« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Alfred Hitchcock - Tajemnica zaginionej syreny, Lubie czytac, Hitchcock Alfred | » Akademia Zabaw Przedszkolaka Poznaję świat praca zbiorowa EBOOK, Podręczniki, lektury | » Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat (1931), Biblioteka | » Aldous Huxley - Nowy Wspaniały Świat, ebook | » Aldous Huxley - Nowy wspanialy swiat(1), E-books | » Aldous Huxley - Nowy wspaniały świat, EBOOKI | » Alec MacLellan - Tajemnica pustej ziemi, Ciekawe | » Alphonse Daudet - Le nabab, Ebooki po francusku | » Akumulator do CASE 2000 Serie 2090 2290 2390, akumulatory budowlane | » Alicia Keys - Wild Horses, Nuty na pianino |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plchaotyczny.htw.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Zaginiony świat Agharti Autor: Alec MacLellan Wydawnictwo AMBER Tytuł oryginału: The lost word of Agharti Spis treści: Prolog 1. Niesamowite doznania pod powierzchnią ziemi 2. Legenda Agharti 3. Poszukiwacze zaginionego świata 4. Przedziwna wyprawa poszukiwacza Ferdynanda Ossendowskiego 5. Poszukiwania miasta Szambala 6. Zagadka podziemnego świata lorda Lyttona 7. Adolf Hitler i „rasa nadludzi” 8. Tajemnicze tunele Ameryki Południowej 9. Brazylia a ogniwo atlantyjskie 10. „Podziemia” Nowego Jorku 11. Tajemnica mocy Vril 12. Odnalezienie Shangri-la 13. Państwo Króla Świata Mogę oto potwierdzić, iż wyprowadziłem rzecz z kompletnej ciemności i doprowadziłem do tego, że jest okryta jedynie lekką mgiełką; zaszedłem więc dalej niż ktokolwiek przede mną. Jogn Aubrey Miscellanies Prolog „Tunele i labirynty odgrywały zawsze tajemniczą rolę wśród starożytnych cywilizacji w rejonach, które zwie się, być może niesłusznie, starym światem Azji, Europy i Afryki. Któż może powiedzieć, co było znane pradawnym władcom Peru, a co odziedziczyli oni po owych minionych cywilizacjach, po których nie pozostały dziś nawet nazwy, nie więcej niż mglisty i nierzeczywisty cień? Starożytny przekaz bramińskiego Hindustanu mówi o wielkiej wyspie „niezrównanej piękności”, która istniała w pradawnych czasach pośrodku bezkresnego morza w Azji Środkowej, na północ od obszaru znanego obecnie jako Himalaje. Rasa nephilim, lub inaczej ludzi Złotej Ery, zamieszkiwała ową wyspę, nie było jednak innego rodzaju komunikacji pomiędzy nią a lądem stałym, jak tylko za pośrednictwem tuneli, rozbiegających się we wszystkich kierunkach i na wiele mil długich. Tunele te, jak mówiono, miały ukryte wejścia w starych zrujnowanych miastach Indii – takich jak starożytne pozostałości Elury, Elefanty – a także w jaskiniach Adżanta w paśmie górskim Czandoru. Wśród plemion Mongolii Środkowej nawet dziś jeszcze można usłyszeć przekazy o tunelach i podziemnych światach, nie brzmiące wcale bardziej fantastycznie niż wątki, zawarte we współczesnych powieściach. Jedna taka legenda – jeżeli to istotnie legenda! – twierdzi, iż tunele te prowadzą do podziemnego świata, pochodzącego sprzed potopu, a znajdującego się w którymś z zakątków Afganistanu lub w rejonie Hindukuszu. Jest to Shangri-la, miejsce, gdzie nauka i sztuka, nigdy nie zagrożone wojnami światowymi, rozwijają się w atmosferze