« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Albert Hourani - Historia Arabów, Historia | » Alberto Moravia - Obojętni, ◕ EBOOK, ◕ Ebook z opisami, ebooki po polsku | » Albert Hoffman - LSD moje trudne dziecko, książki, książki | » Albert Hoffman - LSD moje trudne dziecko, ✹ PEDAGOGIKA + materiały do pracy z dziećmi, ✹Resocjalizacja, patologie społeczne | » Albertus Magnus or Egyptian Secrets of White and Black Art for Man and Beast, wiedza tajemna, ZAJRZYJ TU! Różne | » Albert Einstein, Alll, Studia, VII semestr, Wynalazczość i ochrona własności | » Albert Taylor - Wędrówki duszy, EBOOKI WIEDZA TAJEMNA | » Albert Hoffman - LSD - moje trudne dziecko, ebooki | » Alberts - Fundamentals of Cancer Prevention 2e (Springer, eBooks | » Albert Hofmann - LSD moje trudne dziecko, ebooki |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkolobrzeginfo.keep.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Albert Camus Czowiek zbuntowany prze. Joanna Guze I ofiarowaem moje serce ziemi powanej i cierpicej, i w witej nocy skadaem obietnic, e bd j kocha wiernie, bez lku nie odrzucajc nic z ciaru jej nieszcz i nie gardzc adn z jej zagadek. Tak oto zwizaem si z ni wzem miertelnym. Hölderlin: mier Empedoklesa Jeanowi Grenier WPROWADZENIE Istniej zbrodnie z namitno ci i zbrodnie zrodzone z logiki. Kodeks karny do wygodnie je rozró’nia, od- woujc si do premedytacji. *yjemy w czasach premedytacji i zbrodni doskonaej. Nasi przestpcy nie s ju’ bezbronnymi dziemi, które szukay przebaczenia w mio ci. Na odwrót, s doro li i maj nieodparte alibi: jest nim filozofia, która mo’e su’y do wszystkiego, nawet do przemiany morderców w sdziów. Heathcliff w Wichrowych wzgórzach unicestwiby wiat, ’eby mie Cathie, ale nie powiedziaby nigdy, ’e jest to mord rozsdny czy usprawiedliwiony przez system. Popeniby zbrodni i tyle. Zakada to si mio ci i charakteru. Poniewa’ silna mio jest rzecz rzadk, zbrodnia ma tu charakter wyjtkowy, stanowi wyom. Ale odkd z braku charakteru szuka si doktryny, odkd zbrodnia jest rozumowana, upowszechnia si jako racja i przybiera wszystkie figury sylogizmu. Bya samotna jak krzyk, jest uniwersalna jak wiedza. Sdzona wczoraj, staje si prawem dzisiaj. Nie bd si tu oburza. Ten esej zakada istnienie zbrodni logicznej, która jest realno ci dzisiaj, i zamierza zbada jej uzasadnienia: chc zrozumie moj epok. Kto uzna mo’e, ’e epoka, która w cigu pidziesiciu lat wykorzenia, zniewala czy zabija siedemdziesit milionów ludzi, powinna przede wszystkim by sdzona. Ale trzeba jeszcze, ’eby jej wina zostaa zrozumiana. W naiwnych czasach, kiedy tyran dla swojej chway zrównywa z ziemi miasta, kiedy niewolnik przykuty do rydwanu zwycizcy szed w ród witujcych tumów, kiedy wroga rzucano na po’arcie zwierztom na oczach zgromadzonego ludu, sumienie mogo pozosta niewzruszone, a sd jasny w obliczu tak niewinnych zbrodni. Lecz obozy niewolników pod sztandarem wolno ci, rzezie usprawiedliwiane mio ci czowieka czy upodobaniem do nadczowieka