« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Akademicki Savoir-Vivre - Alicja Grochowska, Antykwariat, savoire vivre#=, Savoir vivre | » Akademia Jan Pawel II, KATECHEZA, Jan Paweł II(2) | » Akademik, Opowiadania erotyczne, Gay Opowiadania | » Akademia Sukcesu - Iwona Majewska-Opiełka, PSYCHOLOGIA, Psychologia | » Akademia piłkarska UEFA Grassroots KONSPEKT ZAJĘĆ TRENINGOWYCH 2 - Edward Klejndinst , konspekty | » Akademia sieci Cisco CCNA Pełny przegląd poleceń Empson Scott ebook, P jak Podręczniki, lektury | » Akademia sieci Cisco CCNA Semestr 3 + CD Lewis Wayne DOWNLOAD, Podręczniki, lektury | » Akademia piłkarska UEFA Grassroots ZBIÓR GIER ZADANIOWYCH-Stefan Majewski, konspekty | » Aleksander Wojciechowski - malarstwo po 45 r., Historia sztuki, Historia sztuki | » Akwaria Dla Różnych Gatunków Ryb Z Tanganiki, Akwarium, Ksiazki |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plets2.xlx.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] 1 Kevin J. Anderson Uczeń Ciemnej Strony 2 UCZEŃ CIEMNEJ STRONY KEVIN J. ANDERSON Przekład ANDRZEJ SYRZYCKI 3 Kevin J. Anderson Uczeń Ciemnej Strony 4 Tytuł oryginału DARK APPRENTICE Ilustracja na okładce ALVIN Redakcja merytoryczna TERESA UMER Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSK.I Korekta JOANNA DZIK Copyright © 1996 by Lucasfilm, Ltd. Published originally under the title Dark Apprentice by Bantam Books LUCY AUTREY WILSON z Lucasfilm Licensing... tak bardzo wzruszonej widokiem swojego nazwiska na liście osób, którym autor książki składa podziękowania, że wprost trudno przewidzieć co zrobi, kiedy stwierdzi, iż zadedykował jej całą książkę! Lucy miała tyle zapału, tak chętnie wysłuchiwała pomysłów i zgłaszała własne, że z prawdziwą przyjemnością pracowałem z nią nad wszystkimi projektami dotyczącymi „Gwiezdnych Wojen”. 5 Kevin J. Anderson Uczeń Ciemnej Strony 6 ROZDZIAŁ 1 Podziękowania Chciałbym obsypać podziękowaniami: Lillie Mitchell za błyskawiczne przepisywanie stosów moich mikrokaset; moją żonę Rebeccę Moestę Anderson właściwie za wszystko co związane z dyskutowaniem pomysłów, przygotowywaniem tekstów do przepisania i za osobisty wkład pracy w dzieło nadawania sensu moim dialogom; Billa Smitha z West End Games za wyczerpującą ekspertyzę w dziedzinie Gwiezdnych Wojen (nic wspominając o fantastycznym materiale źródłowym, dostępnym w West End); Toma Veitcha za pomoc w wymyśleniu historii Exara Kuna (prawdę mówiąc, było tego tyle, że opisujemy teraz jego historię i dzieje Wielkiej Wojny Sithów w dwunastu odcinkach „Czarnych Lordów Sithów” które mają być wydane przez Dark Horse Comics); Ralpha McQuarriego, którego wyobraźnia i oryginalne rysunki pomogły mi opisać świątynię Exara Kuna; moją redaktorkę Betsy Mitchell, która pomogła opracować tę książkę; jej następcę, Toma Dupree, który wszedł na pokład statku, kiedy dokonywaliśmy skoku w nadprzestrzeń; Heather McConnell, która pomogła nam nad wszystkim zapanować; Karen Anderson za wymyślenie na potrzeby tej książki terminu prakseum , Sue Rostoni z Lucasfilm za czuwanie, żeby wszystkie sprawy toczyły się sprawnie i gładko; Rosę Guilbert za inteligentne małże, Dave’a Wolvertona i Timothy’ego Zahna za nieocenioną pomoc i współpracę; Davida Brina za „Gwiezdną falę”; mojego agenta Richarda Curtisa; Ritę Anderson; Chucka Beasona i, rzecz jasna, George’a Lucasa, przede wszystkim za stworzenie tak fantastycznego wszechświata. Nad horyzontem czwartego księżyca ukazała się ogromna pomarańczowa kula gazowej planety Yavin. Łagodne, przenikające przez mgłę światło zalało tętniącą życiem dżunglę i starożytne kamienne świątynie. Luke Skywalker posłużył się techniką odprężania