pokoju, pielęgnowane przez rasę o nieograniczonej wiedzy. Miejsce to ma nawet nazwę: Agharti. Legenda dodaje, iż labirynt tuneli i podziemnych przejść rozwija się w sieć, łączącą Agharti ze wszystkimi podobnymi podziemnymi światami. Lamowie tybetańscy zapewniają nawet, że w Ameryce – nie powiedziano jednak, czy w Ameryce Północnej, Południowej czy Środkowej – w bezkresnych podziemnych jaskiniach, dostępnych poprzez tajemne tunele, żyją starożytne ludy, które uniknęły w ten sposób skutków olbrzymiego kataklizmu sprzed tysięcy lat. Zarówno w Azji, jak i w Ameryce, uważa się, iż owe fantastyczne i prastare narody, sądzone są przez dobrotliwych władców, czy też królów- przywódców. Podziemny świat, jak mówią, jest oświetlany dziwną zielonkawą poświatą, która pozwala rozwijać się roślinom oraz umożliwia ludziom życie zdrowsze i dłuższe niż wszędzie”. (Fragment oświadczenia, złożonego w 1945 roku w Londynie przez Harolda T. Wilkinsa (1891- 1959), badacza, historyka, będącego jednym z największych światowych autorytetów w dziedzinie podziemnych tuneli i korytarzy). 1. Niesamowite doznanie pod powierzchnią ziemi Dzień, który miał mi przynieść jedno z najdziwniejszych, najbardziej przerażających, a zarazem absolutnie fascynujących doznań w życiu, rozpoczął się całkiem zwyczajnie. Przebywałem na wakacjach w okolicy West Riding w hrabstwie Yorkshire. Zatrzymałem się u krewnych w nieciekawym, ale przyjemnym mieście Keighley, w pobliżu słynnych Moczarów Ilkley. Był letni dzień; ogromna połać czystego, błękitnego nieba i silne światło słoneczne czyniły z rozciągających się na północy łańcuchów i wzgórz ostro zarysowaną płaskorzeźbę. Owe wypukłości terenu ledwie zasługują na miano gór, są bowiem rozległe i łagodne, najwyższa zaś z nich, Great Whernside, ma zaledwie siedemset pięć metrów wysokości. Tamtego ranka wyruszyłem oczywiście w kierunku Great Whemside. Wstałem wcześnie rano i pojechałem do Grassington, skąd zamierzałem powędrować wzdłuż przyjemnej doliny rzeki Wharfe. Z moim zamiłowaniem do historii starożytnej, nie mógłbym wybrać lepszego miejsca do rozpoczęcia wycieczki, ponieważ właśnie tutaj, w pobliżu miejscowości Lea Garden, znajdują się pozostałości wsi z epoki żelaza, zamieszkiwanej od około 200 r. p.n.e. do około 400 r. n.e. Niewielkie koliste kopce i porośnięte trawą konstrukcje kamienne, stanowią milczący dowód na to, iż okolica ta była w epoce żelaza jednym z najgęściej zaludnionych rejonów dolinnych, pokazując zarazem, dlaczego jest ona uważana za jedną z najbardziej fascynujących siedzib prehistorycznych w Anglii. Jak pisze Lettice Cooper w książce Yorkshire West Riding (1950): „Grassington było zawsze metropolią doliny Wharfe. Istnieją tu ślady prehistorycznej miejscowości, powstałej jeszcze przed odkryciem przez Rzymian złóż ołowiu, które nadały okolicy znaczenie i przyniosły jej mieszkańcom pracę. Grassington i położone w niższej dolinie Linton są szczególne bogate w dzikie kwiaty i legendy. Opowiada się tu o okropnym psie-duchu dolin zwanym „Barguest”, którego pojawienie się zwiastowało katastrofę, płytkiemu zaś wgłębieniu w skale wapiennej nadano nazwę Jaskinia Wróżek”. Kiedy rozpoczynałem wędrówkę, wszystko