w pewnym sensie obezwadniaj sd. W chwili, gdy w szczególnym odwróceniu, wa ciwym dla naszego czasu, zbrodnia wkada skór niewinno ci, rzecz niewinno ci jest szuka dla siebie usprawiedliwie7. Ambicj tego eseju jest przyj i zbada to osobliwe wyzwanie. Chodzi o to, by wiedzie czy niewinno , odkd zaczyna dziaa, potrafi wzbroni sobie zabijania. Mo’emy dziaa tylko w naszym czasie i w ród otaczajcych nas ludzi. Nie wiemy nic, jak dugo nie wiemy, czy wolno nam zabi drugiego czowieka albo zgodzi si na jego mier. Skoro wszelkie dziaanie dzisiaj otwiera si na mier bezpo redni, nie mo’emy dziaa nie wiedzc, czy i dlaczego mamy zadawa mier. A zatem wa’n rzecz teraz nie jest siganie do korzeni rzeczy, ale wiedza o tym, jak zachowa si w wiecie, który jest, jaki jest. W czasach negacji zastanawianie si nad problemem samobójstwa mogo by po’yteczne. W czasach ideologii nale’y doj do adu z zabójstwem. Je li zabójstwo ma swoje racje, wnioski okre laj epok i nas samych; je li ich nie ma, popadli my w szale7stwo i albo trzeba szuka innych wniosków, albo si od wszystkiego odwróci. W ka’dym razie musimy jasno odpowiedzie na pytanie, które w krwi i zgieku stawia nam wiek. Bo stoimy przed pytaniem. Przed trzydziestu laty wielk spraw bya negacja i w negacji posuwano si a’ do zaprzeczenia samego siebie poprzez samobójstwo. Bóg oszukuje, wszyscy oszukuj razem z Bogiem, ja tak’e, wic umieram: problemem byo samobójstwo. Dzisiaj ideologowie neguj tylko innych, jedynymi oszustami. s oni. Wic si zabija. O ka’dym wicie mordercy w galonach wchodz do cel: problemem jest zabójstwo. Oba rozumowania si trzymaj. A raczej trzymaj nas, i to tak mocno, ’e nie mo’emy wybiera: problemy wybieraj nas, jeden po drugim. Zgód<my si na to. Ten esej, zanim przejdzie do zabójstwa i buntu, zajmie si refleksj nad samobójstwem i pojciem absurdu. Ale ta refleksja daje nam na razie tylko jedno pojcie: absurdu. Ono z kolei kryje w sobie sprzeczno w kwestii zabójstwa. Poczucie absurdu, je li chce si w nim znale< reguy postpowania, czyni zabójstwo co najmniej obojtnym, a w rezultacie mo’liwym. Je li w nic si nie wierzy, je li nic nie ma sensu i je li nie mo’emy uzna ’adnej warto ci, wszystko jest mo’liwe i ’adna rzecz nie ma znaczenia. Nic za, nic przeciw, zabójca ani ma racj, ani jej nie ma. Mo’na równie dobrze podsyca ogie7 w krematoriach jak pielgnowa trdowatych. Zo i cnota s przypadkiem albo kaprysem. Postanawia si wówczas nie dziaa, co oznacza przynajmniej zgod na zabójstwo drugiego czowieka; samemu sobie pozostawia si harmonijne opakiwanie niedoskonao ci ludzi. Mo’na ponadto zastpi dziaanie tragicznym dyletantyzmem; w tym wypadku ’ycie ludzkie jest ju’ tylko stawk. Mo’na wreszcie podj dziaanie zgoa nie bezinteresowne. Wówczas, w braku wy’szej warto ci kierujcej dziaaniem, celem bdzie bezpo rednia skuteczno . Skoro nic nie jest ani prawdziwe, ani faszywe, dobre czy ze, regu bdzie okaza si bardziej skutecznym, czyli silniejszym. wiat teraz nie dzieli si