Jedi, by rozluźnić mięśnie i pozbyć się uczucia zmęczenia. Spał dobrze, ale przygniatała go odpowiedzialność za los Nowej Republiki i przyszłość galaktyki. Stał na szczycie piramidy przypominającej ścięty czworościan. Budowla była kiedyś wielką świątynią Massassów, zaginionej rasy obcych istot, które wzniosły ją i porzuciły przed tysiącleciami. W początkowym okresie walk Sojuszu z Imperium w jej ruinach urządzono tajną bazę Rebeliantów. To właśnie stąd wojska Sojuszu przypuściły rozpaczliwy atak na pierwszą Gwiazdę Śmierci. Teraz, po jedenastu latach od chwili opuszczenia bazy, na czwarty księżyc planety Yavin wrócił Luke. Był mistrzem. Mistrzem Jedi. Miał stać się pierwszym spośród nowego pokolenia Jedi, podobnym do tych, którzy od tysięcy lat chronili Republikę. Dawni rycerze Jedi cieszyli się szacunkiem i byli obdarzeni dużą władzą. Niestety, wszyscy zginęli na rozkaz Imperatora, wytropieni i zamordowani przez Dartha Vadera. Luke uzyskał zgodę i poparcie Mon Mothmy, przywódczyni Nowej Republiki, na szukanie osób umiejących posługiwać się Mocą - przyszłych uczniów, którzy mogliby się stać zalążkiem nowego zakonu rycerzy Jedi. Luke sprowadził kilkunastu kandydatów do swojej „akademii” na Yaninie Cztery, ale miał wątpliwości, jak ich kształcić, by nauka odniosła jak najlepsze skutki. Jego własne szkolenie, którym zajmowali się Obi- Wan i Yoda, było bardzo pobieżne i krótkie. Od tamtych czasów sam odkrył tyle dziedzin wiedzy Jedi, że mógł się zorientować, ilu rzeczy w dalszym ciągu nie zna. Nawet tak znakomity Jedi, jakim był Obi- Wan Kenobi, pomylił się, a przez to Anakin Skywalker przemienił się w potwora o nazwisku Vader. Teraz Luke’owi, który zamierzał szkolić innych Jedi, nie wolno popełnić tego błędu. „Zrób to albo nie rób w ogóle - powiedział kiedyś Yoda. - Nie próbuj. Prób nie ma”. Luke stał na gładkich, zimnych kamieniach na wierzchołku świątyni i spoglądał na budzącą się do życia dżunglę. Był świadom miriadów intensywnych woni, 7 niesionych stamtąd przez fale ogrzewającego się powietrza. Czuł wyraźnie płynący ku niemu korzenny zapach niebieskolistnych krzewów i aromat wybujałych orchidei. Zamknął oczy i pozwolił, by ręce z rozłożonymi palcami zwisały bezwładnie wzdłuż ciała. Otworzył umysł, odprężył się i chłonąc siłę Mocy, dotknął delikatnych zmarszczek wytwarzanych przez wszystkie formy roślinnego i zwierzęcego życia w dżungli. Wyostrzonymi zmysłami słyszał szelest milionów liści, szmer ocierających się gałęzi i odgłosy małych zwierząt przemykających między zaroślami. Usłyszał, jak jakiś gryzoń wydał pełen przerażenia przedśmiertny pisk, kiedy ginął, miażdżony szczękami drapieżnika. Skrzydlate stworzenia śpiewały miłosne pieśni, przelatując między gęsto rosnącymi drzewami. Nieco większe roślinożerne ssaki pożywiały się liśćmi, odrywając z czubków drzew młode pędy, albo grzebały w ziemi, szukając grzybów. Obok wielkiej świątyni płynęła szeroka rzeka, z trudem widoczna z tej wysokości przez gąszcz liści. Leniwie toczyła ciepłe, szafirowoniebieskie wody, pośród których tu i owdzie można było zauważyć brązowe wiry. Rzeka rozwidlała się, a jedna z jej odnóg wiodła obok dawnej elektrowni Rebeliantów. Luke i Artoo- Detoo musieli ją naprawić, zanim do akademii Jedi wprowadzili się uczniowie. W miejscu, gdzie wody rzeki przepływały nad burzonym na wpół przegniłym pniem drzewa, Luke wyczuwał obecność wielkiego drapieżnika, który kryjąc się w mrocznej toni, czyhał na życie stworzeń, przypominających małe rybki. Rośliny w gęstej dżungli kwitły. Zwierzęta żyły. Przyroda na księżycu planety Yavin budziła się do życia. Cały Yavin Cztery żył, a Luke Skywalker czuł, jak w jego