dookoła mnie tchnęło spokojem i ciszą. I nie wiem z jakiego powodu przychodziły mi wciąż na myśl słowa, przeczytane poprzedniego wieczoru: słowa napisane przez Daniela Defoe o jego wyprawie w okolice West Riding we wczesnych latach osiemnastego wieku. Mając na myśli góry Upper Wharfedale, leżące teraz przede mną w ciepłych promieniach słońca, Defoe napisał: „Są one, a szczególnie Wzgórze Pingent, bardziej przerażające niż jakiekolwiek inne góry w Monmouthshire czy Derbyshire”. Zerknąłem na lewo i spojrzałem na płaski wierzchołek Wzgórza Pingent, znanego obecnie jako Penyghent, dziwiąc się, dlaczego widok ten tak zaniepokoił Daniela Defoe. Wiedziałem, że w jego czasach nie zachwycano się dzikim pięknem, lecz ta jego niechęć wypływała ze strachu. Nagle po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz. Powinienem był sobie wtedy uświadomić, że jest to znak... Powędrowałem dalej przez Moczary Grassington i ujrzałem pierwsze ślady kopalni, które po części przyciągnęły mnie do tej okolicy. Przeczytane przed przyjazdem do Yorkshire książki powiedziały mi, że wydobywanie ołowiu wzdłuż doliny Wharfe, odbywało się na przestrzeni wielu wieków, przy czym kopalnie działały raczej opierając się na systemie szybów i chodników, niż tradycyjnych odkrywek, co czyniło je dość łatwo dostępnymi, zarówno dla ciekawskich, jak i dla górników. Turyści byli nawet zachęcani do odwiedzania kopalni przez księdza Baily'ego Harkera w jego pionierskim przewodniku pod tytułem Rambies in Upper Wharfedale („Wycieczki po Górnym Wharfedale”), wydanym w roku 1869. „Polecałbym odwiedzającym podróż pod ziemię – pisał – mimo iż zejście w dół może ich nieco zatrwożyć. Dno niektórych szybów osiąga się za pomocą drabin, innych za pomocą lin”. Kopalnie są już oczywiście nieczynne od ponad wieku, chociaż od czasu do czasu można natknąć się na wytrwałą osobę, rozgrzebującą pozostawione przez dawnych górników hałdy odpadów w poszukiwaniu kawałków barytu lub rudy ołowianej. Moja wędrówka poprowadziła mnie obok wielu takich hałd; na podstawie poczynionych przez siebie zapisków, potrafiłem zidentyfikować kopalnie o tak oryginalnych nazwach jak Moss (Mech), Sara, Beaver (Bóbr), Turf Pits (Torfowe Doły) i Peru. Wyczuwało się, że krajobraz ów niegdyś tętnił życiem, kiedy górnicy wydobywali tu ołów o wartości tysięcy funtów rocznie. Teraz jednak wszystko stało nieruchome i milczące w porannym słońcu. Gwoli uczciwości trzeba jednak przyznać, że do doliny Wharfe przyciągnęły mnie nie tylko kopalnie. Moja ciekawość została także rozpalona opowieściami o jaskiniach i prastarych tunelach, w które, jak mówiono, obfituje tutejsza okolica. Kilka dni wcześniej złożyłem wizytę w Pig Yard Club Museum w pobliskim Settle; oglądając zbiór reliktów tego muzeum można zrozumieć, dlaczego tutejsze jaskinie nazwano „vademecum życia w dawnych czasach”. Patrząc na tę godną uwagi kolekcję, przypomniałem sobie komentarz G. Bernarda Wooda w jego książce Secret Britain („Tajemnicza Brytania”), stwierdzający: „każdy z nas może sobie dzięki niej uświadomić fakt, że mieszka w świecie prawie bezgranicznym, świecie wciąż pełnym tajemnic, z których niejedna opowiedziana jest zaledwie w