na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, ale na panów i niewolników. W jakkolwiek wic stron si obróci, zabójstwo zajmuje uprzywilejowane miejsce w sercu negacji i nihilizmu. Je li zamierzamy zatem wybra postaw absurdu, musimy przygotowa si do zabijania, dajc miejsce logice przed skrupuami, które uznamy za zudne. Oczywi cie, trzeba do tego jeszcze pewnych skonno ci. Ale w ko7cu mniej ich trzeba ni’ si przypuszcza, na co wskazuje praktyka. Zawsze zreszt mo’na kaza zabija, jak to wida dokoa. Wszystko wic zostanie uregulowane w imi logiki, je li logika rzeczywi cie wyjdzie na swoje. Ale logika nie mo’e wyj na swoje, je li zabójstwo jest kolejno mo’liwe i niemo’liwe. Bo te’ analiza absurdalna, która wpierw akt zabójstwa uczynia co najmniej obojtnym, w ko7cu, w najwa’niejszym ze swych wniosków, akt ten potpia. Konkluzj ostateczn rozumowania absurdalnego jest odrzucenie samobójstwa i trwanie w rozpaczliwej konfrontacji: pytania czowieka i milczenie wiata . Zob. Mit Syzyfa (przyp. autora). Samobójstwo oznaczaoby kres tej konfrontacji: na co rozumowanie absurdalne mogoby przysta tylko przeczc wasnym przesankom. Taka konkluzja byaby wic ucieczk albo wyzwoleniem. Ale jest oczywiste, ’e rozumowanie absurdalne uwa’a ’ycie za jedyne dobro konieczne, skoro tylko ono pozwala na konfrontacj; bez niego zakad absurdalny „Zakad” (pari) w rozumieniu nadanym mu przez Pascala (przyp. tum.). nie miaby oparcia. *eby móc powiedzie, ’e ’ycie jest absurdalne, trzeba ’yjcej wiadomo ci. Jak bez znacznego ustpstwa na rzecz wygody zachowa wycznie dla siebie korzy z takiego rozumowania? Od chwili gdy uzna si je za dobro, jest wasno ci wszystkich ludzi. Niepodobna przyda spójno ci zabójstwu, je li odmawia si jej samobójstwu. Umys przeniknity ide absurdu na pewno zgadza si na zabójstwo ze zrzdzenia losu; nie mo’e przysta na zabójstwo wyrozumowane. W obliczu konfrontacji zabójstwo i samobójstwo s tym samym i tylko oba razem mo’na przyj albo odrzuci. Tote’ nihilizm absolutny, który uprawomocnia samobójstwo, z jeszcze wiksz atwo ci uznaje zabójstwo logiczne. Je li nasza epoka chtnie si zgadza, ’e zabójstwo ma swoje usprawiedliwienia, to z obojtno ci wobec ’ycia, która cechuje nihilizm. Zdarzay si oczywi cie epoki, kiedy pasja ’ycia bya tak mocna, ’e moga przerodzi si w bezprawie. Ale czyn przestpczy by wówczas jak pomie7 strasznej namitno ci. Nie mia nic wspólnego z monotonnym porzdkiem narzuconym przez pracowit logik, dla której wszystko jest jednakie. To ona zrodzia warto ci samobójstwa, którymi ’ywi si nasz czas, a’ po ich najdalsz konsekwencj, to znaczy mord legalny. Logika, która osiga szczyt w samobójstwie zbiorowym; dowodem apokalipsa hitlerowska w 1945. Zabi siebie byo niczym dla szale7ców, którzy w podziemnych norach przygotowywali sobie mier-apoteoz; najwa’niejsze to nie zgin w pojedynk i cay wiat pocign za sob. Czowiek, który zabija si z samotno ci, w pewien sposób ochrania jak warto , skoro nie przyznaje sobie prawa do ’ycia innych. Tote’ nie