« M E N U » |
»
|
» Ktoś, kto mówi, że nie zna się na sztuce, źle zna samego siebie. | » Aldiss Brian W. - Na zewnątrz, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian Wilson - Opowiadania I, e-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian Wilson - Kryptozoik, e-book, Aldiss Brian | » Aldiss Brian W. - Nieobliczalna gwiazda, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alex Joe - Cicha jak ostatnie tchnienie, e-book, Alex Joe | » Alistair MacLean - Łamacz kodów, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Alistair MacLean - Rzeka Śmierci, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Aldiss Brian W. - Kamyczki Poety Tu Fu, KSIĄŻKI, E-book, Aldiss Brian | » Alistair MacLean - Air Force One zaginął, KSIĄŻKI, E-book, Alistair MacLean | » Al-Râzî's Book of Secrets - The Practical Laboratory in the Medieval Islamic World by Gail Marlow Taylor (2008), Alchemia i spagiryka |
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plefriends.pev.pl
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Fraser Alison Profesor i studentka ROZDZIAŁ PIERWSZY - Poczekaj, aż go zobaczysz. Niesamowicie przystojny! To były pierwsze słowa, jakie Kip usłyszała na temat Whita Delaneya. Nie zostały skierowane bezpośrednio do niej, lecz stanowiły część rozmowy dwóch innych dziewczyn. Kip znała je tylko z widzenia. Wiedziała, jak się nazywają. Ta, która mówiła, miała na imię Lauren, ta, która zachichotała w odpowiedzi na słowa przyjaciółki - Stacey. Obie były ładnymi blondynkami. - Żartujesz. Syn profesora Delaneya nic może być taki - śmiała się Stacey. - Ależ jest - upierała się Lauren, - Spytaj, kogo chcesz. Stacey rozejrzała się, gotowa skorzystać z rady koleżanki, lecz w klasie nie było zbyt wielu osób, więc jej wzrok zatrzymał się na Kip. - Spytajmy tej Angielki. - Stacey uśmiechnęła się chytrze. Kip domyślała się, co zaraz nastąpi. - Widziałaś tego nowego od literatury? - spytała Lauren. - Co się stało z profesorem Delaneyem? - zaniepokoiła się Kip. Stacey i Lauren przewróciły oczami. - Na jakiej planecie żyjesz? Kip nie odpowiedziała. - Już wiem! - zawołała Stacey. - To planeta Reebok! - Obie z Lauren roześmiały się rozbawione żartem. Kip pomyślała, że naigrawają się z jej lekkoatletycznej pasji. - Profesor Delaney w połowic semestru miał atak serca - poinformowała Lauren z wyższością osoby wtajemniczonej. - Och! - zmartwiła się Kip, która lubiła starego profesora. - Doszedł już do siebie? Lauren wzruszyła ramionami. Stan zdrowia wykładowcy nie był dla niej tak ważny jak pojawienie się jego syna. - Oto on! - szepnęła do Stacey i obie natychmiast zapomniały o istnieniu Kip. Niespecjalnie zainteresowana podniosła wzrok jak wszyscy. Nie spodziewała się niczego niezwykłego, lecz Stacey nie myliła się - syn profesora Delaneya okazał się najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała w życiu. Był wyższy od studentów zgromadzonych w klasie. Włosy ciemnoblond czesał do tyłu, odsłaniając wysokie czoło. Jego twarz o ostrych, męskich rysach była opalona. Trudno powiedzieć, ile miał lat. Między trzydzieści a pięćdziesiąt. Uwagę Kip przyciągnęły jego oczy. Spojrzenie mężczyzny musiało podziałać na wszystkich studentów. Wystarczyło, że rozejrzał się po klasie, a zapanowała cisza. - Nazywam się Whitman Delaney - oznajmił. - Przyjaciele mówią do mnie Whit. Wy możecie zwracać się do mnie „profesorze Delaney", chyba że uważacie się za nowe wcielenia Szekspira, co uprawniałoby do większej familiarności. Dopiero po chwili klasa pozwoliła sobie na śmiech. Kip nie przyłączyła się jednak do ogólnej wesołości. Nie znosiła pewnych siebie, przemądrzałych facetów, - Teraz sprawa waszych prac. - Profesor uniósł plik papierów. - Wyczytam nazwiska, a każdy podejdzie i odbierze swoje arcydzieło. Powiedziawszy to, szybko zaczął wywoływać autorów rozprawek i od razu je komentował. Widać było, że oceniał je znacznie surowiej niż ojciec. Na szczęście dla Kip grupa składała się z piętnastu innych studentów, więc profesor