ciało wstępuje nowa siła. Wytężył wszystkie zmysły i usłyszał odgłos kroków dwojga ludzi przedzierających się jeszcze dosyć daleko przez gęstą dżunglę. Dwaj jego uczniowie poruszali się jak duchy, nie odzywając się do siebie, ale kiedy szli wąziutką ścieżką miedzy zaroślami, Luke wyraźnie wyczuwał zachodzące w dżungli zmiany. Chwila wsłuchiwania się w doznania własnych zmysłów minęła. Luke uśmiechnął się do siebie i otworzył oczy. Postanowił zejść z wierzchołka świątyni i udać się na spotkanie z uczniami. Zanim jednak odwrócił się, żeby wejść do dźwięczącego echem korytarza, uniósł głowę ku niebu i w warstwach przesyconej parą wodną atmosfery ujrzał jasne smugi silników lądującej barki. Z zaskoczeniem uświadomił sobie, że niemal zapomniał o terminie przylotu kolejnego transportu potrzebnych rzeczy. Tak bardzo koncentrował się na szkoleniu nowych Jedi, że stracił kontakt z tym, co działo się w galaktyce. Dopiero, gdy ujrzał barkę, stwierdził, jak bardzo brakuje mu wiadomości od Hana, Leii i ich dzieci. Miał nadzieję, że pilot statku będzie wiedział, co się z nimi dzieje. Szarpnięciem głowy zsunął na plecy kaptur swojego brązowego płaszcza Jedi. Szata była zbyt ciepła jak na przesycone wilgocią powietrze dżungli, ale Luke już dawno przestał zwracać uwagę na takie drobne niedogodności. Na Eol Sha przeszedł po tafli jeziora wrzącej lawy, później na Kessel odbył wyprawę w głąb mrocznych kopalń przyprawy, a więc nie mógł martwić się teraz tym, że się poci. Kevin J. Anderson Uczeń Ciemnej Strony 8 Kiedy Rebelianci zakładali bazę w świątyni Massassów, oczyścili jej komnaty z wszelkiej roślinności. Po drugiej stronie rzeki wznosiła się inna duża świątynia, a wyniki badań orbitalnych świadczyły o tym, że pośród nieprzebytych gąszczów dżungli kryło się kilka innych. Sojusz poświęcał jednak walce z Imperium tyle uwagi, że nie miał czasu na dokładne badania archeologiczne. Zaginiona rasa budowniczych świątyń pozostawała zatem taką samą zagadką, jak w czasach, kiedy Rebelianci po raz pierwszy postawili stopy na Yavinie Cztery. Zbudowane z kamiennych bloków korytarze, chociaż nigdy nie miały gładkich powierzchni, nie nosiły śladów dużych zniszczeń mimo wielu stuleci, podczas których były narażone na działanie sił przyrody. Luke skorzystał z turbowindy i zjechał z wierzchołka na drugie piętro, na którym pozostali uczniowie spali albo oddawali się porannym medytacjom. Kiedy wyszedł z kabiny, z kąta komnaty wyjechał na jego powitanie Artoo- Detoo. Kółka małego robota brzęczały, tocząc się po nierównych kamiennych płytach, ale jego półkulista kopułka obracała się w jedną i w drugą stronę. Z korpusu wydobywały się całe serie elektronicznych pisków. - Tak, Artoo, widziałem tę lądującą barkę - odparł Luke. - Czy nie mógłbyś teraz zjechać i powitać ich w moim imieniu? Ja muszę wyjść na spotkanie Gantorisa i Streena, którzy właśnie wracają ze spaceru po dżungli. Chciałbym zobaczyć się z nimi i dowiedzieć, co odkryli. Artoo potwierdził przyjęcie polecenia pojedynczym piskiem i potoczył się w stronę kamiennej rampy. Luke tymczasem ruszył korytarzem, wdychając zatęchłą woń chłodnego powietrza, przesyconego pyłem kruszących się kamieni. Obok wejść do niektórych opuszczonych komnat wciąż jeszcze wisiały stare chorągwie Rebeliantów. Akademia Jedi Luke’a w żadnym razie nie zasługiwała na miano placówki luksusowej. Prawdę mówiąc, pozwalała na zaspokojenie tylko najbardziej podstawowych potrzeb. Luke i jego uczniowie zajmowali się jednak problemami, które pochłaniały ich o wiele bardziej niż myślenie o niewygodach. Mistrz Jedi nie naprawił wszystkich szkód, jakie wyrządził upływ czasu, jedynie wyremontował