posuguje si nigdy straszliw si i wolno ci, jakie daje mu decyzja mierci, ’eby zawadn kim innym; ka’de samobójstwo samotne, je li nie pynie z urazy, jest w pewnym sensie wielkoduszne albo pogardliwe. Ale gardzi si w imi czego . Je li wiat jest obojtny wobec samobójcy, to dlatego, ’e samobójca ma wyobra’enie o czym , co wiatu nie jest lub nie mogoby by obojtne. Samobójca wierzy, ’e unicestwia wszystko i wszystko zabiera ze sob, ale nawet z jego mierci rodzi si warto , dla której mo’e warto byoby ’y. Samobójstwo nie wyczerpuje wic w peni negacji absolutnej; zdoa to uczyni tylko zniszczenie absolutne, siebie i innych. W ka’dym razie do wiadczy jej mo’na zmierzajc do tej upajajcej granicy. Samobójstwo i zabójstwo s tu dwiema stronami samego porzdku, w którym nieszczsna inteligencja woli mroczny poryw unicestwiajcy niebo i Ziemi od cierpie7 ograniczonego losu. Podobnie, je li odrzuca si racje samobójstwa, nie sposób przyzna ich zabójstwu. Nie bywa si nihilist w poowie. Rozumowanie absurdalne nie mo’e jednocze nie zachowa ’ycia tego, który je gosi, i przysta na ofiar z innych. Od chwili kiedy uznaje si niemo’no negacji absolutnej — a uzna j to w pewien sposób ’y — pierwsz rzecz, której niepodobna zaprzeczy, jest ’ycie drugiego czowieka. Tak—wic to samo pojcie, które pozwalao nam wierzy, ’e zabójstwo jest obojtne, odbiera mu z kolei usprawiedliwienia; wracamy do sytuacji bezzasadnej, z której próbowali my wyj . Praktycznie takie rozumowanie upewnia nas jednocze nie, ’e wolno i nie wolno zabija. Pozostawia nas w sprzeczno ci: nic nie mo’e przeszkodzi zabójstwu i nic nie mo’e go uprawomocni; gro<ni i zagro’eni, niesieni przez epok ca w ’arze nihilizmu i mimo to samotni, zostajemy ze ci nitym gardem i broni w rce. Ale ta sprzeczno zasadnicza pojawia si wraz z mnóstwem innych w chwili, kiedy chce si trwa w absurdzie, lekcewa’c to, czym jest on w istocie; przebytym etapem, punktem wyj cia, odpowiednikiem w planie egzystencji wtpienia metodycznego Kartezjusza. Absurd sam w sobie jest sprzeczno ci. Jest ni w swojej tre ci, skoro odrzuca sdy warto ciujce, a chce zachowa ’ycie, gdy ’ycie samo w sobie jest sdem warto ciujcym. Oddycha to sdzi. Na pewno faszem byoby powiedzie, ’e ’ycie jest cigym wyborem. Prawd jest jednak, ’e nie sposób wyobrazi sobie ’ycia pozbawionego jakiego wyboru. Z tego prostego punktu widzenia postawa absurdalna jest niewyobra’alna jako akt. Niewyobra’alna równie’ jako wyraz. Ka’da filozofia nie-znaczenia zasadza si na sprzeczno ci ju’ tylko dlatego, ’e siebie wyra’a. W ten sposób przydaje minimum spójno ci niekoherencji i wprowadza konsekwencj do tego, co wedle niej samej nie ma nastpstw. Jedyn postaw spójn w nie-znaczeniu byoby milczenie, gdyby milczenie nie znaczyo równie’. Absurdalno doskonaa usiuje by niema. Kiedy mówi, to dlatego, ’e sobie poba’a albo, jak zobaczymy, ’e uwa’a siebie za tymczasow. To poba’anie i uznanie dla siebie wiadczy o gbokiej dwuznaczno ci postawy absurdalnej. Absurd, który ma pretensj