaĹ dwa sĹowa na odwrocie wizytĂłwki detektywĂłw i wrÄczyĹ jÄ
Bobowi. - Zamek Grozy - odczytaĹ Bob i gardĹo mu siÄ ĹcisnÄĹo. - Dobrze, Jupe, jeĹli tego chcesz. - Trzej Detektywi rozpoczynajÄ
dziaĹalnoĹÄ - oznajmiĹ Jupiter z zadowoleniem. - WeĹşcie zapas wizytĂłwek i noĹcie je zawsze przy sobie. To sÄ
wasze listy uwierzytelniajÄ
ce. Od jutra kaĹźdy z nas bÄdzie peĹniĹ obowiÄ
zki, jakie przypadnÄ
mu w udziale. RozdziaĹ 2 PodstÄpem do celu  NastÄpnego rana Pete i Jupiter czekali pod wielkÄ
, ĹźelaznÄ
bramÄ
skĹadu na dĹugo przed umĂłwionÄ
godzinÄ
. WĹoĹźyli swe odĹwiÄtne ubrania, biaĹe koszule i krawaty. WĹosy mieli gĹadko zaczesane, wypucowane twarze zaróşowione pod opaleniznÄ
. Nawet paznokcie mieli czyste. Ale ich elegancja zostaĹa przyÄmiona, gdy wreszcie podjechaĹ wspaniaĹy samochĂłd. Rolls-royce byĹ zabytkowym okazem z ogromnymi jak bÄbny przednimi ĹwiatĹami i straszliwie dĹugÄ
maskÄ
. KaroseriÄ miaĹ kwadratowÄ
jak pudeĹko, a wszystkie wykoĹczenia, nawet zderzaki, byĹy pozĹacane i lĹniĹy jak klejnoty. Czarny lakier karoserii byĹ tak wypolerowany, Ĺźe mĂłgĹ sĹuĹźyÄ jako lustro. - Rany! - powiedziaĹ Pete z zachwytem. - WyglÄ
da jak samochĂłd starego milionera. - Rolls-royce jest najdroĹźszym z produkowanych w Ĺwiecie samochodĂłw - zaczÄ
Ĺ swĂłj wykĹad Jupiter. - Ten tutaj zostaĹ skonstruowany specjalnie dla bogatego szejka arabskiego o wyszukanym guĹcie. Obecnie agencja wynajmu samochodĂłw uĹźywa go gĹĂłwnie w celach reklamowych. Z samochodu sprÄĹźyĹcie wysiadĹ szofer. ByĹ to wysoki mÄĹźczyzna, szczupĹy, lecz mocno zbudowany, o dĹugiej, pogodnej twarzy. ZdjÄ
Ĺ swojÄ
szoferskÄ
czapkÄ i zwrĂłciĹ siÄ do Jupitera: - Pan Jones? Jestem szoferem, nazywam siÄ Worthington. - Bardzo mi miĹo, panie Worthington, ale proszÄ do mnie mĂłwiÄ Jupiter, jak wszyscy. Na twarzy szofera odmalowaĹo siÄ cierpienie. - ProszÄ siÄ zwracaÄ do mnie po prostu Worthington. Tak jest przyjÄte. Jest rĂłwnieĹź przyjÄte, Ĺźe ja zwracam siÄ do moich pracodawcĂłw bardziej formalnie. Pan jest obecnie moim pracodawcÄ
i wolaĹbym szanowaÄ przyjÄte zwyczaje. - No dobrze, Worthington - zgodziĹ siÄ Jupiter. - JeĹli taki jest zwyczaj. - DziÄkujÄ. A teraz samochĂłd i ja jesteĹmy do usĹug przez trzydzieĹci dni. - Przez trzydzieĹci dni, przez dwadzieĹcia cztery godziny na dobÄ - uzupeĹniĹ Jupiter. - Zgodnie z reguĹami konkursu. - OczywiĹcie - Worthington otworzyĹ tylne drzwi samochodu. - ZechcÄ
panowie wsiÄ