nie zauważył braku jej pracy. Dziewczyna żywiła nadzieję, że w ogóle nie zwróci na nią uwagi. Ze dwa razy jednak młody Delaney zatrzymał na niej wzrok, ale o nic nie spytał. Ćwiczenia dobiegały końca. Dogasała dyskusja na temat utrwalonych w literaturze wielkich aktów zdrady, kiedy profesor wyczytał jej nazwisko. Gdyby zaczął pytać według listy, Kip Wilson jakoś by przetrwała, tym razem jednak stało się inaczej. Minęła dobra chwila, nim dziewczyna się ocknęła. - Kipling Wilson? - powtórzył wykładowca, nie otrzymawszy odpowiedzi. - Może zechciałby się pan ujawnić? Niezamierzone nieporozumienie związane z uznaniem jej za chłopca wywołało radość w grupie. Niechęć Kip do profesora Delaneya wyraźnie wzrosła, gdy poczuła się zmuszona do podniesienia ręki w geście potwierdzającym tożsamość. Nie lubiła sytuacji, w których stawała się obiektem zainteresowania, tymczasem cała grupa wlepiła w nią wzrok, a wykładowca lekko się zdziwił. - Przepraszam. Okazuje się, że to ona, a nie on. Podczas gdy amerykańskie studentki nosiły długie włosy i dbały o fryzury, kręcone, ciemne włosy Kip były obcięte krótko jak u chłopca. Jednak jej twarz o dużych zielonych oczach i pełnych ustach wyglądała bardzo kobieco. Jakiś chłopak ośmielił się nawet kiedyś nazwać ją piękną, lecz ona roześmiała się tylko, więc nigdy tego nie powtórzył. Whit Delaney uśmiechnął się, rozpoznając dziewczynę. - Ach, nasza biegaczka. Więc nie będziemy potrzebować siły napędowej. W ciągu sekundy Kip uświadomiła sobie, czemu niebieskie oczy mężczyzny wydawały się jej znajome. Po raz pierwszy spotkali się kilka dni temu, kiedy jak zwykle o siódmej rano ćwiczyła bieg. Tego dnia było mglisto, lecz to jej nie zniechęciło. Miała określoną liczbę okrążeń do wykonania przed zajęciami. Zostały jeszcze dwa, gdy wpadła na kogoś stojącego na bieżni. Solidny obiekt kolizji był zaskoczony, lecz nie stracił równowagi. Kip poczuła się równie zdziwiona, gdy znalazła się na ziemi. Nie poruszyła się, nim nie zyskała pewności, iż niczego sobie nie zwichnęła ani nie złamała. - Wszystko w porządku? - spytał, pochylając się nad nią. Niebieskie oczy objęły ją uważnym spojrzeniem, a na nieogolonej twarzy pojawił się uśmiech. - To pani na mnie wpadła - powiedział. - Stał pan na środku bieżni - odparowała. - To prawda - przyznał, obserwując jak dziewczyna siada na ziemi. - Chyba nie spodziewałem się nikogo na joggingu o tej porze. - Nie uprawiam joggingu, ale biegam - sprostowała, miażdżąc go spojrzeniem. - Uznaję swój błąd - rzekł z odcieniem żartobliwości w głosie, co nie poprawiło nastroju Kip. - Bieżnia należy do college'u Radford - zaznaczyła stanowczym tonem. - Wiem. Też jestem związany z tym college'em. Kip spojrzała nań z niedowierzaniem. W Radford było kilku dojrzałych studentów, lecz tego nigdy nie widziała, bo z pewnością zwróciłaby nań uwagę. - Jestem nowy - wyjaśnił, widząc jej podejrzliwość. - Czym się zajmujesz? - spytała. - Literaturą angielską od siedemnastego do dziewiętnastego wieku. A ty? Kip nie odpowiedziała, uznając, iż ta rozmowa niepotrzebnie się przedłuża. Zignorowała rękę, którą wyciągnął, by pomóc jej wstać, i podniosła się sama. - Może pobiegniemy razem, by uniknąć kolizji - zaproponował. - Wolę biegać sama - odrzekła stanowczo. - To musi być trudne, skoro startujesz w zawodach - zauważył. - Skąd wiesz, że startuję w zawodach? - Zgadłem - odparł, wzruszając ramionami i prześlizgując się wzrokiem po jej szortach oraz białej koszulce bez rękawów
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhot-wife.htw.pl
|
|
Cytat |
Dobry przykład - połowa kazania. Adalberg I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! (Et tu, Brute, contra me?! ) Cezar (Caius Iulius Caesar, ok. 101 - 44 p. n. e) Do polowania na pchły i męża nie trzeba mieć karty myśliwskiej. Zygmunt Fijas W ciepłym klimacie najłatwiej wyrastają zimni dranie. Gdybym tylko wiedział, powinienem był zostać zegarmistrzem. - Albert Einstein (1879-1955) komentując swoją rolę w skonstruowaniu bomby atomowej
|
|