do wyra’ania czowieka w jego samotno ci, w pewien sposób ka’e mu ’y przed lustrem. Rozdarcie pierwotne mo’e teraz sta si wygod. Rana, któr rozdrapuje si tak pieczoowicie, w ko7cu daje przyjemno . Nie brak nam wielkich awanturników absurdu. Ale miar ich wielko ci jest odrzucanie wygód absurdu, by zachowa jedynie jego wymagania. Chodzi o wicej, nie o mniej. „Moimi nieprzyjaciómi s ci, co chc obala, nie za ci, co siebie tworz”, mówi Nietzsche. On sam obala, ale po to, by tworzy. I wynosi wysoko prawo , choszczc sybarytów „o wi7skim ryju”. *eby wymkn si poba’aniu, rozumowanie absurdalne znajduje odmow. Odrzuca zaproszenie i wybiera rozwizanie arbitralne, stron milczenia, ascez buntu. Rimbaud, który opiewa „ liczn zbrodni skrzeczc w bocie ulicy”, spieszy do Hararu, by tam skar’y si tylko na to, ’e ’yje bez rodziny. *ycie byo dla niego „fars powszechn”. Ale w godzinie mierci woa do siostry: „Pójd do ziemi, a ty bdziesz sza w so7cu!” Poniewa’ autor nie przytacza tu - podobnie jak w wielu innych miejscach tytuów ani <róde, a przekady polskie do cytowanych przez niego urywków nie prowadz, cytaty z Nietzschego i Rimbauda jak w tek cie oryginau (przyp. tum.) Absurd, rozpatrywany jako regua ’ycia, jest wic sprzeczny. Có’ tedy dziwnego, ’e nie dostarcza nam warto ci, które zadecydowayby o prawomocno ci samobójstwa? Niepodobna zreszt ufundowa jakiej postawy na doznaniu uprzywilejowanym. Doznanie absurdu jest jednym z wielu. *e absurd przyda swych barw tylu my lom i czynom midzy dwiema wojnami, dowodzi tylko jego siy i uprawnie7. Ale sia uczucia nie znaczy, ’e jest ono uniwersalne. Bdem epoki byo goszenie generalnych regu dziaania w oparciu o rozpaczliwe uczucie, które nie mogo wystarczy si rzeczy. Wielkie cierpienie albo wielkie szcz cie mo’e sta u pocztku rozumowania. Jest ordownikiem. Ale tak jednego jak drugiego nie do na cae rozumowanie. Je li wic nale’ao zdawa sobie spraw z wra’liwo ci absurdalnej i okre li chorob, któr widzi si w sobie i u innych, to niepodobna w tej wra’liwo ci i w nihilizmie, jaki zakada, dostrzec co wicej ni’ punkt wyj cia, element krytyki, odpowiednik w planie egzystencji wtpienia metodycznego. Potem trzeba odrzuci gr z lustrem i zaj si ruchem, poprzez który absurd sam siebie przekracza. Gdy lustro zostao rozbite, nic ju’ nie mo’e odpowiedzie na pytanie wieku. Po absurdzie, jak po metodycznym wtpieniu, pozostaje tabula rasa. Znale<li my si w lepym zauku. Ale absurd, jak i wtpienie, mo’e skierowa ku nowym poszukiwaniom. Rozumowanie wyglda wówczas podobnie. Krzycz, ’e w nic nie wierz i ’e wszystko jest absurdalne, ale nie mog wtpi w mój krzyk i musz wierzy przynajmniej w mój protest. Pierwsz wic i jedyn pewno ci, dan mi przez do wiadczenie absurdu, jest bunt. Pozbawiony wszelkiej wiedzy, zmuszony do zabijania albo zgody na zabójstwo, rozporzdzam tylko t pewno ci, któr wzmacnia jeszcze moje rozdarcie. Bunt rodzi si w obliczu niedorzeczno ci, wobec losu niesprawiedliwego i niepojtego. Ale jego lepy poryw