połowie”. Wśród eksponatów jest czaszka wielkiego niedźwiedzia skalnego, są dowody istnienia słonia o prostych kłach oraz nosorożca skąponosego, harpun do połowu ryb, wykonany z rogu jelenia, a także mnóstwo ozdób i starożytnych monet – wszystko to wydobyte z ziemi w tutejszych jaskiniach. Moje uczucia, gdy patrzyłem w zachwycie na owe eksponaty, były bardzo podobne do uczuć pana Wooda, który napisał też w swojej książce: „Problemy obecnych czasów szybko zaczyna się dostrzegać w odpowiedniej perspektywie, widząc takie oto świadectwa minionych zagrożeń, skromnych zajęć domowych, a może nawet domowego szczęścia”. Nie potrzebowałem żadnych dodatkowych bodźców do zbadania doliny Wharfe. Wiedziałem jednak, że choć niektóre z jaskiń i tuneli datowały się z epok mezolitycznej, neolitycznej, brązu i żelaza, istniały inne jeszcze, daleko bardziej zagadkowe, daleko bardziej tajemnicze, niemal zupełnie nie zbadane. Przypomniało mi się też stwierdzenie niejakiego doktora Bucklanda, który badał jaskinię Kirkdale w roku 1882, po czym zaś w swojej książce „Relikty z czasów potopu” podjął dzieło udowodnienia, iż odnalezione przezeń pozostałości „należały do ludzi porwanych przez potop czasów Noego”. Wędrówka w górę doliny nie była owego letniego dnia męcząca; wydawało się, że do cienia góry Great Whemside dotarłem w jednej chwili. Zdążyłem już zauważyć wiele oznak istnienia kotłów erozyjnych, tworzących rozległy układ podziemny w tutejszym wapieniu i przyciągających co roku coraz więcej badaczy. Mnie jednak bardziej interesowały jaskinie. Znajdowałem się w punkcie położonym mniej więcej w połowie drogi pomiędzy małymi wioskami Kettlewell i Starbotton, gdzie dość strome łańcuchy wzgórz otaczają dolinę, kiedy mignęło mi wejście do jaskini, położone w górnej części zbocza. Patrząc z miejsca, w którym stałem, nie mogłem nawet być pewien, czy jest to w ogóle jaskinia. Chciałem jednak to koniecznie zbadać, zwróciłem więc kroki w tym kierunku. Zbliżywszy się, stwierdziłem, że mam rację, mimo iż wejście do jaskini było bardzo małe i wąskie. Wyjąłem latarkę, którą wziąłem ze sobą, i skierowałem jej promień do środka niepozornego otworu. Przede mną rozciągała się tylko ciemność, słychać też było delikatny plusk wody, kapiącej ze sklepienia jaskini. Gdy wkroczyłem do wnętrza, uderzył mnie ciąg zimnego powietrza. Wahałem się chwilę, zastanawiając się, czy istotnie warto badać coś tak mało obiecującego. Czy jednak taki jest prawdziwy powód, zapytałem samego siebie, czy też jestem po prostu wystraszony? Wreszcie się zdecydowałem. Przebyłem taką daleką drogę, żeby zobaczyć jaskinię, więc muszę wejść do środka. Podniosłem kołnierz koszuli i zapiąłem kurtkę, potem zaś podążyłem za mocnym promieniem latarki. Ściany jaskini zdawały się stopniowo obniżać, aby w końcu przekształcić się w niemal regularny tunel. Podłoże było twarde i kamieniste; co jakiś czas wchodziłem w małe kałuże. Ciszę przerywał jedynie odgłos mojego własnego oddechu i moich kroków; przede mną światło latarki odsłaniało tunel, opadający wciąż stopniowo w dół i prawie pozbawiony zakrętów. Tylko raz odwróciłem się, aby spojrzeć za siebie, lecz ujrzałem jedynie nieprzeniknioną ciemność. Musiałem