i oczyścił urządzenia systemów, które zapewniały oświetlenie i dopływ bieżącej wody. Przywrócił także sprawność automatom służącym do przygotowywania posiłków, zainstalowanym kiedyś przez specjalistów Sojuszu. Kiedy Luke znalazł się w końcu na parterze świątyni, na widok częściowo uniesionych wrót hangaru pomyślał, że widzi na wpół otwarte usta. Wyczuwał w pomieszczeniu echo dawnych czasów, ledwo uchwytną woń paliwa i chłodziwa silników gwiezdnych maszyn. Jego zmysły drażnił zapach kurzu i starych smarów unoszący się z mrocznych kątów. Mistrz Jedi przeszedł przez nie domknięte wrota i zmrużył oczy przed blaskiem łagodnego światła, przesączonego przez warstwy pary wodnej. Zauważył, jak znad wilgotnego poszycia dżungli unosi się delikatna mgiełka. Wyszedł ze świątyni w idealnej chwili. Gdy tylko zagłębił się w gąszcz roślin, zaraz usłyszał odgłos kroków dwóch nadchodzących uczniów. Wysyłał ich parami w trudno dostępne chaszcze, chcąc w ten sposób ćwiczyć zaradność i pomysłowość studentów, a także zapewnić im warunki do niczym nie zakłóconej koncentracji. Pozostawieni samym sobie i zdani tylko na własne siły, 9 wykorzystywali siłę skupienia, by wyczuwać i badać zmysłami inne formy życia, zapoznawać się z Mocą. Kiedy obaj mężczyźni wyłonili się z plątaniny niebieskolistnych krzewów i postrzępionych paproci, Luke uniósł rękę na powitanie. Wysoki, ciemnowłosy Gantoris rozchylił ciężkie gałęzie i podszedł bliżej, by przywitać się z Lukiem. Czoło mężczyzny, pozbawione brwi wyglądało na spękane, podobne do zwietrzałej skały. Chociaż spędził całe życie na planecie Eol Sha, nękanej wybuchami wulkanów i gejzerów, wydawał się zdziwiony widokiem mistrza Jedi, ale natychmiast przybrał obojętny wyraz twarzy. W swoim świecie przypominającym piekło korzystał z wrodzonych zdolności do posługiwania się Mocą. Chciał w ten sposób utrzymać przy życiu małą grupkę kolonistów, o których niemal wszyscy zapomnieli. Czasami dręczyły go koszmarne sny o „mężczyźnie, spowitym całunem mroku”, kuszącym go wielką władzą, a później bezlitośnie go niszczącym. Na początku przypuszczał, że mężczyzną ze snów jest Luke, który odziany w ciemny płaszcz Jedi przeszedł przez gejzerowe pole, a potem namawiał kolonistę, żeby został jego uczniem. Gantoris wypróbował wówczas Luke’a, każąc mu wspinać się kominem we wnętrzu gejzera i przechodzić po powierzchni rozżarzonej lawy. Za Gantorisem szedł Streen, drugi uczeń, którego odnalazł Luke, kiedy poszukiwał odpowiednich kandydatów. Starszawy mężczyzna zajmował się chwytaniem gazów na Bespinie, gdzie żył jak pustelnik w opuszczonym latającym mieście. Potrafił przewidywać erupcje drogocennych substancji, które wydostawały się spod grubej warstwy chmur. Luke skusił go obietnicą, że uciszy setki przekrzykujących się głosów, jakie Streen słyszał w głowie, ilekroć znalazł się w miejscach nieco gęściej zaludnionych. Obaj uczniowie skłonili się, a Luke podszedł do nich i uścisnął ich dłonie. - Cieszę się, że wróciliście - oznajmił. - Powiedzcie mi czego się nauczyliście. - Odkryliśmy jeszcze jedną świątynię Massassów! - niemal bez tchu odparł Streen, spoglądając na prawo i lewo. Jego mocno przerzedzone siwe włosy były teraz zmierzwione i poprzetykane kawałkami roślin. - To prawda - odezwał się Gantoris. Zarumieniona twarz mężczyzny i ciemne włosy splecione w długi warkocz były wilgotne od potu i zakurzone. - W porównaniu z naszą tamta jest trochę mniejsza, ale odniosłem wrażenie, że promieniuje dziwną siłą. Budowlę wzniesiono z obsydianu na samym środku płytkiego jeziora wyglądającego jak szklane. W świątyni widzieliśmy duży posąg wielkiego lorda. - Bez wątpienia musiał być to kiedyś