ĹÄ. - DziÄkujÄ - powiedziaĹ Jupiter, sadowiÄ
c siÄ wraz ze swym partnerem na tylnym siedzeniu. - Ale nie musi nam pan otwieraÄ drzwi. JesteĹmy doĹÄ mĹodzi, Ĺźeby robiÄ to samodzielnie. - WolaĹbym speĹniaÄ wszystkie usĹugi, ktĂłre do mnie naleĹźÄ
- odparĹ Worthington. -jeĹli je zaniedbam, mogÄ siÄ w przyszĹoĹci okazaÄ opieszaĹy. - Rozumiem. - Jupiter zastanawiaĹ siÄ, podczas gdy Worthington zajÄ
Ĺ miejsce za kierownicÄ
. - MoĹźe siÄ jednak zdarzyÄ, Ĺźe bÄdziemy musieli wsiadaÄ i wysiadaÄ w poĹpiechu. UmĂłwmy siÄ wiÄc, Ĺźe poza poczÄ
tkiem i koĹcem jazdy danego dnia bÄdziemy wsiadaÄ i wysiadaÄ sami. - Doskonale. -We wstecznym lusterku zobaczyli uĹmiech na twarzy angielskiego szofera. - To Ĺwietne rozwiÄ
zanie. - Hm... my chyba nie bÄdziemy rĂłwnie dystyngowani jak wiÄkszoĹÄ osĂłb, ktĂłre pan wozi. MoĹźliwe rĂłwnieĹź, Ĺźe bÄdziemy musieli jeĹşdziÄ w bardzo dziwne miejsca... To powinno coĹ wyjaĹniÄ. - Jupiter podaĹ Worthingtonowi wizytĂłwkÄ Trzech DetektywĂłw. Szofer przestudiowaĹ jÄ
z uwagÄ
. - ZrozumiaĹem, o co chodzi, przynajmniej tak mi siÄ zdaje. Ta praca bÄdzie dla mnie przyjemnoĹciÄ
. WoĹźenie mĹodych ludzi, ĹźÄ
dnych przygĂłd to dla mnie duĹźa odmiana. JeĹşdziĹem ostatnio przewaĹźnie z osobami starszymi i ostroĹźnymi. A teraz poproszÄ pana o podanie celu naszej pierwszej podróşy. Pete i Jupiter poczuli wielkÄ
sympatiÄ dla swojego szofera. - Chcemy pojechaÄ do Hollywoodu, zĹoĹźyÄ wizytÄ panu Alfredowi Hitchcockowi w jego studiu - powiedziaĹ Jupiter. - Ja... hm... wczoraj do niego telefonowaĹem. - Doskonale, panie Jones. Niebawem luksusowy samochĂłd unosiĹ ich przez wzgĂłrza w stronÄ Hollywoodu. Worthington powiedziaĹ przez ramiÄ: - ChciaĹbym poinformowaÄ, Ĺźe samochĂłd wyposaĹźony jest w telefon i barek z napojami chĹodzÄ
cymi. Tak jedno, jak i drugie do paĹskiej dyspozycji. - Ogromnie dziÄkujÄ - odparĹ Jupiter z elegancjÄ
godnÄ
pasaĹźera tak wytwornego samochodu. OtworzyĹ schowek na wprost swego siedzenia i wyjÄ
Ĺ z niego telefon. ByĹ oczywiĹcie pozĹacany, ale nie miaĹ tarczy, tylko przycisk. - To jest radiotelefon - wyjaĹniĹ Jupe Peteâowi. - Naciska siÄ guzik i podaje ĹźÄ
dany numer telefonistce. MyĹlÄ, Ĺźe na razie nie bÄdziemy go potrzebowaÄ. Z pewnym ociÄ
ganiem odstawiĹ telefon i oparĹ siÄ wygodnie na obitym skĂłrÄ
siedzeniu.  Po miĹej, ale nieurozmaiconej podróşy wjechali do centralnej dz...
[ Pobierz caĹoĹÄ w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|