domaga si porzdku w ród chaosu i jedno ci w samym sercu tego, co ulotne i uciekajce. Bunt krzyczy, ’da, chce, by zgorszenie ustao i ’eby przyszo wreszcie to, co dotd wci’ byo pisane na wodzie. Szuka przemiany. Zmienia jednak to dziaa, a dziaaniem bdzie jutro zabójstwo, gdy bunt nie wie, czy zabójstwo jest uprawnione. Rodzi czyny, których uprawnie7 od niego si ’da. Musi wic w sobie znale< racje, skoro nie mo’e ich znale< nigdzie indziej. I musi pozna siebie, by wiedzie jak postpowa. Dwa wieki buntu, metafizycznego czy historycznego, ofiarowuj si naszej uwadze. Jedynie historyk mógby przedstawi szczegóowo doktryny i ruchy po sobie nastpujce. Ale mo’e przynajmniej zdoamy odnale< ni przewodni. Nastpne stronice proponuj tylko znaki orientacyjne i pewn hipotez. Ta hipoteza nie jest jedynie mo’liwa; daleko jej zreszt do wyja nienia wszystkiego. Ale po cz ci tumaczy kierunek i w peni niemal brak wiary naszej epoki. Przywoane tu niezwyke dzieje s dziejami europejskiej pychy. W ka’dym razie bunt zdoa odsoni swoje racje tylko wówczas, gdy jego postawy, pretensje i zdobycze zostan zbadane. W dokonaniach buntu kryje si mo’e regua dziaania, której nie móg nam da absurd, a przynajmniej wskazówki dotyczce prawa czy obowizku zabijania, nadzieja twórczo ci wreszcie. Czowiek jest jedynym stworzeniem, które nie zgadza si by tym, czym jest. Trzeba wic wiedzie, czy jego odmowa musi prowadzi do unicestwienia innych i siebie samego, czy wszelki bunt musi ko7czy si uprawomocnieniem mordu powszechnego, czy te’ przeciwnie: nie pretendujc do niemo’liwej niewinno ci, mo’e odkry zasad umiarkowanej winy. CZ PIERWSZA CZ"OWIEK ZBUNTOWANY Kto to jest czowiek zbuntowany? Jest to czowiek, który mówi: nie. Odmawia zgody, ale si nie wyrzeka; to równie’ czowiek, który od pierwszej chwili mówi: tak. Niewolnik, któremu rozkazywano przez cae ’ycie, stwierdza nagle, ’e nowy rozkaz jest nie do przyjcia. Jaka jest zawarto tego „nie”? Oznacza ono na przykad: „to trwao zbyt dugo”, „do tego miejsca tak, dalej nie”, „posuwasz si zbyt daleko”, a tak’e: „jest granica, której nie przekroczysz”. W sumie to „nie” zakada istnienie granicy. T sam ide granicy odnajdziemy w poczuciu zbuntowanego, ’e ów drugi „przesadza”, ’e rozciga swoje prawo poza lini, za któr inne prawo rzdzi i go ogranicza. Tak wic ruch buntu wspiera si jednocze nie na kategorycznym odrzuceniu ingerencji uznanej za niedopuszczaln i na niejasnym przekonaniu o wasnej suszno ci czy raczej na wra’eniu zbuntowanego, ’e „ma prawo do...”. Bunt nie obywa si bez poczucia, ’e w jaki sposób i w jakim punkcie czowiek ma racj. Oto dlaczego zbuntowany niewolnik mówi zarazem „tak” i „nie”. Stwierdzajc istnienie granicy, stwierdza te’ istnienie tego wszystkiego, co poza ni przeczuwa i czego chce broni. Dowodzi z uporem, ’e jest w nim co , co „warte jest trudu, ’eby...”, i ’da, by mie to na uwadze. W pewien sposób przeciwstawia uciskajcemu go porzdkowi prawo do niepodlegania mu, je li przekroczy granic, na któr mo’e