ośrodek silnej władzy - stwierdził Streen. - Tak, ja także to wyczułem - dodał Gantoris. Wyprostował się i szarpnięciem głowy przerzucił gruby warkocz na plecy. - Uważam, że powinniśmy dowiedzieć się o rasie Massassów wszystkiego, co możemy. Wydaje mi się, że byli obdarzeni dużą władzą, ale zniknęli bez śladu. Kto wie, co się z nimi stało? Może zostało po nich coś, czego powinniśmy się obawiać? Luke poważnie kiwnął głową. On także wyczuwał tę moc promieniującą ze świątyń. Kiedy po raz pierwszy przybył na Yavina Cztery, był zaledwie dorastającym Kevin J. Anderson Uczeń Ciemnej Strony 10 chłopcem. Niemal z zamkniętymi oczami przyłączył się do Rebeliantów, chcąc pomóc w walce przeciwko Imperium. Nie zdawał sobie sprawy z potęgi Mocy; prawdę mówiąc, o jej istnieniu dowiedział się zaledwie kilka dni wcześniej. Powrócił tu znów jako mistrz Jedi i potrafił wyczuwać wiele rzeczy, które przedtem były niedostępne jego zmysłom. Znał ciemną stronę Mocy, którą wykrył Gantoris. Chociaż oświadczył uczniom, że powinni dzielić się ze wszystkimi tym, czego się nauczą, to czuł, że pewien rodzaj wiedzy może stanowić dla nich śmiertelne zagrożenie. Darth Vader także odkrył kiedyś niewłaściwą wiedzę. Luke musiał brać pod uwagę możliwość, że któryś z jego studentów również zostanie zwiedziony przez ciemną stronę. Położył dłonie na ramionach uczniów. - Wejdźcie teraz do środka i napijcie się czegoś - powiedział. - Ląduje barka z zaopatrzeniem. Powinniśmy powitać naszych gości. Na oczyszczonym z roślinności lądowisku zastali Artoo obok budki kontrolera lotów. Wydając serie elektronicznych pisków, przekazywał współrzędne komputerowi lądującego statku klasy X- 23 Gwiezdny Robotnik. Z zadartą głową, Luke przyglądał się lądowaniu. Wsłuchiwał się w jękliwe zawodzenie silników i obserwował płomienie z dysz wylotowych. Barka klasy Gwiezdny Robotnik przypominała trapezoidalny towarowy kontener, do którego przymocowano silniki typu incom umożliwiające loty z prędkościami podświetlnymi. Wysłużony transportowiec pamiętał lepsze czasy. Na szarym metalu kadłuba było widać odbarwione miejsca po strzałach z blastera, a także niezliczone wgłębienia i rysy od zderzeń z mikrometeorami. Silnik brzmiał jednak pewnie i głośno. Po chwili wysunęły się elementy podwozia. Na dolnych krawędziach kosmicznej barki zaczęły mrugać światła pozycyjne, a potem statek łagodnie osiadł na prowizorycznym lądowisku. Luke zmrużył oczy, starając się coś dojrzeć, ale zobaczył jedynie stado latających stworzeń. Poderwały się z koron drzew, głośno skrzecząc, jakby złorzeczyły dziwnemu metalowemu przedmiotowi, który wtargnął do ich lasu. Po chwili wysunęły się ciężkie plastalowe wsporniki i ze szmerem hydraulicznych siłowników spoczęły na ziemi. W przesyconym wilgocią powietrzu zawisł gorzki zapach oleju i wydechowych gazów, mieszając się z ostrą i słodką wonią kwiatów i liści dżungli. Zapach urządzeń mechanicznych przypomniał Luke’owi gwarną i rojną metropolię, Imperial City, siedzibę władz Nowej Republiki. Chociaż od kilku miesięcy przebywał na Yavinie Cztery, nie niepokojony przez nikogo, poczuł nagle, jak na karku zaczyna go świerzbić skóra. Nie mógł pozwolić sobie nawet na sekundę nieuwagi. To nie były wakacje. Musiał spełnić ważną misję dla dobra Nowej Republiki. Mimo że barka osiadła na lądowisku, jej kadłub wciąż jeszcze mruczał i skrzypiał, jakby rozmawiał z samym sobą. Powoli, z sykiem przypominającym kaszlnięcie otworzyły się dwuskrzydłowe wrota rufowej ładowni. Wyglądało to tak, jakby dwaj giganci rozsuwali je na zmianę: to jedno skrzydło to znów drugie. W błękitnym świetle
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|