tak iść około dziesięciu minut, zanim się zatrzymałem. Ani wysokość, ani stopniowy spadek tunelu nie ulegały zmianie; zadałem sobie pytanie, jak długo jeszcze zamierzam iść przed siebie? Prawdopodobnie odnalazłem i przemierzałem jeden z dziwnych podziemnych tuneli okolic West Riding. Nie byłem badaczem kotłów erozyjnych ani speleologiem, cóż więc mogłem osiągnąć, idąc dalej? Mogłem się najwyżej znaleźć w niebezpiecznej sytuacji, gdyby coś poszło źle – myślałem niewesoło. Zdrowy rozsądek, a może także uczucie niepokoju, zwyciężyły. Zwróciłem latarkę w odwrotnym kierunku i zamierzałem właśnie wyruszyć tam, skąd przyszedłem, gdy nagle coś sprawiło, że zastygłem w bezruchu. Jeszcze raz oświetliłem przestrzeń poza sobą i kątem oka uchwyciłem ulotny poblask daleko w dole tunelu. Najwyraźniej ostre światło mojej latarki czyniło go dotychczas niewidocznym. Wytężyłem wzrok jeszcze bardziej, aby upewnić się, że nie jestem w błędzie. Nie, w pewnej odległości przede mną widać było wyraźnie nikły poblask. Zawahałem się. Czy mam zbadać, co to takiego, czy też wracać? Stojąc w miejscu, odniosłem wrażenie, że światło w dole tunelu staje się bardziej intensywne, choć mogło to być złudzenie. Jeszcze raz zacząłem się ostrożnie przemieszczać do przodu, kierując teraz światło latarki pod nogi. Przeszedłem tak może pięćdziesiąt metrów. Zauważyłem, że światło jest zielonego koloru i zdaje się pulsować. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co jest jego źródłem. Znowu się zatrzymałem. Potem zaś wydarzyło się coś jeszcze bardziej niezwykłego. Początkowo myślałem, że słyszę swój własny oddech, wreszcie jednak wyodrębniłem cichy pomruk, który stopniowo stawał się coraz głośniejszy. Zarazem ziemia pod moimi stopami zaczęła wibrować, niezwykle delikatnie lecz ze stale narastającą intensywnością. Pomruk przerodził się w dudnienie, a zielone światło wydawało się pulsować jeszcze silniej. Poczułem, jak serce zaczyna mi walić w piersiach; w ciemności ogarnęło mnie nagłe przerażenie. Coś zdawało się zbliżać do mnie. Co się, na Boga, tutaj dzieje? Co to za dziwne światło? I co powoduje dudnienie pod moimi stopami? Sądziłem, że jestem w tunelu jakiejś dawno zapomnianej kopalni w Yorkshire, wszystko jednak wskazywało, że trafiłem na coś daleko bardziej niezwykłego. W ciągu następnych kilku chwil pulsowanie zielonego światła i wibracje ziemi narastały, aż w końcu odniosłem wrażenie, że tunel zaraz się zawali. Ta właśnie myśl przerwała moje osłupienie; bez dalszych rozmyślań odwróciłem się i popędziłem z powrotem w górę podziemnego korytarza. Nie przestałem biec, dopóki nie wydostałem się poprzez wejście do tunelu na światło słońca i w ciepło letniego dnia. Wyczerpany opadłem na ziemię, usiłując złapać oddech. Panika stopniowo ustąpiła; zacząłem intensywnie myśleć, chcąc wyjaśnić to, co się wydarzyło. Nie miałem wątpliwości co do zielonego światła, które na pewno widziałem, ani co do drżenia ziemi pod stopami. Gdyby kopalnie w tej części kraju wciąż były czynne, mógłbym próbować sobie wytłumaczyć, że znalazłem się nieco za blisko jakiejś podziemnej eksplozji. Gdyby chociaż jakaś
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|