przysta. Wraz z odrzuceniem przymusu jest w ka’dym buncie cakowita i natychmiastowa zgoda czowieka na cz jego samego. Wprowadza wic on milczco sd warto ciujcy na tyle powa’ny, ’e obstaje przy nim w ród niebezpiecze7stw. Dotychczas milcza, wydany rozpaczy, która sprawia, ’e zgadzamy si na swój los, nawet uwa’ajc go za niesprawiedliwy. Milcze to znaczy pozwoli wierzy, ’e nie osdzamy i nie pragniemy niczego, w pewnych za wypadkach to rzeczywi cie niczego nie pragn. Rozpacz, tak samo jak absurd, osdza i pragnie wszystkiego w ogóle, a nic w szczególno ci. Milczenie wyra’a j dobrze. Ale od chwili gdy rozpacz zaczyna mówi, nawet je li jej sowem jest „nie”, znaczy to, ’e pragnie i osdza. Zbuntowany, w rozumieniu etymologicznym, dokonuje zwrotu. * Szed pod batem pana. Teraz nagle si odwróci. Przeciwstawia to, co lepsze, temu, co gorsze. Nie ka’da warto pociga za sob bunt, ale wszelki ruchu buntu milczco przyzywa jak warto . Czy chodzi tu jednak o warto ? Z buntu rodzi si wiadomo , jakkolwiek mglista: nage i ol niewajce spostrze’enie, ’e w czowieku jest co , z czym mo’e si uto’sami, choby na pewien czas. Dotychczas nie czu tej to’samo ci naprawd. Niewolnik znosi ka’dy przymus poprzedzajcy chwil buntu. Czsto nawet zgadza si bez szemrania na rozkazy budzce wikszy sprzeciw ni’ ten, który wywoa w nim odmow. Cho mo’e odrzuca je w sobie, by cierpliwy; skoro milcza, bardziej dba o swój bezpo redni interes, ni’ wiadom by swego prawa. Z utrat cierpliwo ci, z pojawieniem si niecierpliwo ci, zaczyna si natomiast ruch mogcy obj to wszystko, co wpierw akceptowa. Ten ruch niemal zawsze dziaa wstecz. Niewolnik, który odrzuca upokarzajcy rozkaz przeo’onego, odrzuca jednocze nie sam stan niewolnictwa. Ruch buntu niesie go dalej, ni’ mogaby to uczyni zwyka odmowa. Przekracza nawet granic, któr wyznacza przeciwnikowi, i ’da teraz, by by z nim traktowany na równi. * Le revolte... fait volte-face (przyp. tum). To, co wpierw byo nieuchwytnym oporem czowieka, staje si caym czowiekiem, który si z tym oporem uto’samia i w nim si streszcza. T czstk siebie, której poszanowania ’da, stawia nad wszystko inne i ogasza, ’e uwa’a j za najwa’niejsz, wa’niejsz nawet od ’ycia. Staje si ona dla niego dobrem najwy’szym. Wybrawszy wpierw kompromis, niewolnik rzuca si nagle („skoro tak jest...”) we Wszystko albo Nic. wiadomo rodzi si wraz z buntem. Widzimy jednak, ’e jest to wiadomo obejmujca jakie „wszystko”; do niejasne jeszcze, i jakie „nic”, które oznajmia mo’liwo po wicenia si czowieka temu „wszystko”, Zbuntowany chce by wszystkim, uto’sami si cakowicie z dobrem, którego wiadomo nagle powzi i którego uznania i uszanowania w swej osobie pragnie, albo niczym, to znaczy definitywnie ulec sile, która nad nim góruje. W skrajnym przypadku zgadza si na pora’k ostateczn, to znaczy na mier, skoro ma zosta pozbawiony tej jedynej konsekracji, któr nazwie, na przykad, wolno ci. Raczej umrze, stojc, ni’ ’y na kolanach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|